Tak się stęskniliśmy za międzynarodowymi rozgrywkami, że odpaliliśmy nawet starcie Manchesteru United z LASK Linz, co wcześniej – przed pandemią – byłoby nie do pomyślenia. Nie dość, że Austriacy są elektryzujący jak budyń, to jeszcze przegrali 0:5 w pierwszym spotkaniu. Naprawdę więc w normalnych czasach wolelibyśmy oglądać wyścigi kropel na szybie. Ale że jest, jak jest, to jednak włączyliśmy. Czy żałujemy? Nie. Czy bawiliśmy się fantastycznie? Też nie. Ot, taki mecz do towarzystwa przy odkurzaniu mieszkania.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, jak mocno zamieszał w składzie Solskjaer w porównaniu do starcia z Leicester, kiedy jeszcze pierwsza czwórka nie była dla Czerwonych Diabłów pewna.
Skład na Lisy: De Gea – Wan-Bissaka, Lindelof, Maguire, Williams – Pogba, Matić- Greenwood, Fernandes, Rashford – Martial
Skład na Austriaków: Romero – Fosu-Mensah, Bailly, Maguire – Williams – Mata, McTominay, Fred, Lingard, James – Ighalo
Zostało więc tylko dwóch piłkarzy ze starcia ligowego, Maguire i Williams, co musiało się odbić na dyspozycji Czerwonych Diabłów i szczególnie w pierwszej połowie było to widać. Dość powiedzieć, że gospodarze nie oddali ani jednego celnego strzału! Zawsze brakowało im decyzji, ostatniego podania, zrozumienia. A to Ighalo w ostatnim momencie stracił piłkę w polu karnym, a to po niezłej kontrze szła już bezsensowna wrzutka w pole karne, która padała łupem bramkarza gości.
No i trzeba oddać Austriakom, że choć mecz był już o pietruszkę, wzięli się za siebie i wyglądali całkiem przyzwoicie. Byli groźniejsi, żeby wspomnieć poprzeczkę Andrade, minimalnie niecelną poprawkę Wiesingera, czy sprytną główkę Raguza, która mogła zmieścić się po długim słupku, ale zabrakło centymetrów.
Natomiast!
Pracowali goście na swoją bramkę sumiennie i może lepiej, że dostali tak ładną, a nie jakiegoś farfocla.
Wspomniany Wiesinger sieknął zza pola karnego idealnie, Romero poleciał za futbolówką, ale nie miał żadnych szans jej odbić. Blisko wideł. Co więcej, sekundy później ten sam Wiesinger znów uderzył zza pola karnego, tym razem się pomylił nieznacznie, ale gdyby trafił, Czerwone Diabły miałyby już problem, by to spotkanie wygrać (nie ma co gadać o straceniu awansu).
A tak to jednak odwróciły losy spotkania za sprawą bramek Lingarda i Martiala. Obaj stawali oko w oko ze Schlaegerem i obaj wychodzili z tych pojedynków zwycięsko. Ciekawy jest przypadek tego pierwszego, bo przecież przez długie miesiące pozostawał wręcz pośmiewiskiem, a tu proszę – bramka z Leicester, bramka z LASK-iem. Nie ma oczywiście co pompować balonika, mówić, że teraz wielki Jesse wszystkim pokaże, natomiast może chłopakowi coś się przestawi w głowie (no co, przykład idzie z góry) i zacznie grać nieco poważniej.
W każdym razie: United przechodzi LASK z wynikiem 7:1, co dużo mówi o tej rywalizacji. Teraz czas na Kopenhagę. Rywal oczywiście do przejścia, ale nie ma co go lekceważyć – dzisiaj Duńczycy walnęli 3:0 Basaksehir i mimo porażki w pierwszym meczu grają dalej.
Manchester United – LASK Linz 2:1
Lingard 57′, Martial 88′ – Wiesinger 55′
Wyniki pozostałych meczów
Kopenhaga – Basaksehir 3:0
Wind 4′, 53′, Jensen 62′
Szachtar Donieck – VfL Wolfsburg 3:0
Junior Moreas 89′, 90+3′, Solomon 90+1′
Inter Mediolan – Getafe 2:0
Lukaku 33′, Eriksen 83′
Fot. Newspix