Reklama

Specjalista od przebijania własnego sufitu

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

24 sierpnia 2020, 09:58 • 5 min czytania 20 komentarzy

Pierwsza połowa, Lewandowski melduje się Neymarowi pod własną bramką. Czyściutki odbiór w momencie, kiedy PSG zyskiwało przewagę. Jak nic Lewy mógłby kiedyś ogarniać gdzieś na stoperze. Jak byliście kiedyś na meczu od okręgówki w dół, wiecie o czym mówię – facet koło pięćdziesiątki gra libero i czyści akcje.

Specjalista od przebijania własnego sufitu

W końcówce meczu Neymar miał ochotę się zrewanżować. Pokazać, że i on po pięćdziesiątce mógłby grać libero w okręgówce. Ale nie dał rady, Lewy uciekał, więc Neymar był zmuszony do faulu taktycznego. Bezradność Brazylijczyka, który też grał jeden z najważniejszych meczów w karierze.

Najwiekszy show zrobili wczoraj Neuer, Coman, Thiago – Lewy na pewno nie statystował, to nie był jego zły mecz. Choć nie był też wielki, o jakim po cichu marzyłem. Żadna z jego akcji nieśmiertelna nie zostanie. Ale niezmiernie podobała mi się ta jego bezpośrednia rywalizacja z Neymarem, do której wcale nie musiało dojść.

Neymar od zawsze był uważany za supertalent. W wieku czternastu lat poleciał do Madrytu. W Realu trenował z Zidane, Beckhamem, Ronaldo czy Roberto Carlosem. Kontrakt był gotowy.

Może się As nie obrazi:

Reklama

Piłkarz, który jeszcze przed debiutem był brazylijską sławą.

Rok po debiucie potrafił strzelić pięć bramek Guarani.

Oczywiście zaczęła się pompka, a jak z Santosu, to wiadomo, że nowy Pele. Kluby z Europy zaczęły walić drzwiami i oknami, nie tylko te największe – w 2010 ofertę złożył West Ham. W zasadzie europejskie kluby dzieliły się na te, które interesowały się Neymarem i na te, które wiedziały, że nie ma sensu, aby się interesowały Neymarem,bo i tak nie mają na niego szans.

Jako nastolatek miał już kilkadziesiąt bramek na koncie, nagrodę najlepszego piłkarza Ameryki Południowej i wygranie Copa Libertadores.

Robert mniej więcej w tym wieku płakał pod stadionem Legii po tym, jak nie załapał się do Młodej Ekstraklasy. Kartę zawodniczą wręczała mu sekretarka. Wylano już cysterny pomyj na Legię za potraktowanie Lewego, to raz dla odmiany spójrzmy na szerszy kontekst: w debiutanckim sezonie ME Legia miała w ataku Kozuba, Trochima, Paluchowskiego, Majkowskiego. Faktycznie oddajmy, że każdy z nich był w tamtych latach uważany za spory talent. Dariusz Wdowczyk zabrał też Lewandowskiego na jedno zgrupowanie seniorów. Szansa była. Dostał ją. Ale Robert przez kontuzje sobie nie poradził.

Reklama

Często wracam do tego momentu w karierze Roberta Lewandowskiego. Tego, i pierwszych miesięcy tuż po nim w Zniczu. Dawał sobie wtedy ostatnie pół roku, żeby sprawdzić się w piłce. Czy to ma sens, czy jednak jest stratą czasu i trzeba zająć się czymś innym.

Pół roku w Zniczu Pruszków decydujące, w sumie, dla całej polskiej piłki.

I nic nie było w tym półroczu oczywiste. Robert Lewandowski nie był zupełnie przekonany do trzecioligowego Znicza Pruszków, który okazał się finalnie wyborem idealnym. Trzeba go było na ten Znicz namawiać. Znicz zapłacił za Lewego pięć tysięcy złotych. Kto wie czy i ten Znicz by wypalił, gdyby nie kontakty – mama Roberta była tu trenerką siatkówki. Nie sugeruję, że został tam wciśnięty, ale wiadomo, że łatwiej, by w takich okolicznościach ktoś go uważnie obejrzał.

Wejście do klubu miał mierne. Michał Herman wspominał w książce “Przeglądu Sportowego” o Lewym, że śmiano się nawet z tego jak biegał: – Kuśtykał, więc żartowaliśmy, że jedną nogę musi mieć krótszą. Był bez formy. Z pięciu sytuacji nie mógł zdobyć nawet pół bramki. Kilka razy nie załapał się do meczowej osiemnastki i jeździł na siódmioligowe rezerwy. Ale był ambitny. Po treningu prosił bramkarza, żeby z nim został. Ćwiczył strzały, az w końcu zaskoczył.

Rezerwy Znicza grały wtedy w A-klasie. W pierwszych meczach, w który najwyraźniej grywał Lewy, rywalami były takie ekipy jak Anprel Nowa Wieś, RKS Mirków Konstancin-Jeziorna. Przyszła też w czwartej kolejce porażka 2:5 z Laurą Chylice.

Ciekawe, czy ktoś z tych aklasowych klubów go z sezonu 06/07 pamięta.

Robert miał wtedy już osiemnaście lat – w takim wieku Neymar miał już świat u stóp, słyszał o nim każdy, kto interesował się piłką. O Robercie słyszeli głównie pasjonaci mazowieckich boisk, w dodatku tych nie największych.

Nawet wygrzebałem wywiad z Lewym dla oficjalnej strony Znicza Pruszków w 2012, czyli kiedy nie był jeszcze takim gościem jak dzisiaj, ale już europejską gwiazdą. I zwróćcie uważnie uwagę. Spytany o najważniejszy sezon w karierze nie mówi ani o przełomie w Borussii Dortmund, ani o koronie króla strzelców pierwszej ligi, ani o mistrzostwie dla Lecha Poznań.

– Kluczowy przede wszystkim był ten pierwszy sezon w Zniczu. Pierwsza runda gdzie dochodziłem do siebie po kontuzji. Był to taki okres kiedy potrzebowałem czasu by wszystko wróciło do normy.

Nic w tej karierze nie było oczywiste jak u Neymara. Tej kariery w ogóle nie musiało być.

Drugim takim momentem dla mnie dość wymownym był fakt, że gdy wyjeżdżał z Polski – mówił, że jego celem jest nie wrócić. Facet, który dziś jest legendą Bundesligi, jednym z najlepszych piłkarzy w historii tej ligi, tylko nie chciał się od niej odbić.

Lewy potem stał się już specjalistą od przebijania własnego sufitu.

Weszło mu w nawyk. Mówiono, że dobry napastnik, ale ograniczony. No to dokładał konsekwentnie kolejne elementy warsztatu, nawet po trzydziestce. Pamiętacie jakim zaskoczeniem było, gdy nagle okazało się, że Lewandowski dziurawi ze stałych fragmentów gry. To było najwyraźniejsze, ale takich kwestii było mnóstwo, aż dziś jest napastnikiem kompletnym.

I wczoraj spotkali się, gość skazany na wielkość, gość piłkarsko wybitny od nastolatka i facet, który prawie rzucił to wszystko w diabły po A-klasowych meczach. Facet który powoli, stopniowo wykuwał to, kim jest. I ten z doświadczeniami z A-klasy okazuje się lepszy, dużo lepszy, także w sposób symboliczny w bezpośrednich starciach.

Powiedzcie, że w tym nie ma inspiracji. Uniwersalnej. Z gatunku: możesz w ogóle nie mieć pojęcia na jak wiele cię stać. Brzmi jak coachingowy frazes z ostatniej strony “Potęgi podświadomości” czy innego badziewia. Ale tak po prostu było u Lewandowskiego. Jest tej drogi dowodem.

Leszek Milewski

Fot. NewsPix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

20 komentarzy

Loading...