Tylko czterech zawodników z wyjściowego składu Warty Poznań miało za sobą jakiekolwiek doświadczenie ekstraklasowe. Czy po zespole Piotra Tworka było widać stres? Niekoniecznie. Beniaminek wyszedł na Lechię wysokim pressingiem, chciał narzucić swoje warunki grania. Ale pressing na pragmatyczną Lechię to było za mało. Goście wygrali po trafieniu Zwolińskiego, a “ozdobą” tego starcia było podwójne padolino Jakóbowskiego.
Prawie pięć tysięcy dni stadion w Grodzisku Wielkopolskim czekał na Ekstraklasę. A ponad dziewięć tysięcy dni Warta oczekiwała na kolejny mecz w elicie. No i się doczekała. Na inaugurację wyszła niemal identycznym składem, w jakim kończyła poprzedni sezon. Trener Tworek wrócił jedynie do wariantu z Gracjanem Jarochem w ataku. A poza tym – właściwie modelowe ustawienie z poprzedniego sezonu. Jedyna obawa kibiców z Poznania polegała na tym, czy ten zespół czasami nie ugnie się pod presją Ekstraklasy.
Bo właściwie cały blok obronny nigdy na tym poziomie nie grał. W pomocy spory bagaż doświadczeń miał Trałka, mniejszy Kupczak, podobnie Rybicki, a Jakóbowsi w Lechu zagrał epizodzik. Siedmiu piłkarzy Ekstraklasę widziało tylko w telewizji.
Ale Warta zagrała odważnie i tego nie można jej odmówić. Jeśli chodzi o pomysł i chęć zdomninowania tego meczu, to piłeczka leżała po ich stronie. Od pierwszych minut dwie mrówy z ofensywy – Janicki i Jaroch – naciskali Nalepę, Kopacza i nawet Kuciaka. To była siła “Zielonych” w I lidze i zgodnie z zapowiedziami Piotra Tworka poznaniacy od tego stylu grania nie odeszli.
Lechia? Pomysł był prosty – rozrywać Wartę przerzutami. Z lewej do prawej, z prawej do lewej, a już po opanowaniu piłki przy dalekim podaniu – rajd, zrobienie przewagi i szukanie Zwolińskiego. Mnóstwo dzisiaj piłek goście zagrali dla swojego napastnika. Ten miał zgrać, zastawić się, oddać do boku i zrobić miejsce wchodzącym z drugiej linii Paixao czy Mihalikowi. Pomysł był zauważalny, ale… No, nic z tego nie wynikało. Najlepsza sytuacja do przerwy? Gdy Zwoliński dostał piłkę za linię obrony, strzelił niecelnie, a ponadto był na spalonym.
Widać było, że po stronie Lechii jest więcej jakości indywidualnej. To nie tak, że Lechia zgniotła Wartę po przerwie. Ale jeśli już podawali goście, to te podania były ciut lepsze, ciutkę dokładniejsze, tycio bardziej w tempo. Lechia polowała na tę jedną akcję. I ją dostała. Pietrzak wrzucił piłkę z rzutu wolnego, w polu karnym odbył się mały flipper, w którym bardzo rozsądnym podaniem wykazał się Nalepa. Wycofanie do tyłu zamiast chamskiego uderzania z nieprzygotowanej pozycji. Dograł do Zwolińskiego, ten przycelował i Lis nie miał szans.
Zespół Tworka nie był zupełnie bezradny, bo przecież był chociażby okazje Kiełba czy w końcówce Kuzimskiego. Natomiast mamy wrażenie, że przy tych decydujących podaniach czy wrzutkach brakowało po prostu jakości. No i ostatnie minuty “Zieloni” musieli grać w dziesiątkę. Michał Jakóbowski wykazał się niesamowitym dzbaniarstwem. Rozumiemy dostać żółtą kartkę za symulkę w czasach bez VAR-u. Ale dostać DWIE ŻÓŁTE KARTKI w czasach, gdy na stadionie stoi kilka kamer i każda doskonale zweryfikuje, czy uprawiałeś padolino, czy jednak faktycznie byłeś podcinany? To jakiś wyższy poziom naiwności i braku szacunku do widzów, sędziów oraz rywali.
Warta jeszcze w doliczonym czasie gry próbowała w osłabieniu doprowadzić do remisu, ale brakowało tego ostatniego podania, dostawienia nogi w stylu – ha, właśnie – w stylu Lechii. Parafrazując klasyk polskiej kinematografii – my taką Lechię bardzo dobrze znamy. Może nie dominującą, może nie stwarzającą sobie wielu okazji, ale często potrafiącą zdusić mecz i strzelić tego gola więcej. Dzisiaj oddała cztery strzały, jeden celny. I strzeliła jednego gola.
A Warta? Cóż, mamy wrażenie, że przy takim stanie kadrowym jeszcze niejeden taki mecz beniaminek przegra. Że będą podchodzić wysoko, że będą próbowali poklepać sobie piłeczką w bocznym sektorze, ale ostatecznie zabraknie po prostu piłkarzy wyróżniających się na poziomie Ekstraklasy. Wiemy, że dyrektor Graf jeszcze działa na rynku transferowym i to nie jest kadra zamknięta. I chyba dziś dostał czytelny sygnał – potrzeba przynajmniej jednej skrzydłowego, pewnie i lewego obrońcy, być może i napastnika. Nie skazujemy jej na drogę ŁKS-u, ale dzisiaj dostała żółtą kartkę.
Fot. Newspix