W świecie boksu o powrocie Mike’a Tysona mówiło się od dłuższego czasu, ale nie każdy brał go na poważnie. Okazuje się jednak, że najmłodszy mistrz świata wagi ciężkiej w historii wcale nie żartował. Na ring wejdzie już 12 września, krzyżując rękawice z innym wybitnym weteranem – Royem Jonesem Juniorem. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że panowie mają łącznie… ponad sto lat. Rok 2020 nie przestaje nas zaskakiwać.
Cała awantura zaczęła się od filmiku, na którym Mike Tyson boksuje na sali treningowej, szokując szybkością wyprowadzanych ciosów oraz pracą nóg. Niektórzy sugerowali nawet, że nagranie było celowo przyspieszone, bo nie ma szans, aby 54-latek miał takie kocie ruchy. Pewne było za to, że Amerykanin w przeciągu ostatniego roku zrzucił z kilkadziesiąt kilogramów. Jego sylwetka naprawdę zaczęła robić wrażenie i przynajmniej pod tym względem, wydawał się gotowy do powrotu do boksu. Potwierdzały to kolejne, obiegające świat materiały z jego treningów.
Peselu nie oszukasz
Zejdźmy jednak na ziemię. Mówimy o zawodniku w dobitnie podeszłym wieku, który na dodatek nie walczył od… ponad piętnastu lat. Tyson nie pójdzie śladami George’a Foremana, który swego czasu wrócił na ring po wieloletniej przerwie i ponownie został mistrzem świata. Bez szans, zresztą on sam nie ma takich ambicji. Może po prostu w ostatnim czasie postawił na niewłaściwy repertuar muzyczny, słuchając na replayu “Dawaj na ring” Krystiana Pudzianowskiego?
No dobra, “Bestia” polubił się z Polską, ale na jego sali treningowej dominowały raczej inne kawałki. Choćby “Can’t be touched”, bo jeśli mielibyśmy stworzyć playlistę na trening boksu, to tego utworu nie mogłoby zabraknąć. Twórcą tego rapowego hitu jest oczywiście inny wielce utalentowany pięściarz. Roy Jones Jr na świat przyszedł niecałe trzy lata po Mike’u, później też zaczął pojawiać się na salonach. Przez większość kariery boksował w niższych kategoriach od starszego Amerykanina, ale fakt faktem w 2003 roku sięgnął po mistrzowski pas wagi ciężkiej. Z Tysonem jednak nigdy nie walczył. Teraz ich drogi się krzyżują, choć wolelibyśmy, żeby miało to miejsce bliżej początku XXI wieku.
Skąd w ogóle ten wybór przeciwnika dla Tysona? Wcześniej więcej mówiło się o Evanderze Holyfieldzie, jego wieloletnim rywalu. Ten również zapowiedział swój powrót do ringu, a na początku czerwca wypuścił do internetu filmik, w którym wypowiedział wymowne słowa: – I’m back. Prowokował również swojego kolegę, sugerując, że generalnie obiłby mu tyłek. Prędzej oczekiwaliśmy więc walki Tyson – Holyfield. W przeciwieństwie do ich poprzednich starć, mającej bardziej rozgrywkowy i po prostu zarobkowy charakter.
Zostało półtora miesiąca!
Padło jednak na Jonesa Jr, co może być zaskoczeniem, ale jego angaż nie wziął się z niczego. Ostatnio powiedział: – Staram się żyć szczęśliwie podczas emerytury, ale wydaje się, że ludzie nie chcą, abym na niej był. Ciągle do mnie uderzają, mówiąc, że Mike chce wrócić i ja byłbym dla niego idealnym przeciwnikiem. Jak widać, amerykański pięściarz, który ostatni raz walczył w 2018 roku, uległ pokusie.
Pokazowa, rozpisana na osiem rund, walka odbędzie się 12 września 2020 roku w Los Angeles. Pięściarze założą większe rękawice, nie będą mieli na sobie kasków. Nie wątpimy, że ich starcie obejrzeć będzie chciał cały świat. Po prostu stonujmy odpowiednio oczekiwania. Będziemy oglądać walkę dwóch emerytów przez bardzo duże “e”, nie ma co oczekiwać wybitnego poziomu. Na koniec przywołajmy jeszcze słowa Tysona, które nie ukrywamy, nieco nas uspokoją: – Jesteśmy doświadczonymi pięściarzami, wiemy, jak o siebie zadbać. To ośmiorundowa pokazówka. Będzie w porządku, nic nam się nie stanie, zaufajcie mi.
Fot. Newspix.pl