Aleksander Buksa przedłużył swój kontrakt do czerwca 2023 roku, a to oznacza, że Wisła Kraków wypełniła najważniejsze zadanie okna transferowego. Jednym podpisem – o ile nie dojdzie do jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji – zagwarantowała sobie kilka milionów w europejskiej walucie. W przypadku Buksy nie pytamy „czy wyjedzie?”. Pytamy „kiedy byłby najlepszy moment?”.
Jeśli Buksa chciałby zmienić otoczenie od stycznia, miał ku temu wymarzoną sytuację. Jego poprzedni kontrakt wygasał w grudniu, a więc mógł spędzić najbliższe pół roku na wybieraniu sobie najlepszego miejsca do rozwoju. Do piłkarza dobijają się duże europejskie kluby, zresztą w pewnym momencie pisało się nawet o Barcelonie. A tu mamy nie dość, że gościa z dużym talentem, to jeszcze do wyjęcia za darmo. Okazja ta nie przeszła w światku piłkarskim bez echa. Niektóre kluby starały się przekonać otoczenie Buksy do nieprzedłużania kontraktu z Wisłą, proponując szalone kwoty za podpis.
Wisła – optymalny wybór?
Sam Buksa mówił nam, że nie kasuje żadnej oferty. Jego otoczenie skrupulatnie analizuje wszystkie propozycje. A jednocześnie wszyscy byli zgodni – żaden klub nie da mu na ten moment tyle, co Wisła.
Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że 17-latek trafia do – powiedzmy – Barcelony, ale na kilka lat grzęźnie w juniorskim zespole, w najlepszym wypadku gdzieś na wypożyczeniach? Bez trudu.
Albo nawet i w przypadku wyboru mniejszego klubu, czy dostałby on tyle szans, co w Wiśle, zwłaszcza w dobie przepisu o młodzieżowcu? Mocno wątpliwe.
Zwłaszcza, że byłby to dla dużego klubu transfer o niewielkich kosztach, a wtedy, wiadomo – trudniej spojrzeć na piłkarza jak na przyszłego kozaka, skoro nie musiałeś wydrenować swojego portfela, by go pozyskać. Buksa chce uniknąć błędów popełnionych przez swojego brata, a jednym z nich był brak stabilizacji w wieku licealnym. Pierwszą liceum zaczynał w Wiśle Kraków, na drugą przeniósł się do Włoch, do matury przygotowywał się jako piłkarz Lechii, choć oczywiście sprawy miałyby się inaczej, gdyby ówczesna Wisła stawiała na młodych tak chętnie, jak dzisiejsza. “Biała Gwiazda” daje Aleksandrowi więc nie tylko najlepszą opcję sportową, ale i życiową – będzie mógł w spokoju skończyć szkołę, rozwinąć się, wyjechać jako ukształtowany piłkarz i człowiek.
Kontrowersyjne przedłużenie
Sprawa tego kontraktu grzała przy Reymonta wszystkich przez ostatni rok. Poprzednie przedłużenie umowy zostało przeprowadzone… w niezbyt sympatycznych okolicznościach. Ujmijmy to tak – gdyby przeprowadzić dochodzenie, w butach kierownictwa Wisły można byłoby odnaleźć wówczas elementy słomy. Było tak – Buksa trenował z Wisłą na juniorskiej umowie, która gwarantowała mu śmieszne zarobki (adekwatne do wieku i roli w drużynie). Gdy zaczynał dostawać pierwsze minuty w dorosłym zespole – cały czas rozwijając się modelowo – klub i otoczenie zawodnika usiedli do rozmów o nowym kontrakcie. Dla Wisły miała to być polisa na przyszłość. Dla zawodnika – docenienie finansowe. Ale też pokrycie kosztów, bo środki wydawane na rozwój chłopaka (trenerzy indywidualni, korepetycje czy choćby dojazdy do Myślenic) przekraczały to, ile dostawał od klubu.
Jednocześnie Buksa miał cały czas wpisaną w stary kontrakt klauzulę, pozwalającą przedłużyć go o rok na ówczesnych zasadach. No i Wisła po tym jak zaczęła rozmowy o poważnej umowie, niespodziewanie skręciła w tę drugą bramkę (przedłużenie o kolejny rok na juniorskich zasadach). Oberwało się za to mocno Piotrowi Obidzińskiemu ustami Jakuba Błaszczykowskiego. I tak jak z dystansem traktujemy tę medialną ofensywę Wisły przeciwko Obidzińskiemu, tak tu trzeba powiedzieć jasno – sprawa została totalnie zawalona.
NIE KASUJĘ OFERT, ALE WISŁA TO NAJLEPSZE MIEJSCE DO ROZWOJU. PRZECZYTAJ NASZ WYWIAD Z OLKIEM BUKSĄ
Raz, że przedłużanie kontraktu zawodnika na warunkach, które nie pokrywają nawet kosztów pracy, nie przystoi. Dwa – było to głupie względem przyszłości klubu. Buksa miał teraz idealną pozycję negocjacyjną, wiedząc, jak bardzo Wisła zapędziła się w kozi róg. Klub naraził się na to, że pewnego dnia piłkarz zawita na trening do Myślenic, uściśnie dłoń prezesa i powie: – Dzięki za wszystko, ale ja przenoszę się do Bundesligi. Ciao!
Do transferu zapewne dojdzie, ale jeszcze nie teraz. Z korzyścią dla piłkarza, który ma w Krakowie idealne warunki do rozwoju. Ale też dla klubu, który nie straci swojej perełki za darmo. Kto wie, być może transfer Buksy pokryje nawet całe zadłużenie „Białej Gwiazdy”? Może tak się stać, jeśli Buksa zostanie sprzedany za więcej niż sześć milionów euro. To kwota, która na dziś wygląda całkiem realnie. Właśnie dlatego ten podpis jest kluczowym ruchem okienka Wisły. Wszystko teraz w nogach, a zwłaszcza w głowie Buksy. Oby tak chłodnej, jak do tej pory.
Fot. FotoPyK