Już nie będzie Patryka Lipskiego w następnym sezonie w Lechii. Jest na testach medycznych w Piaście. Świetne liczby w lidze: zero goli, jedna asysta (w ostatniej kolejce), zero kluczowych podań. Fenomen sportowy. Powtarzalność sukcesów przez miesiące. Coś niewiarygodnego! Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby właśnie oglądać te popisy. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei. Był powodem ogromnej zbiorowej radości. Dał nam wiele. Bardzo wiele…
Oczywiście, że musiałem się na początku trochę wyzłośliwić i sparafrazować legendarne pożegnanie Małysza przez Szaranowicza, bo powstała jakaś więź między mną a Patrykiem Lipskim. Gdy strzelił bramkę w finale Pucharu Polski, to zaniemówiłem. Następnie zobaczyłem, że pieprznął mi Twitter, setki (serio) powiadomień, że chłopak po raz pierwszy od roku trafił w ten pieprzony prostokąt, zupełnie jakby telewizja transmitowała narodziny mojego dziecka. Nawet na Facebooku obcy ludzie pisali – Lipski strzelił bramkę!
Cóż to byłaby za historia, gdyby po tym golu Lechia wygrała Puchar Polski. No, ale nie wygrała.
Jak nie idzie, to nie idzie, a Lipskiemu szło w tym sezonie jak restauratorowi w czasie pandemii, żeby nie używać tego popularniejszego określenia słabej koniunktury.
Patryk to w gruncie rzeczy sympatyczny chłopak, ale jego problem w Lechii polegał właśnie na tym, że grał jak sympatyczny chłopak. Po pierwsze nie miał ochoty nikomu zrobić krzywdy, więc jak składał się do strzału – szczególnie z dystansu – to już było wiadomo, że nic z tej akcji nie będzie. Jak wymyślił sobie jakieś trudniejsze podanie niż na pięć metrów – zazwyczaj strata. I nie jest to hiperbola upierdliwego pismaka, ponieważ jak podaje portal Ekstrastats, Lipski przez cały sezon wypracował kolegom dwie sytuacje. Ile powinien porządny środkowy pomocnik? Przykład Tiby z Lecha pokazuje, że choćby trzynaście. A Lipski miał dwie, mniej niż Makowski, a Makowski gra przecież futbol bezpłciowy.
Po drugie Lipski momentami (i to długimi) wyglądał, jakby grał w piłkę w ramach zajęć wyrównawczych. Trudno to aż opisać słowami, natomiast widz czuje, czy ma w środku pola gościa z zacięciem i pomysłem, czy ma zahukaną mameję, która najchętniej przeprosiłaby za udział w wydarzeniu. Ja tak naprawdę nie uważam Conrado za jakiegoś dobrego piłkarza, technicznie jest dość surowy, ale spodobało mi się, że facet bierze piłkę i jedzie, bez kompleksów. A Lipski? O rany, tu podam, nie, to bez sensu, ech, nie pchajcie mnie, proszę, dlaczego tak robicie, ech, matko, jak tu tłoczno, będę pisał, trzymajcie się…
Jak w tej paście z Cejrowskim i Wojciechowską. No generalnie: Patryk Lipski wkurwiał mnie w tym sezonie niesłychanie i wiem, że spora część kibiców Lechii podziela to zdanie. Wystarczy poczytać komentarze pod newsami o jego przenosinach do Piasta – widzą w tym pierwsze wzmocnienie transferowe Lechii.
Natomiast… wcale nie można wykluczyć, że Lipski w Piaście się odbuduje.
To znaczy, jeśli Waldemar Fornalik zrobi z najgorszego ofensywnego pomocnika sezonu jednego z najlepszych, to już nie ma rady, trzeba dzwonić do Watykanu i robić go świętym za życia. Ale czy Lipski pod wodzą tego trenera może być chociaż przyzwoity, względnie solidny? Tak. Fornalik udowadniał nie raz, nie dwa, że do zawodników na zakręcie potrafi trafić tak, by oni ostatecznie nie trafiali w drzewo. Ten trener znalazł nawet sposób na Sebastiana Milewskiego, a chyba mało kto mówił po spadku Zagłębia – tak, tak, bierzcie Milewskiego, to jest kozak, musi zostać w Ekstraklasie.
Jeśli więc Lipski i Żyro zagrają niezły sezon, nie należy być zdziwionym. Ale żeby być zrozumiałym: to żaden kamyczek do ogródka Stokowca. Szkoleniowiec Lechii dawał Lipskiemu masę szans, pewnie nawet o kilkanaście za dużo, można się było zastanawiać, czy Patryk nie ma na niego jakichś kwitów.
Czasem po prostu zmiana otoczenia jest potrzebna, a Lipski w Gdańsku był już spalony. Jego pojawienie się w składzie wywoływało już falę szydery, a każdy jego kontakt z piłką przekonanie, że zaraz coś zawali. I on nie trzymał tej presji. Śmieszna była ta cieszynka a’la Messi i Ronaldo w finale Pucharu Polski, kiedy zdjął koszulkę i pokazał swoje nazwisko. Tak naprawdę został pieprznięty piłką w głowę i wpadło, a tutaj takie porównania… No karykaturalne.
Ale gdzie indziej będzie mu łatwiej. Bo nie dość, że zmienia otoczenie, że trafia pod skrzydła kolejnego świetnego fachowca, to jeszcze tego fachowca zna – Lipski pracował przecież z Fornalikiem w Ruchu i tam rzeczywiście wyglądał na utalentowanego piłkarza. Teraz o talencie nie ma co mówić, chłopak ma 26 lat, wypadałoby zacząć grać w piłkę.
Jeśli nie u Fornalika w Piaście, to ja już nie wiem, gdzie.
PP
Fot. FotoPyk