Ever Banega i Lucas Ocampos. To są nasi wieczorni bohaterowie, herosi, którym ślemy życzenia i czekoladki. To oni bowiem skonstruowali jedną, jedyną bramkę dzisiejszego wieczora, dzięki której uniknęliśmy dogrywki w starciu Sevilli z Wolverhampton. 2020 rok jest paskudny i mógłby sobie odpuścić dogrywkę w Lidze Europy po 0:0 w 90 minutach. Okazał litość, co za ulga.

No dobra nie był to, cholera wie, jak zły mecz, ale trochę nużący. A nużący z tego powodu, że obserwowaliśmy głównie ataki Sevilli, kiedy Wolverhampton stał w polu karnym, czasem i w dziewięciu, broniąc się przed próbami Andaluzyjczyków. Jasne, Wilki broniły się mądrze, ale dla postronnego widza, który nie trzyma kciuków ani za jednych, ani za drugich, żadna była to zabawa.
Ponadto czy możemy powiedzieć, że te ataki Sevilli były huraganowe, że Rui Patricio musiał się uwijać jak bramkarz Kopenhagi przy okazji meczu z Manchesterem United? No niezbyt. Z jednej strony Sevilla miała 73% posiadania piłki, ale z drugiej: oddała tylko pięć celnych strzałów. Nawet gdy Banega spróbował z rzutu wolnego, to widać było, że to uderzenie nie powinno wpaść – celne, ale kosztem celności Argentyńczyk zatracił siłę i portugalski golkiper musiał się zebrać.
Tak, dostrzegaliśmy jakość w piłkarzach Sevilli, bo piłeczka chodziła zgrabnie między kolejnym zawodnikami, ale znów: bez tempa. Oni w lewo, to Wolverhampton zdążył pójść w swoje prawo. Oni w prawo, to spokojnie, bez pośpiechu, my idziemy w lewo. I tak dalej. A nawet jak udało się przełamać defensywę, przyspieszając akcję, to brakowało jakości przy wykończeniu. Ocampos nie dokręcił piłki po strzale z pola karnego, En Nesyri tylko dziubnął futbolówkę po przejściu dwóch obrońców, raz czy dwa po rzucie rożnym brakowało też odpowiedniego dostawienia głowy.
Do tego akcent „komediowy”.
Sevilla ma rzut wolny i rozgrywa go tak, że trafia… sędziego w głowę. No panowie, kibiców nie ma na trybunach, ale siedzą przed telewizorami, więc litości.
Na szczęście tę okazał wspomniany duet Banega-Ocampos. Pierwszy wrzucił w pole karne, drugi wyprzedził obrońców, strącił umiejętnie piłkę głową i wpadło, Patricio niewiele mógł poradzić. 1:0, zasłużenie, proszę pana, ale jutro będziemy z tego meczu pamiętać tyle, że był we wtorek.
Choć po prawdzie wcale tak nużąco być nie musiało, gdyby Wolverhampton wykorzystało idealną sytuację z pierwszej połowy, czyli rzut karny. Traore został wycięty, sędzia musiał wskazać na wapno, do piłki podszedł Jimenez i uderzył… kuriozalnie. Wziął jakiś dziwny rozbieg, jakby był po siódmym kielonie na weselu, kopnął kąśliwie jak wąż ze szkorbutem i żadne zaskoczenie, że Bono to obronił. A przecież w taktyce opierającej się na defensywie i szybkich kontrach, MUSISZ takie sytuacje wykorzystywać.
Wilki przegapiły więc kolacje, potem dały się stłamsić i nieszczęście gotowe. Natomiast dla Wolverhampton ćwierćfinał Ligi Europy to i tak sporo. Sevilla o tych zawodach wie więcej, także żadna sensacja, że to ona poszła dalej.
Wolverhampton – Sevilla 0:1
Ocampos 88′
A co słychać w drugim meczu? Komplet półfinalistów uzupełnił Szachtar Donieck. Ukraińcy bezlitośnie rozprawili się z Bazyleą – 4:1, wynik wręcz brutalny. Ciekawostka jest natomiast taka, że według xGoals, to… Szwajcarzy byli lepsi. Kolejny dowód na to, że nie zawsze warto wierzyć statystykom. Dlaczego? Dlatego, że Basel trafiło do siatki dopiero wtedy, gdy klub z Doniecka prowadził już czterema bramkami. Kogo warto wyróżnić? Jak to w przypadku Szachtara bywa, pierwsze skrzypce grali Brazylijczycy. Choćby taki Marlos, który zanotował dwie asysty, które na dobrą sprawę ustawiły spotkanie, bo jeśli po 22. minutach prowadzi się 2:0, to można być w miarę spokojnym.
Pytanie tylko – co dalej? Kolejnym rywalem Szachtara będzie Inter Mediolan, a z nim już tak łatwo nie pójdzie. Niemniej sukces jest spory, w końcu, było nie było, półfinał europejskich pucharów już jest. Ciekawostka jest taka, że z sukcesu Ukraińców mocno cieszą się we… Francji. Stade Rennais awansowało bowiem do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Powód? Wszyscy półfinaliści wywalczyli już miejsce w tych rozgrywkach dzięki tabeli ligowej. Z tej okazji okolicznościowy filmik:
https://twitter.com/staderennais/status/1293289812565393408
Szachtar Donieck – FC Basel 4:1
Junior Moraes 2′, Taison 22′, Alan Patrick 75′, Dodo 88′ – van Wolfswinkel 90′
Fot. Newspix
Panie Paczul. Kasowanie komentarzy grozi szkorbutem.
Sevilla się tak długo męczyła bo nie mogła się doczekać na artykuł weszlacki o dwulicowości rudego i jego naginaniu rzeczywistości.
Kultura gry La Liga w starciu z najlepszą (najbogatszą) ligą świata w tym meczu była aż nadto widoczna. Jakby grali z drużyną z Ekstraklasy…
Wilki są lepsze niż to co wczoraj zaprezentowały. Drużyna jest wypalona długim sezonem (zaczęli grać od 1. rundy eliminacyjnej), Nuno lubi mały liczebnie skład, więc właściwie grało 16 piłkarzy tylko. Niektórzy jak Coady, Jimenez czy Doherty bez wartościowych zmienników. I tak to wielki sukces dotrzeć do ćwierćfinału.
Inne ligi zawsze na świeżości, Anglicy zawsze zmęczeni. Jakie to jest typowe…
Może powiedz wprost: „Wolves odpuszcza puchary, żeby skupić się na lidze, żeby dostać się do pucharów za rok” – logiczne.
Zdarzało się angielskim drużynom odpuszczać puchary, ale wówczas przygoda kończy się przed fazą grupową LE. Wilki potraktowały ten sezon w pucharach bardzo poważnie.
I nie mówię tu o losowej drużynie, tylko o konkretnej, której kibicuje i którą śledzę w każdym meczu. Zdecydowanie dopadła nas za krótka ławka, a to był 59. mecz w sezonie. Niedowiarkom mogę tylko polecić oglądanie Premier League. To nie była ta drużyna, która dwa razy odprawiła City, napędziła sporo strachu Liverpoolowi (i to dwukrotnie) a taki Everton jeszcze niedawno to zmiotła bezproblemowo 3-0. Zabrakło paliwa.
Aha a propos pucharów, to owszem to Espanyol i ostatnia drużyna La Liga, ale na Molineux było 4-0 (różnica klas). Wcześniej, przed fazą grupową, były dwa zwycięstwa z Torino.
Ta i wygrali ledwo 1:0, a mogli równie dobrze przegrać 0:1. Grali z 7 drużyną ligi angielskiej, sami będąc 4 w swojej lidze, więc jak dla mnie przepaść w teorii, bo to są miejsca LM, a LE.
Wolves to powinni lecieć do domu już po meczu z Olympiakosem, bo:
a) nic specjalnego wtedy nie zaprezentowali,
b) mecz sędziował łysy Stivi Łonder z Polski, który gwizdał wszystkie stykowe sytuacje tylko w jedną stronę w tamtym meczu.
Tu też by był pewnie strzelony karniak na początku i murarka przez resztę meczu.
*
P.S. Jimenez …”do piłki podszedł Jimenez i uderzył… kuriozalnie. Wziął jakiś dziwny rozbieg, jakby był po siódmym kielonie na weselu…” – wszystkie karne ostatnio tak strzela. Nawet w studiu stacji ze słoneczkiem w godle, to mówili wczoraj. Widocznie bramkarz Sevilli to wiedział i po prostu obronił.
W sumie chyba lepsza ta Sevilla w półfinale niż knur Traore wysmarowany smalcem 🙂
Jimenez karny komedia, a Anglicy w TV przeżywali, ze bramkarz wyszedł poza linie bramkową broniąc karnego. Milion powtórek i cierpień, że powinnien byc powtórzony. No ok, może ale gośc jak strzela tak karnego to pożal sie Boże…
Traore dzik. Pierwszy raz go widziałem na żywo. Wygląda jakby był kulturystą a nie piłkarzem. Jednak taka szybkośc przy tej masie mięsniowej?
Ciekawe czy napewno jest do końca czysty…
Inna sprawa, że koleś który wybijał piłkę za wcześnie wszedł w pole karne. Akurat w lidze, przeciwko Wilkom, sędzia nakazał powtórkę, z której City strzeliło gola. To nie jest konsekwentne.
Druga sprawa – Wilki to klub o bogatej tradycji, w Anglii poważna firma, ale dopiero odbudowujemy pozycję po wielu latach średniactwa. W trzy lata z przeciętnej drużyny Championship staliśmy się 7. drużyną ligi (drugi raz z rzędu), półfinalistą FA Cup i ćwierćfinalistą europejskich pucharów. Właściciele mają ambitne plany i wierzę, że to dopiero początek, ale pewnych rzezczy nie da się przeskoczyć. Potrzeba czasu, by grać na poziomie czołówki regularnie. Sevilla już tam jest, to jest czołowa ekipa europejska ostatnich 15 lat.