Reklama

Nieprawdopodobne, a jednak – ŁKS strzela pięć goli i wygrywa mecz!

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 lipca 2020, 23:23 • 4 min czytania 8 komentarzy

Gdyby ŁKS w Ekstraklasie mógł grać tylko z Cracovią i Rakowem, to mistrzem zostałby gdzieś w okolicach pojawienia się na niebie pierwszej gwiazdki w Wigilię. Niestety dla łodzian – w lidze jest też trzynaście innych drużyn. Dziś spadkowicz zagrał swój jeden z najlepszych meczów w całym sezonie i – uwaga – wygrał pierwszy mecz za kadencji Wojciecha Stawowego (fanfary!). Ale na tym nie koniec – Samu Corral strzelił dwa gole (fanfary!), a Pirulo zaliczył dwie asysty (fanfary!). Na dodatek po raz pierwszy w tym sezonie łodzianie odrobili straty.

Nieprawdopodobne, a jednak – ŁKS strzela pięć goli i wygrywa mecz!

Niech was nie zmyli tytuł z tymi pięcioma golami. Spokojnie, figlarny los zna się na żartach, ale też wie, kiedy skończyć. Łodzianie nie ograli Rakowa 5:0, tylko 3:2, ale i tak lista strzelców jest zasypana nazwiskami gospodarzy. Bo beniaminek w swoim stylu obdarował rywali dwoma samobójami.

I były to samobóje niemal wyjęte z kserokopiarki. No bo zobaczmy:

  • pierwszy gol dla Rakowa: Schwarz z rzutu wolnego wrzuca piłkę za obrońców ŁKS-u, Kościelny zgrywa ją do środka, Oziębała uderza niecelnie, ale Corral przytomnie wbija ją do własnej bramki,
  • drugi gol dla Rakowa: Schwarz z rzutu wolnego wrzuca piłkę za obrońców ŁKS-u, Kościelny zgrywa ją do środka, piłka nie dochodzi do Forbesa, Wolski sposobem dolnym zagrywa do własnej bramki.

Jeśli chodziłoby o jakąkolwiek inną defensywę w Ekstraklasie, to bylibyśmy srogo zdziwieni, że można w taki sposób sprezentować rywalom dwa gole. Ale że chodzi o ŁKS – wzruszenie ramion, zwykły dzień w biurze, jedziemy dalej.

Zapowiadało się na pogrom

Po kwadransie tego spotkania byliśmy przekonani, że tutaj skończy się jakimś pogromem. Łodzianie przy stałych fragmentach gry wyglądali tak, jakby bronili w sześciu przeciwko dziewiątce rywali. A ekipa z Częstochowy sprawiała wrażenie, że gra na szczudłach, bo absolutnie każda wrzutka Schwarza padała ich łupem. Ale dziś ŁKS miał trio Trąbka-Corral-Pirulo. I ostatnią dwójkę nieironicznie nazywamy bohaterami tego starcia.

Reklama

Między jednym a drugim kabarecikiem odwalanym we własnej szesnastce gospodarze odwinęli się bombą Trąbki z dystansu. Zastanawiamy się tylko, o co chodziło Michałowi Gliwie przy tej interwencji. Czy aż tak był zasłonięty? Czy uznał, że przy pewnym utrzymaniu nie ma co brudzić klubowej bluzy? Rwało go w krzyżu i nie chciał się rzucać? Tak czy siak – przy tym strzale pomocnika ŁKS-u nawet nie zareagował.

Do przerwy było zatem 2:1 dla gości, Maja Strzelczyk w rozmowie z Michałem Trąbką rozdrapywała rany i mówiła, że ŁKS tylko raz odrobił straty, ale doprowadził wówczas do remisu w starciu z Arką. Ale jeśli już przegrywał, to ani razu nie potrafił zdobyć pełnej puli. Generalnie nie jest to jakaś spektakularna wiadomość, dla której przerywa się serial w prime-time, bo ŁKS rzadko zdobywał pełną pulę.

Ale w drugiej połowie oglądaliśmy totalną dominację łodzian. I serio, piszemy to absolutnie bez szyderki. Raków nawet nie pierdnął po przerwie, a niemal przez pełne trzy kwadranse kamera była wycelowana w stronę, na którą atakował zespół Stawowego. Świetny mecz rozgrywał Trąbka, nieźle do ataku podłączał się Klimczak, Pirulo wzniósł się ponad poziom opuszczonych do kostek getrów.

Samu Corral, występ niemal kompletny!

No i był też on.

Samu Corral. Gość, który do ostatniej kolejki nie miał na koncie celnego strzału. Napastnik, który w pierwszej połowie władował swojaka. Ale wreszcie – autor dwóch trafień dla ŁKS-u. Najpierw wykończył idealną wrzutkę za obrońców Pirulo (swoją drogą – Bartl tym kryciem zasłużył na powrót do Częstochowy piechotą). A później popędził ze 30 metrów sam po odbiorze Trąbki na własnej połowie.

Dwa gole, asysta, samobój, żółta kartka. I prawie druga żółta kartka za faul w doliczonym czasie gry. Do występu kompletnego zabrakło nam już tylko żonglowania mieczami, plucia ogniem, sztuczki z kartami i recytacji wiersza Herberta.

Reklama

ŁKS wygrał tym samym pierwszy mecz za kadencji Wojciecha Stawowego. Mało tego – wygrał po raz pierwszy od jedenastu spotkań. Po raz ostatnich łodzianie zdobyli trzy punkty jeszcze przed pandemią, na początku marca i też po 3:2. Wtedy jednak z Zagłębiem Lubin. Ale z Rakowem mają bilans znakomity: trzy mecze, dwa zwycięstwa, jeden remis. Siedem punktów na dziewięć możliwych. Oprócz ekipy Marka Papuszna tylko Cracovia radziła sobie z beniaminkiem równie beznadziejnie: dwa mecze, dwa zwycięstwa ŁKS-u. Zatem na „Pasach” i Rakowie ŁKS zdobył… ponad połowę swojego całego dorobku w tym sezonie.

A tak w ogóle, to na miejscu paru klubów Ekstraklasy podpytalibyśmy w Łodzi, po ile stoi teraz Trąbka. Bo – wyłączając oczywiście Ramireza – w ofensywie tego słabiutkiego ŁKS-u akurat do ten 23-latek ma potencjał.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...