Przez dłuższy czas drugiej połowy wydawało nam się, że Jagiellonia ze Śląskiem testują nową reformę. „Jaką?”, zapytacie, bo tyle ich mamy w polskim futbolu, że można się pogubić i nic dziwnego, warto być ciekawym. No więc, gdyby tak te mecze o pietruszkę skrócić, grać 45 minut, nie robić sobie pod górkę? To byłoby interesujące, tym bardziej z wdzięcznością podchodzilibyśmy do tej innowacyjnej próby obu drużyn. Ale nie, jednak nie zajmowali się reformą, bo w końcu trafił Puljić i Jagiellonia sięgnęła po trzy punkty.
Wystarczyła właściwie jedna składniejsza akcja w drugiej połowie, by ten mecz przesądzić. Camara uderzył z ostrego kąta po podaniu Imaza, tę próbę wybronił jeszcze Putnocky, ale tak niefortunnie, że piłka spadła pod nogi Puljicia. Chorwat miał pustą bramkę i choć wiele można powiedzieć o zagranicznych napastnikach Jagi, to jednak na pustą będą trafiać i tak też stało się teraz. Dla Puljicia to był piąty gol w sezonie i choć dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że tym razem Jaga trafiła w dziesiątkę, no, w dziewiątkę, to mimo wszystko chłopak jakąś przyzwoitość zachowuje (w porównaniu do poprzednich transferów na tę pozycję – spora rzecz).
Ale jako się rzekło, druga połowa naprawdę nie porywała, chyba że do założenia kołdry na głowę i snu. Z ciekawszych rzeczy wypada odnotować czerwoną kartkę Chrapka, ale poza tym: raczej marność. Wolna, nudna gra, parę prób z dystansu, ale żeby dawało nam to jakąś większą radość… Raczej nie.
Za to przed przerwą bawiliśmy się całkiem nieźle
Wydawało się, że Śląsk przyjechał jak po swoje, bo to on lepiej wszedł w tę rywalizację. Najpierw strzał Chrapka obronił młody Dziekoński, potem gdy Exposito przedarł się przez linię obrony, ten sam Dziekoński inteligentnym zagraniem szpicem wybił mu piłkę. A pamiętajmy – mówimy o chłopaku ledwie 16-letnim. Gość naprawdę dzisiaj pomagał swoim kolegom (jeszcze obrona uderzenia Płachety) i znów, tak jak nie ma co przesadnie chwalić Puljicia, tak trudno robić z Dziekońskiego drugiego Drągowskiego. Ale być może warto czasem zastanowić się, czy warto brać jakichś cudaków pokroju Santiniego. Droższych, a pewnie nic więcej potrafiących (jeśli nie mniej).
16- latek dzisiaj bramkę co prawda puścił, ale i tak był blisko obrony. Strzał Puerto z ostrego kąta jeszcze skończył na jego kolanie, natomiast zabrakło asekuracji – Tamas nie był pilnowany w polu bramkowym, więc dostawił, co trzeba i wpakował piłkę do siatki.
Natomiast to był tylko gol wyrównujący dla Śląska, który po dobrym początku nie potrafił podtrzymać tego trendu. Troszkę więcej z gry miała Jagiellonia i szybko to udokumentowała, kiedy głową po kornerze trafił Romanczuk. Widzieliśmy fajną próbę Kadleca, ale piłka nie zdążyła się dokręcić do bramki po uderzeniu z dystansu. Widzieliśmy rzut wolny z 17. metrów, ale też bez efektu. Dostaliśmy próbę Prikryla z pola karnego, natomiast piłka po rykoszecie o niewiele minęła bramkę Putnockiego.
No, dobrze się to oglądało, dość żwawo, szkoda, że po przerwie takiej frajdy już nie mieliśmy. Można było założyć, że padnie góra jedna bramka. Owszem, gdyby Imaz nie podmienił się z bratem bliźniakiem, pewnie byłyby i dwie, ale Hiszpan jest gdzieś indziej, a jego gorszy dubler z pola karnego podał Putnockiemu piłkę.
Czyli co: Śląsk już matematycznie stracił szansę na puchary, Jaga może być jeszcze piąta. Ulala, emocje!
Fot. FotoPyk