Trudno o drugą dyscyplinę, w którą pandemia uderzyła równie mocno, jak w tenis ziemny. Światowy tour przez ostatnie miesiące odpoczywał, a na dobre powróci dopiero w połowie sierpnia. To jednak nie znaczy, że tenisiści kompletnie odłożyli rakiety na bok. Trwają mistrzostwa Polski, do których w tym roku zgłosili się wszyscy najlepsi zawodnicy w kraju, na czele z Hubertem Hurkaczem. Zawodnik z pierwszej trzydziestki rankingu ATP odpadł z turnieju singla jednak już w drugiej rundzie, po porażce z 17-letnim Maksem Kaśnikowskim!
Hubert problemy miał na dobrą sprawę już w pierwszym meczu, kiedy zmierzył się z Jaszą Szajrychem. Pokonał go w dwóch setach, ale było jasne, że nie czuje się na ziemnych kortach w Bytomiu specjalnie komfortowo. Jego rywal wygrał w w sumie aż dziewięć gemów, udało mu się też doprowadzić do tiebreaka. Można było jednak pomyśleć: pierwsze koty za płoty, teraz będzie z górki. Cóż, na pewno nie spodziewaliśmy się, że 29. zawodnik rankingu ATP lada moment pożegna się z turniejem. W 2. rundzie musiał uznać wyższość Maksa Kaśnikowskiego (5:7, 7:5 i 3:6).
O występ Hurkacza pytamy Adama Romera, redaktora naczelnego magazynu Tenisklub: – Jak oglądało się te dwa mecze, to Hubert, jak na siebie, czyli zawodnika ze światowej czołówki, popełniał zastraszająca liczbę niewymuszonych błędów. Nie wynikało to jednak z tego, że był strasznie nieskoncentrowany. Przede wszystkim było widać, że nie gra mu się dobrze na mączce. Nic dziwnego. Od marca, kiedy wybuchła pandemia, trenował na twardej nawierzchni na Florydzie. Kort ziemny widział ostatni raz zapewne z pół roku temu. Nie można jednak wszystkiego w ten sposób tłumaczyć, należy pochwalić Maksa, który zaliczył naprawdę dobry występ.
Warto obserwować!
No właśnie, Maks Kaśnikowski – co wiemy o tym chłopaku? Niecałe dwa tygodnie temu skończył siedemnaście lat, w światowym rankingu juniorów znajduje się na 41. miejscu. Nasz kraj reprezentował też na Pucharze Davisa. Bez wątpienia mówimy o sporym talencie, który jednak wciąż potrzebuje kilku lat na spokojny rozwój. – Znam go od szóstego roku życia i wiem, że jest wielce skoncentrowany na tym, co robi. Tenis znaczy dla niego bardzo wiele. Ale takich zawodników na świecie w wieku 17 lat jest… z około dwa tysiące? Powstaje pytanie, jak dalej rozwinie się jego kariera. Mając doświadczenie z obserwacji czołowych polskich tenisistów, wydaje mi się, że jeśli talent Maksa rozbłyśnie na arenie światowej, to bardziej w wieku 21 czy 22 lat niż 18 albo 19 – mówi Romer.
Możemy chwalić tego młodzieńca, ale trzeba jasno powiedzieć, że Hubert od czasu powrotu do gry nie wygląda zbyt rewelacyjnie. Przed mistrzostwami Polski wziął udział w pokazowym turnieju Miami – Altec/Styslinger Tennis Exhibition, na którym zajął 5. miejsce. Z drugiej strony – wciąż mówimy wyłącznie o meczach towarzyskich, które nie mają dużego znaczenia. Z wyciąganiem wniosków poczekajmy zatem do połowy sierpnia, kiedy nastąpi wznowienie światowego touru. Wtedy zacznie się prawdziwe granie.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt, który warto poruszyć. Gdyby nie pandemia, w połowie lipca dopiero skończyłby się Wimbledon, a Hubert Hurkacz w życiu nie miałby możliwości, aby przylecieć do Polski. Romer: – To szczególna sprawa dla młodych chłopaków. W normalnych warunkach nigdy nie mieliby okazji, aby zagrać z najlepszymi polskimi tenisistami. Choćby Maks trenował wcześniej z Hurkaczem, był z nim na Pucharze Davisa, ale dopiero teraz mógł stoczyć normalny mecz. To jest wielka zaleta tych mistrzostw Polski.
Dlatego też warto je dalej obserwować. Jak w dalszej fazie turnieju poradzi sobie pogromca Hurkacza i czy dojdzie aż do finału, gdzie spróbuje sprawić kolejną niespodziankę, tym razem pokonując Kamila Majchrzaka? A może z dobrej strony pokaże się ktoś inny? Jeśli w ostatnich miesiącach tęskniliście za tenisem, to mistrzostwa Polski mogą stanowić dla was ciekawą propozycję.
Fot. Newspix.pl