Lazio po powrocie na boiska? Regularne lanie w lidze – zjazd formy, podczas której rzymianom punkty zabierał nie tylko Juventus i Milan, ale też Lecce oraz Udinese. Spadek z pozycji wicelidera na czwarte miejsce, ledwo dające udział w Lidze Mistrzów. W stolicy Włoch mogą się dziś zastanawiać, po co w ogóle wyrywano się do tego, żeby dokończyć ten sezon? Claudio Lotito, jeden z największych zwolenników gry po pandemii, musi sobie pluć w brodę. Biancocelesti przegrali dziś na w Neapolu i spadli z podium, które zajęli piłkarze Interu oraz Atalanty.
Złośliwi powiedzą, że jedynym plusem powrotu na murawy dla Lazio jest fakt, że udało się zagwarantować tytuł Capocannoniere oraz „Złotego Buta” Ciro Immobile. Dziś Włoch postawił kropkę nad „i” tego wspaniałego wyczynu. 22. minuta spotkania, Adam Marusić zagrywa w pole karne, Ciro urywa się obrońcy i pakuje piłkę do siatki przy bliższym słupku. Gol numer 36 stał się faktem. Gol, który ma swoje znacznie. Dzięki niemu Immobile:
- Wyrównał rekord największej liczby bramek w historii Serie A
- Przypieczętował „Złotego Buta”, który po 13 latach wraca do ligi włoskiej
Można się złościć, że jednocześnie zabrał go Polakowi. Można wypominać, że aż 15 bramek padło po rzutach karnych. Trzeba jednak docenić, że jest to wynik kosmiczny.
Napoli ustawiło Lazio w szeregu
Tyle że na nim kosmiczne rzeczy związane z Lazio się kończą. Kołderka, którą dysponował Simone Inzaghi, okazała się zdecydowanie za krótka. Nawet biorąc pod uwagę jego zdolności, nie szło z tak wąską kadrą zdobyć czegokolwiek w warunkach, które wymagały gry co trzy dni na pełnej intensywności. Na nic rekordowa premia za prześcignięcie Juventusu, którą obiecał uchodzący za skąpca Lotito. Nic to, że w Rzymie ponoć kombinowano, jak obejść przepisy i trenować, gdy czekali na zielone światło. Lazio było dziś takie, jak przez cały okres po restarcie sezonu. Mdłe i niewykorzystujące swoich okazji.
A Napoli? Banda Gennaro Gattuso bawiła się dziś grą i życiem. Wiadomo było już, że Partenopei wyżej nie podskoczą – nie mieli szans przegonić Milanu. Natomiast chęci do gry nie można było im odmówić. Rzymianie na Stadio San Paolo byli punktowani za każde wyściubienie nosa zza zasłony.
- Początek meczu? Fabian Ruiz kapitalnie przymierzył z dystansu
- Start drugiej połowy? Piotr Zieliński niesamowitym podaniem uwalnia się od trzech rywali pod bramką rywala. Piłka za moment ląduje już w „szesnastce”, Dries Mertes jest faulowany, Insigne trafia z 11 metrów
- Końcówka spotkania? Napoli rozklepało rywala jak na gierce i ustaliło wynik na pewniaka
Ciężko się do czegoś przyczepić, Lazio rozmontowane wręcz wzorowo.
Napoli – Lazio Rzym 3:1
Ruiz 9, Insigne 54′ Politano 90′ – Immobile 22′
Young załatwił Atalantę
A że pod Wezuwiuszem postanowiono dać Lazio klapsa, to w Bergamo wiedzieli już, że kwestię wicemistrzostwa rozstrzygnie pojedynek dwóch niebiesko-czarnych drużyn. Inter chyba nie miał ochoty bawić się w ciuciubabkę, więc szybko pokazał Atalancie różnicę klas. Natomiast chyba nawet w najśmielszych snach Nerazzurri nie przypuszczali, że bohaterem tego meczu zostanie Ashley Young. Zresztą, umówmy się. Masz w drużynie Romelu Lukaku, Marcelo Brozovicia i paru innych kozaków. Szanse na to, że asystę i gola dopisze na konto właśnie Young, są raczej niewielkie. A tu proszę, w decydującym momencie sezon Antonio Conte podratował jego wierny, angielski żołnierz.
Podratował, bo gdy ktoś spojrzy za parę lat w tabelę, zobaczy, że Inter i Juventus dzielił tylko punkt. Nie każdy zastanowi się już, czy nie było przypadkiem tak, że Bianconeri tytuł zgarnęli wcześniej. Pierwszym skojarzeniem będzie, że Inter do końca bił się o Scudetto. A przecież wystarczyłoby, żeby wynik był odwrotny i sezon byłby znacznie smutniejszy, bo triumf odwiecznego rywala trzeba byłoby oglądać z najniższego stopnia podium.
Zresztą, gdyby wynik był odwrotny, spełniłoby się jeszcze jedno. La Dea, ofensywna machina Gian Piero Gasperiniego, dobiłaby do 100 goli w sezonie. Atalanta i tak wyśrubowała kosmiczny wynik, strzelając 98 bramek. Ale wiadomo – setka wygląda inaczej. Lepiej. Okazalej. Nie ma co ukrywać, że w końcówce sezonu „Królowa Prowincji” się trochę zacięła, nie potrafiąc dorzucić tej wisienki na torcie. A przecież był moment, w którym Atalanta mogła znienacka zaatakować Juventus i zagrozić mu w walce o tytuł. Niech samo to świadczy o tym, jak duże przetasowania zaszły w ostatnich tygodniach we Włoszech.
Atalanta Bergamo – Inter Mediolan 0:2
D’Ambrossio 1′, Young 20′
Co działo się na innych boiskach?
Obszerniejsze podsumowanie z meczu Juventusu z Romą znajdziecie tutaj, więc ich odpuszczamy. Poza tym warto jednak wspomnieć o tym, co działo się w Mediolanie. A co się właściwie działo? Zlatan Ibrahimović znów trafił do siatki. Wow, co za news! Fakt, ostatnio Szwed nas do tego przyzwyczaił, ale oprócz gola zapisał na koncie zmarnowany rzut karny – a to już coś nowego. Ba, był to rzut karny sprokurowany przez Sebastiana Walukiewicza, więc Polakowi się trochę upiekło. Milan i tak jednak wygrał okazale – 3:0, zapewniając sobie szóstą pozycję w lidze i tytuł „króla post-pandemicznego calcio”. Natomiast w Brescii Sampdoria bez Polaków w wyjściowym składzie zremisowała ze spadkowiczem z ligi 1:1.
Brescia – Sampdoria 1:1
Torregrossa 49′ – Leris 41′
Milan – Cagliari 3:0
Klavan 10′ (sam.), Ibrahimović 55′, Castillejo 59′
Fot. Newspix