Reklama

Zastrzyk optymizmu przed finałem pucharu. Lechia zwycięża we Wrocławiu

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2020, 20:05 • 4 min czytania 2 komentarze

Kuriozalny samobój Marka Tamasa – tym niefortunnym akcentem Śląsk Wrocław zamknął przed własną publicznością sezon 2019/20. Wrocławianie przez większą część dzisiejszego starcia z Lechią Gdańsk mieli przewagę, oddali sporo strzałów na bramkę, ale w sumie niewiele z tego wynikało. Podopieczni Piotra Stokowca byli znacznie konkretniejsi w swoich ofensywnych poczynaniach i finalnie to oni wygrali. A co za tym idzie – usadowili się na czwartej pozycji w lidze. Od sezonu 2013/14 biało-zieloni tylko raz wypadli poza ligowe TOP5.

Zastrzyk optymizmu przed finałem pucharu. Lechia zwycięża we Wrocławiu

Dwa szybkie ciosy

Spotkanie zaczęło się dość obiecująco. Obie ekipy ustawiły się dość odważnie i ofensywnie, piłka bardzo szybko przemieszczała się od jednego pola karnego pod drugie. Nie była to może jakaś spektakularna wymiana ciosów i kanonada strzelecka, ale przyjemnie się jednych i drugich oglądało. Jako pierwsza ukąsiła Lechia. Goście wykorzystali niechlujne wybicie futbolówki z pola karnego przez jednego z obrońców Śląska. Do piłki dopadł Żarko Udovicić, ustawiony dzisiaj na lewej obronie. Serb szarpnął skrzydłem, odegrał krótko do Patryka Lipskiego, a ten bardzo przytomnie zagrał piątką, uruchamiając tym samym rozpędzony Omrana Haydary’ego. Były piłkarz Olimpii Grudziądz nie zmarnował stuprocentowej sytuacji. Tym samym Lipski rzutem na taśmo zanotował pierwszy punkt w klasyfikacji kanadyjskiej, jeżeli chodzi o sezon ligowy 2019/20.

Inna sprawa, że poza tym znakomitym podaniem Lipski zbyt wielu udanych zagrań w pierwszej połowie nie zanotował. Tracił proste piłki, zbyt długo holował futbolówkę. Kilka razy wdał się w drybling w środkowej strefie, lecz jego zwody były z dziecinną łatwością rozczytywane przez przeciwników. Poprawił się dopiero po przerwie, gdy posłał kilka niezłych podań, w tym jedno otwierające do Jaroslava Mihalika, ale ten ostatni zmarnował świetną szansę strzelecką.

Co innego Haydary oraz Udovicić. Dla nich udział w akcji bramkowej to niejako stempelek potwierdzający udany występ. Obaj nadawali ofensywnym akcjom Lechii niezbędną dynamikę. Brakowało jej po przeciwnej stronie boiska, gdzie operowali Mihalik i Paweł Żuk. Tak czy owak, jeżeli w dzisiejszym meczu paru zawodników chciało udowodnić Stokowcowi swoją przydatność w kontekście następnego sezonu, to Haydary i Udovicić na pewno to zrobili. Choć ten ostatni nieco mnie jakości gwarantował w defensywie. Między innymi dlatego Śląsk tak szybko wyrównał. Wrocławianie odpowiedzieli już dwie minuty po golu na 0:1. Krzysztof Mączyński wykorzystał podanie Adriana Łyszczarza z prawego skrzydła. Gdzie byli środkowi pomocnicy Lechii, którzy powinni w tej sytuacji pilnować pomocnika Śląska? Chyba na grzybach, bo Mączyńskiego nie pilnował ani Egzon Kryeziu, ani Tomasz Makowski. Ten drugi nie zdążył wrócić we własną szesnastkę, a ten pierwszy zdążył, ale biegał po niej bez sensu, zamiast pilnować rywala.

Ślimacze tempo w drugiej połowie

Ten Kryeziu to w ogóle był zdecydowanie najmarniejszy aktor dzisiejszego widowiska. Właściwie trudno zdefiniować, na czym polegała jego rola w dzisiejszym spotkaniu. W ofensywie nie pomagał, kreatywnością się nie wykazał. W defensywie dawał się objeżdżać, gubił rywali. Przy straconym golu się nie popisał. Wyjątkowo nędzny występ. Makowski na jego tle wyglądał jak profesor.

Reklama

Inna sprawa, że w drugiej połowie wszyscy zawodnicy Lechii zauważalnie spuścili z tonu. Po stronie Śląska również tempo gry zaczęło zauważalnie spadać, choć wrocławianie wciąż robili trochę zamętu pod bramką biało-zielonych. Okazji do zdobycia gola mieli sporo. Raz piłka obiła poprzeczkę, innym razem odbiła się od słupka. Zlatan Alomerović miał sporo szczęścia. Szczęścia, którego zabrakło wspomnianemu Markowi Tamasowi. W 56 minucie Udovicić posłał futbolówkę w pole karne z rzutu rożnego. Do tej pory Lechii kompletnie nie wychodziły stałe fragmenty gry i w gruncie rzeczy ta wrzutka również była nieudana. Spadła wprost na głowę obrońcy. Tamas nie był nawet naciskany przez któregoś z rywali. Ale… posłał futbolówkę do własnej bramki. Precyzyjnie, przy słupeczku. Putnocky nie miał szans. Gdyby Tamas uderzał w kierunku właściwej bramki, chwalilibyśmy go za kunszt strzelecki.

A tak? Można mu tylko ironicznie pogratulować niezwykle urodziwego swojaka.

Śląsk tym razem strat odrobić już nie zdołał, choć trzeba zaznaczyć, że całkiem niezłą zmianę dał Piotr Samiec-Talar, z którym obrońcy Lechii mieli sporo kłopotów. Jednak jego szarże to było dziś za mało na solidnie zorganizowaną defensywę gdańszczan. Ekipa Stokowca kończy zatem rozgrywki na całkiem przyzwoitej, czwartej lokacie. Oczko nad Śląskiem. Lecz prawda jest taka, że najważniejszy w tym sezonie mecz dopiero przed biało-zielonymi. Dzisiejsze zwycięstwo mogą lechiści potraktować ewentualnie jako dobry prognostyk przed piątkowym finałem Pucharu Polski z Cracovią.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...