Reklama

Finał last minute, koronawirus i walkowery – unikalny finisz ligi rumuńskiej

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

04 sierpnia 2020, 13:43 • 7 min czytania 6 komentarzy

Przyzwyczailiśmy się już, że w lidze rumuńskiej nic nie jest proste. Może to kwestia wieloletniej działalności takich asów jak Gigi Becali, może to po prostu kwestia biedy w poszczególnych klubach, która przekłada się też na zachowanie władz ligi. Fakty są takie, że raz na jakiś czas dobiegają z tamtego regionu wieści o rzeczach absolutnie niewytłumaczalnych. Koronawirus jedynie spotęgował częstotliwość napływania takich informacji. Finisz w rumuńskiej elicie był iście filmowy – i mowa raczej o Piłkarskim Pokerze niż Potężnych Kaczorach.

Finał last minute, koronawirus i walkowery – unikalny finisz ligi rumuńskiej

Największym problemem Rumunów były czas, brak jasno sprecyzowanych ośrodków decyzyjnych oraz jakość testów na obecność koronawirusa. Tak w największym skrócie, bo oczywiście z takich pierdół jak 23 fałszywie pozytywne testy w jednym klubie (!) wynikały kolejne duże komplikacje, jak choćby upchnięcie w terminarzu spotkań, które nie mogły zostać rozegrane przez wzgląd na oczekiwanie na powtórne wyniki testów.

UKOCHANY PODZIAŁ NA GRUPY

Na wstępie wypada przybliżyć konstrukcję ligi rumuńskiej, bo ona również nie jest bez winy. Rumuni, podobnie jak my, grają najpierw dwie serie spotkań każdy z każdym – w 14-drużynowej lidze oznacza to 26 kolejek grania. Potem następuje podział na grupy – sześć najlepszych klubów gra dwa razy każdy z każdym, dojeżdżając do łącznej liczby 36 meczów ligowych. Dolna ósemka też gra każdy z każdym, rozgrywając ostatecznie 40 meczów w sezonie – 12. drużyna w tabeli na koniec gra jeszcze baraż z zespołem z zaplecza tamtejszej Ekstraklasy.

Wzorem naszej ligi sprzed paru lat – w momencie podziału ligi na grupy, ucina się również 50% dorobku punktowego. Pandemia zastała Rumunów już po podziale, w 2. kolejce finałowej części sezonu.

FALSTART

Problemy zaczęły się już od pierwszych dni planowania finiszu rozgrywek. Przede wszystkim – Rumuni zaczęli wyjątkowo późno, bo dopiero 13 czerwca. Pierwsze mecze były zaplanowane dzień wcześniej, ale… nie mogły się rozpocząć, bo pozytywny wynik testu koronawirusowego otrzymali m.in. w Botosani i Dynamo Bukareszt. Już wtedy stało się jasne, że będzie szalenie ciężko zmieścić się w widełkach zaproponowanych przez UEFA. Przypomnijmy – europejska federacja wyznaczyła sztywny deadline na 3 sierpnia. To właśnie wtedy UEFA musiała otrzymać zgłoszenia mistrzów krajowych, by móc ułożyć drabinkę oraz terminarz eliminacji do Ligi Mistrzów.

Reklama

Rumuni w połowie czerwca mieli rozegraną ledwie połowę trzeciej kolejki (przy zaplanowanych dziesięciu dla grupy mistrzowskiej oraz czternastu dla grupy spadkowej). Zegar zaczął tykać, zostało im siedem tygodni do momentu ponaglającego telefonu od Łysego z UEFA. Czy kto tam teraz pełni rolę Łysego z UEFA, po tym jak oryginalny Łysy z UEFA odszedł do FIFA.

FAŁSZYWIE POZYTYWNI

Największym problemem Rumunów był fakt, że właśnie o to miejsce premiowane Ligą Mistrzów trwała najbardziej zaciekła walka. I to właśnie obie ekipy zaangażowane w ten bój miały po drodze koronawirusowe problemy. Zaczęło się od nierozegranego meczu FCSB z Cluj – spotkanie nie doszło do skutku, bo całą drużyna gości wylądowała na kwarantannie po masowych pozytywnych wynikach na obecność wirusa. Cluj postawiło na głowie pół stolicy – powtórne, dokładne testy wykazały, że początkowe 23 wyniki były fałszywie pozytywne. Informował o tym rumuński dziennikarz, Emanuel Rosu.

– 23 pozytywne testy z ostatniego tygodnia, wykonane przed wielkim meczem z FCSB okazały się fałszywe, nikt nie jest zainfekowany koronawiursem. Totalne szaleństwo, 23 fałszywie dodatnie testy… Cała grupa była pod kwarantanną, nie mogła zagrać w Bukareszcie i wróciła do Cluj prywatnymi karetkami – pisał na swoim koncie twitterowym jeden z największych popularyzatorów folkloru rumuńskiej piłki.

Ale mecz z FCSB udało się jeszcze wcisnąć w terminarz, 31 lipca Cluj wygrało 2:0, też nie bez kontrowersji. FCSB w pewnym momencie grało aż sześcioma piłkarzami poniżej 20. roku życia, a jeszcze na pięć minut przed upływem 90 minut utrzymywał się bezbramkowy remis. W sytuacji, w której liczy się każdy punkt, w sytuacji, w której FCSB właściwie niespecjalnie utrudnia życie, Cluj nie potrafiło wcisnąć przez 85 minut ani jednego gola. Pełne 90 minut zagrali Perlanu i Istrate, rocznik 2002, rok młodszy Romeo Nita oraz rok starszy Cristian Dumitru. W przerwie pojawili się jeszcze 16-letni Pantea (!) oraz 17-letni Pandele. I nic, mistrz nie potrafił ich złamać. Ale okej, zwycięzców się nie sądzi.

Gorzej, że wicelider nie dostał okazji, by 31 lipca rozegrać swój mecz.

WYŚCIG NIEDOKOŃCZONY

Tu zaczyna się robić ciekawie. Sytuacja na finiszu ligi wyglądała tak, że w walce o tytuł liczyły się tylko CFR Cluj oraz Universitatea Craiova.

Reklama

Craiova z 44 punktami miała przed sobą jeszcze dwa spotkania – ze wspomnianą Astrą Giurgiu oraz z liderem, Cluj. Obrońcy tytułu z 46 punktami mieli już tylko mecz z pretendentami. Jak łatwo policzyć – gdyby Craiova wygrała z Astrą, w ostatnim meczu sezonu wystarczyłby jej remis. Sęk w tym, że w Astrze… zdiagnozowano zakażenia koronawirusowe. Mecz zaplanowany na 31 lipca początkowo miał być rozegrany w rosyjskim stylu, czyli Astra wystawia, kogo tam ma w swoim klubie. Ale zakażeń było tyle, że spotkanie po prostu musiało zostać odwołane. Działacze Astry – jak informuje Rosu – w uroczy sposób zaproponowali, by zakończyć “mecz” wynikiem 0:0. Craiova oczywiście domagała się walkowera, który dałby jej pole position przed finałem ligi z Cluj.

Jakiekolwiek przekładanie meczu nie wchodziło w grę – 3 sierpnia federacja musiała wysłać do UEFA dane swojego mistrza, a przecież nie dałoby się go ustalić, gdyby w meczu Cluj – Craiova padł remis, a ci drudzy mieliby jeszcze do rozegrania mecz z Astrą. Było jasne, że niezależnie od decyzji rumuńskiej federacji, jeden z klubów oskarży ją o wspieranie rywala. Dlatego Rumuni odświeżyli stare księgi, odnaleźli w nich niejakiego Salomona, po czym…

FINAŁ LIGI

…ogłosili finał ligi. Sytuacja wyglądała tak: Cluj ma dwa punkty więcej, ale i jeden mecz więcej. Jeśli założylibyśmy, że remis daje mistrzostwo liderowi, to Craiova byłaby ewidentnie pokrzywdzona. Przecież wystarczyłoby ograć Astrę i wówczas remis oznaczałby mistrzostwo dla wicelidera. Ale jest i druga strona medalu. Jeśli wyznaczyć walkower dla Craiovej, a mecz z Cluj zakończyłby się remisem, to obrońcy tytułu narzekaliby, że o zwycięstwie w lidze zadecydował zielony stolik.

Problematyczny był jedynie wynik remisowy. Jeśli wygra Cluj, mistrzem Cluj, niezależnie od wyniku ewentualnego meczu Astry z Craiovą. Wygrywa Craiova, mistrzem Craiova, nawet jeśli spotkanie z Astrą wygraliby goście z Giurgiu. Dlatego władze ligi podjęły decyzję: gramy do skutku. W przypadku remisu po 90 minutach – dogrywka. W przypadku braku rozstrzygnięcia po 120 minutach – rzuty karne. Naprawdę trudno się tu do czegoś doczepić, logiczne wybrnięcie z ekstremalnie trudnej sytuacji.

No, może poza tym, że podjęto ją na trzy godziny przed meczem. W dodatku przy akompaniamencie głosów z Cluj, które domagały się… testowania gości na obecność koronawirusa. Cel wydawał się jasny – jeśli finał nie zostałby rozegrany, federacja musiałaby jako obecnego mistrza zgłosić do LM lidera na 23.59, 3 sierpnia. Czyli właśnie Cluj. Ostatecznie do meczu podeszli wszyscy zainteresowani, poza trenerem Cluj, Danem Petrescu, pozostającym w izolacji. Szaleństwo? Ale jakie sympatyczne.

– Mam tylko nadzieję, że nie będzie tego remisu, oby ktoś wygrał, bez dogrywki i rzutów karnych – cytował Razvana Burleanu wspomniany Rosu. Szef federacji oczywiście chciał jak najszybciej poznać mistrza, by zyskać te 30 minut więcej na wypełnienie papierków do UEFA.

HAPPY END

Pod stadionem tysięcy fanów gospodarzy, którzy nie mogli wejść na obiekt, ale i tak zebrali się, by wspierać swoich ulubieńców dopingiem, a potem wyruszyć na mistrzowską fetę. Już w 10. minucie dobrze znany w Polsce Elvir Koljić wycofuje na przedpole do Nistora, który atomowym strzałem daje prowadzenie wiceliderowi tabeli. Jeszcze przed przerwą Cluj wyrównuje. W drugiej połowie wygrało doświadczenie. Aktualni mistrzowie dołożyli dwa gole i nie pozostawili żadnych wątpliwości, komu należy się tytuł mistrza Rumunii.

Co więcej, od razu po mistrzostwie rozpoczęły się szalone targi transferowe. Przypomnijmy: Cluj po zapaści sprzed pięciu lat, gdy za potężne długi otrzymało aż 24 ujemne punkty kary, teraz jest już zupełnie innym klubem. Trzecie mistrzostwo z rzędu, spokój finansowy oraz rosnące ambicje w kwestii europejskich pucharów mają pozwolić na zaskakujące ruchy. Już teraz mówi się o transferze Nicoale Stanciu ze Slavii Praga oraz absolutnym hicie, jakim byłoby ściągnięcie do Rumunii… Mario Balotellego.

Co jak co – Balotelli do Rumunii by pasował idealnie.

Fot. Newspix

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...