Liga Mistrzów. Olbrzymie pieniądze, jeszcze większy prestiż. Kto chce się dzisiaj naprawdę liczyć w świecie futbolu, kto chce ściągać w swoje szeregi najlepszych zawodników i nie mieć kłopotu z ich zatrzymaniem, ten po prostu musi regularnie występować w Champions League. Tymczasem w angielskiej ekstraklasie sytuacja wciąż nie jest jasna. Od dawna znamy mistrza i wicemistrza kraju, lecz dwa pozostałe miejsca w TOP4 pozostają przedmiotem zajadłej rywalizacji. Chelsea FC, Leicester City i Manchester United – te trzy zespoły pozostają realnie w grze o Ligę Mistrzów. Komuś przyjdzie obejść się smakiem.
Niemożliwy jest już scenariusz, by do elitarnych europejskich rozgrywek zakwalifikował się Wolverhampton. „Wilki” mają na swoim koncie 59 punktów. Nawet jeżeli wygrają ostatnie spotkanie, jakie zostało im do rozegrania w lidze, układ pozostałych meczów odbiera im wszelkie nadzieje na wdarcie się do TOP4. Co wcale nie oznacza, że rola podopiecznych Nuno Espirito Santo już się w tym wyścigu zakończyła.
Wręcz przeciwnie, postawa Wolves może się okazać decydująca. Ale po kolei.
CHELSEA FC
Pole position w rywalizacji o miejsce w czołowej czwórce zajmuje obecnie londyńska Chelsea, która ma punkcik przewagi nad konkurencją i jeden mecz mniej na koncie niż „Lisy”. Podopieczni Franka Lamparda po lockdownie radzą sobie przyzwoicie. Można chyba nawet powiedzieć, że zaskakująco przyzwoicie. Mówimy przecież o drużynie przechodzącej przez proces przebudowy, gdzie newralgiczne role powierzono zawodnikom bez doświadczenia w grze o taką stawkę. Przed sezonem wielu ekspertów typowało, że Chelsea może nawet czasowo wylecieć ze ścisłej, ligowej czołówki. Mnóstwo młodych zawodników, niedoświadczony szkoleniowiec, mocni oponenci – nie wróżyło to dobrze. Jednak jak dotąd Lampard przeprowadza swój zespół w miarę suchą stopą przez kolejne przeszkody.
15 na 21 możliwych do zgarnięcia punktów. To dorobek The Blues po wznowieniu rozgrywek.
Do tego wypada również napomknąć, że londyńczycy awansowali do finału Pucharu Anglii, eliminując na swojej drodze Leicester i Manchester United. Choć nie ma większych wątpliwości, przy całym respekcie dla najstarszych klubowych rozgrywek piłkarskich na świecie, że gdyby postawiono dzisiaj Lamparda przed wyborem, to wolałby mieć Ligę Mistrzów w przyszłym sezonie niż dziewiąty puchar kraju w klubowej gablocie. Taka jest brutalna rzeczywistość.
Co czeka Chelsea?
- (22.07) Liverpool FC (wyjazd)
- (26.07) Wolverhampton Wanderers (dom)
Przed The Blues trudne mecze. Dzisiaj londyńska ekipa zmierzy się na wyjeździe z Liverpoolem. Ktoś spyta: „cóż to za wyzwanie, skoro The Reds myślami są już na wczasach?”. I niby jest w tym pytaniu trochę racji, lecz przypomnijmy sobie sezon 2013/14. Liverpool z Brendanem Rodgersem u steru zmierza pewnym krokiem po tytuł, by poślizgnąć się na dwie kolejki przed końcem rozgrywek. Właśnie w starciu z Chelsea. W obecnej kadrze The Reds nie ma już wielu zawodników, którzy pamiętają tamte dramatyczne wydarzenia. Jeśli chodzi o znaczących zawodników, ostał się tylko Jordan Henderson. Lecz mimo wszystko trudno uwierzyć, by Liverpool miał dziś zagrać na pół gwizdka. Chelsea punktów za darmo nie dostanie, nawet biorąc pod uwagę, że podopieczni Juergena Kloppa ostatnio przegrali z Arsenalem i zremisowali z Burnley. – Z radością zrobię szpaler dla drużyny, która zasłużyła na mistrzostwo. Liverpool zagrał niesamowity sezon – zapowiada Lampard, ale raczej nie chwyci tym rywali za serce.
Anglik może się cieszyć z formy swoich weteranów. Olivier Giroud zdobywa ważne gole, Willian i Cesar Azpilicueta notują kluczowe asysty. Młodość młodością, lecz jak przychodzi co do czego, doświadczenie robi na boisku różnicę.
Ewentualne zwycięstwo nad Liverpoolem pozwoli Chelsea odskoczyć na cztery punkty od Leicester, a to zagwarantowałoby londyńczykom miejsce w TOP4. A jeśli nie uda się dziś zwyciężyć, przed The Blues trudna konfrontacja z „Wilkami”. Wolverhampton musi zgarnąć komplet punktów, by nie oglądać się za siebie w walce o szóste miejsce w lidze. Tottenham naciska.
LEICESTER CITY
Skoro już o Brendanie Rodgersie mowa, to jego „Lisy” w pewnym sensie idą w ślady Liverpoolu. W pewnym momencie sezonu wydawało się, że ekipa Leicester City to wręcz pewniak do ligowego podium, ale obecnie jej sytuacja nie prezentuje się tak kolorowo. 9 z 24 punktów – tak wygląda dorobek „Lisów” po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Co tu dużo mówić, straszliwa nędza. Przed tygodniem Leicester odniosło wprawdzie cenne zwycięstwo nad Sheffield United, ale poza tym udało się drużynie znad rzeki Soar zwyciężyć jedynie nad Crystal Palace. Starcie z Tottenhamem? W czapkę 0:3. Z walczącym o utrzymanie Bournemouth? 1:4. Do tego porażka z Evertonem, szereg rozczarowujących remisów i odpadnięcie z Pucharu Anglii.
Inaczej miała wyglądać końcówka sezonu. Po ostatnim marcowym spotkaniu „Lisy” miały pięciopunktową przewagę nad Chelsea i aż ośmiopunktową nad Manchesterem United. Wydawało się, że jest to przepaść. Ale w futbolu nie takie przewagi już trwoniono.
Co czeka Leicester City?
- (26.07) Manchester United (dom)
Ekscytująco zapowiada się to spotkanie. Nawet jeżeli „Czerwone Diabły” pokonają dzisiaj West Ham United, „Lisy” wciąż będą miały szansę na odkręcenie sytuacji w bezpośrednim starciu z drużyną z Old Trafford. Choć wiele też zależy od rozmiarów ewentualnego zwycięstwa Manchesteru. W angielskiej ekstraklasie o kolejności w tabeli decyduje w pierwszym rzędzie bilans bramkowy. Leicester i Manchester legitymują się w tym momencie identycznym (+28). Podopieczni Rodgersa mają jednak na koncie więcej zdobytych goli (67 do 63) co gwarantuje im nieznaczną przewagę w przypadku zrównania się punktami. Przynajmniej na razie.
Szczerze mówiąc – trudno jednak uwierzyć w sukces „Lisów”. Podstawowy stoper, Caglar Soyuncu, pauzuje za czerwoną kartkę. Ben Chilwell i Ricardo Pereira, a zatem podstawowi boczni obrońcy – niewątpliwie kluczowi dla całej taktyki Rodgersa – też poza grą. No i wreszcie James Maddison, jeden z liderów ofensywy Leicester, również zmaga się z urazem. Chyba trochę za dużo tych osłabień, by powstrzymać rozpędzony Manchester United. Cała nadzieja w Jamiem Vardym, który walczy o koronę króla strzelców Premier League.
MANCHESTER UNITED
Trzeba przyznać, że imponujący jest ten pościg zespołu Ole Gunnara Solskjaera za TOP4. Tym bardziej imponujący, że już naprawdę niewiele brakuje do zwieńczenia go sukcesem. Po pandemii „Czerwone Diabły” demolują ligową konkurencję. 17 punktów na 21 możliwych to naprawdę znakomity rezultat, zwłaszcza w zestawieniu z marnymi wynikami Leicester.
Jednak United wciąż nie mogą być niczego pewni. Mają świetnie dysponowanego Bruno Fernandesa, mają wreszcie błyszczącego Paula Pogbę. Bramki i asysty regularnie na swoim koncie dopisują Marcus Rashford, Anthony Martial i Mason Greenwood. Przyjemnie się tę paczkę w akcji ogląda, lecz samymi wrażeniami artystycznymi w futbolu jeszcze nikt wyniku nie zrobił. A porażką w półfinale Pucharu Anglii jednak dość dotkliwie obnażyła słabości Manchesteru, których wciąż nie brakuje. David De Gea i Harry Maguire muszą się wznieść w kolejnych starciach na zdecydowanie wyższy poziom, jeśli nie chcą zaprzepaścić wysiłku kolegów z ofensywy.
Co czeka Manchester United?
- (22.07) West Ham United (dom)
- (26.07) Leicester City (wyjazd)
Zwycięstwo w dzisiejszym starciu z „Młotami” niezwykle ułatwiłoby „Czerwonym Diabłom” życie, nie ma co ukrywać. Ewentualny triumf pozwoliłby odskoczyć od Leicester na trzy punkty, przy jednoczesnym podreperowaniu bilansu bramkowego, a więc przed ostatnim spotkaniem w sezonie to „Lisy” znalazłby się na musiku. A atakującym Solskjaera w to właśnie graj. Manchester w fazie kontrataku potrafi być ostatnio wyjątkowo zabójczy. Między innymi dlatego, że Bruno Fernandes fenomenalnie się sprawdza jako centralna postać dynamicznej defensywy United. – Zdajemy sobie sprawę, że przed nami najważniejszy mecz tego sezonu – przyznał Nemanja Matić, cytowany przez DevilPage.pl. – Nie myśleliśmy przesadnie o tej serii dziewiętnastu spotkań bez porażki. Nikt tego nie liczył. Skupialiśmy się tylko na tym, aby walczyć o TOP4. Myślę, że spisywaliśmy się dobrze w ostatnich miesiącach, a po porażce z Chelsea w Pucharze Anglii musimy podnieść głowy, bo czeka nas kolejny finał.
– Mamy wielką szansę osiągnąć coś, w co nie wierzył nikt – stwierdził z kolei Solskjaer. – Zaszliśmy daleko jako zespół. Jesteśmy teraz blisko zakończenia sezonu, więc nie ma sensu zostawiać jakiejkolwiek energii w szatni. Teraz trzeba dać z siebie wszystko na boisku. Skupiamy się na najbliższych dwóch meczach i nie dyskutujemy na temat wyboru składu czy indywidualności. Trzymamy się razem. Piłkarze spisali się świetnie i zaszli bardzo daleko. Nasze losy mamy we własnych rękach lub nogach, jeśli wolicie to tak ująć.
***
No dobra, a wy jak sądzicie. Kto załapie się do TOP4 w Premier League?
fot. NewsPix.pl