Białe koszulki. Czerwone spodenki. Mają swoją filozofię. Niespodziewanie zaszli wysoko. Co tu dużo mówić, patrząc na RB Lipsk i ŁKS, wszystko z zewnątrz się zgadza. Niestety dla drużyny z Lipska zgadzała się też gra. Przynajmniej w meczu z PSG, który podopieczni Juliana Nagelsmanna przegrali na własne życzenie. Nie ma co marzyć o finale Ligi Mistrzów, kiedy trzy bramki przyozdabia się kokardką i wręcza rywalowi na tacy.
Pierwsze minuty spotkania. Peter Gulacsi pogubił się we własnym polu karnym i próbując wybić piłkę, trafił w Neymara. Futbolówka szybko trafiła pod nogi Kyliana Mbappe, który bez problemu skierował ją do siatki. W górę powędrowała jednak chorągiewka sędziego asystenta, co uchroniło węgierskiego przed blamażem. Wtedy jeszcze się udało, natomiast był to wyraźny sygnał ostrzegawczy – rozgrywanie piłki od tyłu może się skończyć bardzo, ale to bardzo źle.
Czy ktoś w Lipsku wyciągnął z tego wnioski? Absolutnie nie.
Gulacsi zawalił raz jeszcze, dzięki czemu PSG tuż przed przerwą podwyższyło wynik spotkania i praktycznie przyklepało sobie wygraną. A jeśli mamy liczyć wszystkie odbiory, wszystkie przecięte piłki (jak choćby wtedy, gdy dalekie podanie Dayota Upamecano zgarnął Leandro Paredes), nie starczy nam palców u obu rąk. Pressing założony przez Francuzów wyglądał tak, jakby PSG wyciągnęło najlepsze, co się dało z Atalanty Bergamo. Momentami była to po prostu kalka tego, co La Dea zwykła serwować swoim rywalom.
Defensywa Lipska dziurawa jak ser
Ale błędy Gulacsiego i nieudane podania przy próbie wprowadzenia piłki do tyłu, nie były jedynymi winami Lipska w tym spotkaniu. Prawdę mówiąc, niemiecka drużyna mocno zawiniła przy każdym golu. Ktoś skontruje – no tak, w końcu futbol to gra błędów, przeważnie wtedy padają bramki. To fakt, jednak nie każdy błąd jest aż tak ewidentny. Widoczny gołym okiem. A tu właśnie tak było.
- 1:0 – PSG ma rzut wolny, a obrońcy RB Lipsk ucinają sobie drzemkę
- 2:0 – wspomniana asysta Gulacsiego
- 3:0 – strata pod własnym polem karnym, złamana linia spalonego, zgubione krycie. Osobliwy hattrick
Trzeba się naprawdę mocno postarać, żeby podłożyć się w ten sposób. Zwłaszcza że to przecież tylko wycinek sytuacji – te, które przyniosły bramkę. Jeśli PSG było kalką Atalanty w pressingu, to RB Lipsk musi być wierną kopią ŁKS-u w obronie. Liczba prostopadłych podań, która docierała w pole karne – niesamowita. Dwa słupki, w tym ten, gdy Neymar mógł kompletnie skompromitować rywala, strzelając mu bramkę z rzutu wolnego z ok. 40 metrów.
Nagelsmann i jego sztab nie wyciągnęli chyba wniosków z tego, co PSG zrobiło w meczu z Borussią Dortmund. Rewanżowe starcie z BVB rozpoczęło się bowiem bliźniaczo podobnie. Angel di Maria dogrywa piłkę z narożnika boiska, kolega z zespołu kończy akcję strzałem głową, 1:0. Schematy, detale, powtarzalność.
Neymar i di Maria – królowie asyst
Aha, jeśli już o powtarzalności, to trzeba wspomnieć o tych, którzy mają ją od lat. A konkretniej od zawsze. OptaJean dostarczył nam dwie ciekawostki:
- Neymar zaliczył 24 asysty w Lidze Mistrzów, od czasu jego debiutu (2013) nikt nie był pod tym względem lepszy
- Angel di Maria zanotował 27 ostatnich podań w Lidze Mistrzów i znów: od kiedy debiutował (2007)
Do tego dorzucamy jeszcze Kyliana Mbappe z pięcioma asystami w tym sezonie i mamy hydrę. Odetniesz jedną głowę, wyrasta następna, która kąsa równie groźnie. Dlatego też trochę Lipsk rozumiemy – ciężko jest zatrzymać taką ofensywę.
Timo Werner – brakujący element?
W kwestii łódzko-lipskich porównań pozostaje jeszcze jedna sprawa – brak gwiazdy. ŁKS zimą stracił Daniego Ramireza i nie tyle nie dało się patrzeć na grę łodzian (ok, to też), co była ona najzwyczajniej w świecie nieefektywna. Bez lidera, w dodatku także bez skutecznego napastnika, po prostu nic się im nie kleiło. A Lipsk? Do turnieju finałowego Ligi Mistrzów przystępował bez Timo Wernera. Spora strata? To mało powiedziane. Z 16 goli zdobytych przez niemiecki zespół w obecnej edycji, Werner miał udział przy sześciu. Złożyły się na to 4 bramki i 2 asysty. Wygląda to jeszcze lepiej, gdy odejmiemy z ogólnego rozrachunku mecz z Atletico, w którym snajpera z Lipska już zabrakło. Wówczas wyjdzie nam, że Timo Werner miał udział przy blisko 50% trafień swojego zespołu.
Podobnie było zresztą w Bundeslidze, gdzie mógł się pochwalić bezpośrednim wkładem w 44% bramek RB Lipsk.
Czy z Wernerem na pokładzie byłoby lepiej? Czy wtedy PSG nie zaorałoby Lipska tak łatwo? Zapewne tak. Dziś podopieczni Juliana Nagelsmanna oddali zaledwie trzy celne strzały na bramkę. To ich najgorszy wynik w tym sezonie w Europie. Natomiast gdy Werner był na boisku, sam zapisywał na koncie połowę tych prób (średnio 1.5 celnego strzału na 90 minut). Ciężko było oczekiwać, że nie mając skutecznej “dziewiątki”, można w ogóle nawiązać walkę z paryską defensywą. Defensywą, która jest najszczelniejsza na Starym Kontynencie.