Słyszeliśmy o dziennikarzach śledczych, słyszeliśmy o dziennikarzach modowych, ale nie słyszeliśmy jeszcze o dziennikarzach śledczo-modowych. Dziwne to by było, gdyby Bob Woodward i Carl Bernstein z jednej strony ujawniali niecne działania Nixona, a z drugiej dyskutowali, czy czarny to nowy różowy, czy jednak różowy to nowy czarny. Ale jednak jest taka profesja! Do takich wniosków trzeba dojść, gdy czyta się artykuł o Wojciechu Kowalewskim (i tajemniczej blondynce) na portalu olsztyn.com.pl.
Z jednej strony intryga. Autorka, Aleksandra Szczepaniak pisze:
We czwartek (30 lipca) w godzinach południowych Kowalewski spotkał się z nieznajomą blondynką w drogim hotelu, znajdującym się na wyjeździe z Olsztyna w stronę Warszawy. Wraz z kobietą siedzieli przy oddzielnym, 2-osobowym stoliku na hotelowym tarasie. Para długo ze sobą rozmawiała. (…) Czy obydwoje rozmawiali o rozwoju olsztyńskiego klubu? Czas pokaże.
Podoba nam się stawianie trudnych pytań. Przeciętny człowiek w ogóle by o tym nie pomyślał – czy Kowalewski właśnie podejmuje kluczowe decyzje dla przyszłości Stomilu, czy też rozmawia o tym, co jadł dzisiaj na śniadanie. A tutaj jednak jest ten element refleksji. Czujne oko fotografa wyłapało, że Kowalewski spędza czas z jakąś panią, a czujny umysł dziennikarki wyłapał, że może chodzić o Stomil, choć oczywiście nie musi, ale może i czas pokaże.
Kibice klubu muszą być wdzięczni, bo teraz już wiedzą, powtórzmy, to ważne: mógł gadać o Stomilu, natomiast nie musiał i zobaczymy. Sekielski i jego filmy to jest jakaś amatorka, tu mamy twarde dane.
Co więcej! Zaraz obok szokujących informacji dostajemy też kącik modowy, co jest absolutnie fantastycznym połączeniem.
Leci to tak:
Nie ulega jednak wątpliwości, że Kowalewski ubrał się nań niezwykle szykownie. Miał na sobie szarą marynarkę, eleganckie, materiałowe spodnie, białe buty oraz… pasującą kolorystycznie czapkę z daszkiem. Jego rozmówczyni również nie odstawała elegancją. Na tarasie znajdowała się jedynie garstka hotelowych gości, od których parę dzieliło kilka stolików.
Po raz kolejny – kapitalne oko reporterki. Rozpoznaje kolory: szara marynarka, białe buty. Rozpoznaje spodnie, widzi, że to nie dżinsy. Potrafi rozkręcić suspens, bo po wielokropku dostajemy nie dość, że sensacyjną informację o czapce Kowalewskiego, to jeszcze wiemy, że pasuje kolorystycznie. I tak, z jednej strony brakuje informacji o ubiorze blondynki, chcielibyśmy w końcu wiedzieć, czy spodnie pasują do butów, czy nie, ale z drugiej wiemy, że resztę hotelowych gości dzieliło od Kowalewskiego kilka stolików.
Dzięki temu mamy świadomość, że z nimi akurat nie rozmawiał o przyszłości Stomilu. Choć może wcześniej rozmawiał, ciężko powiedzieć, zobaczymy, czas pokaże.
Pani Aleksandro, dziękujemy.
*
Dobra, tyle analizy tych pierdów, warto by jeszcze powiedzieć, co tam się dzieje w tym Stomilu poza tym, że Kowalewski ma czapkę z daszkiem. Otóż dotychczasowy prezes oddał się do dyspozycji Rady Nadzorczej spółki – co jest oczywiście idiotyczne, bo jest zawsze do dyspozycji, ale ma to mieć swój wydźwięk, rozumiecie.
Kowalewski jest mocno krytykowany przez kibiców. Zarzuca mu się słabe transfery, to, że klub nie ma większej wizji i mimo zmiany właścicielskiej długo bronił się przed spadkiem. Do tego dochodzi brak przedłużenia umowy z Szymonem Sobczakiem, zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Stomilu, zatrudnienie Adama Majewskiego w roli trenera, kiedy ten nie ma doświadczenia.
Oczywiście można się zastanawiać – czy nieco ponad pół roku w roli prezesa to wystarczający czas, by oceniać wizję, czy doświadczenie Majewskiego musi być istotne, skoro Stomil jednak się utrzymał. Ale z jakichś powodów Kowalewski taką decyzję podjął.
Cały czas może w klubie zostać, ale już dziś gołym okiem widać, że ten projekt – choć nadzieje są duże – jeszcze nie kręci się tak, jak powinien.
Fot. FotoPyk