Kiedy zaczął kibicować “The Reds”? Kto jest jego ulubionym piłkarzem Liverpoolu? Kogo widzi w roli następcy Juergena Kloppa? Którego Polaka chciałby zobaczyć w swoim ukochanym klubie? Rozmawiamy z jednym z najlepszych pływaków w historii polskiego sportu Pawłem Korzeniowskim, zapraszamy do lektury.
Spotykamy się przed 9 rano, tuż po tym jak Liverpool zdobył tytuł. Cieszymy się, że po wczorajszym świętowaniu udało ci się wstać i dotrzeć do nas do radia.
Mistrzostwo po 30 latach czekania – coś cudownego! W sumie ja czekałem na wygranie Premier League sporo krócej, bo Liverpoolowi kibicuję od 2005 roku i czasów słynnego „Dudek dance”.
Moje świętowanie było jednak bardzo delikatne. Pozwoliłem sobie na szklankę dobrej whisky i tyle. Więcej nie mogłem, bo jestem w mocnym treningu.
Gapek: W zeszłym roku oglądaliśmy razem finał Ligi Mistrzów, także wygrany przez „The Reds”. Wtedy zabawa była konkretniejsza – wówczas jeszcze nie wznowiłeś pływackiej kariery, więc mogłeś sobie pozwolić na kilka piwek.
To prawda. Gdyby chłopaki zdobyli mistrzostwo w sobotę, to może pozwoliłbym sobie na ciut więcej. Ale kto wie, może poświętuję w weekend podczas którego będą odbierać trofeum?
Tuż po wygraniu Premier League niejeden kibic pisał w mediach społecznościowych, że bardzo żałuje, iż ta sztuka nie udała się Stevenowi Gerrardowi.
Szkoda, bo facet wygrał praktycznie wszystko w klubowej piłce. Ma przecież na swoim koncie Puchar UEFA czy triumf w Lidze Mistrzów. Nie ukrywam, że to mój ulubiony zawodnik Liverpoolu. Nawet na swoim profilu na Facebooku to właśnie jego zdjęcie mam umieszczone tle. Podziwiałem go za pracowitość na boisku i umiejętność spojenia szatni. Oraz za to, że nigdy nie odszedł, a przecież wiele drużyn ostrzyło sobie na niego zęby, chociażby Real Madryt. Dla mnie niesamowite jest też to, że szybko został kapitanem tak wielkiego klubu (miał 23 lata – red.). Kto wie, może kiedyś będzie następcą Juergena Kloppa?
Możliwe, wydaje się, że ma trenerski potencjał.
Szkoli Rangersów, z tego, co czytam, jak na pierwsze lata przygody z tym fachem, idzie mu bardzo dobrze. Ktoś taki jako sukcesor Niemca byłby dla wielu fanów „The Reds” spełnieniem marzeń. Może wtedy udałoby mu się sięgnąć po tytuł? Byłoby to piękne dopełnienie jego kariery!
A kto jest obecnie twoim ulubionym piłkarzem mistrzów Anglii?
Bardzo lubię Sadio Mane. Imponuje mi to, jak rozwinął się na przestrzeni tych czterech lat odkąd trafił do klubu. Niesamowity jest też Trent Alexander-Arnold. Młody zawodnik, który pewnie stał się już najlepszym prawym obrońcą świata. Poza tym urodził się w Liverpoolu, co dopełnia piękna tej historii. No i te jego rekordowe dwanaście asyst z poprzedniego sezonu – to naprawdę było coś.
My lubimy Jamesa Milnera. Pirania Kloppa. Jakby było trzeba, zagrałby nawet w bramce.
Mega uniwersalny gość, to prawda. Bardzo cieszyłem się, gdy przyszedł za darmo z City. Byłem też zdziwiony, że lekką ręką puszczają takiego zawodnika. Na boisku imponuje mi przede wszystkim jego kondycja. Biega non stop, nie zatrzymuje się. To mega wzór dla młodych zawodników, świetna postać.
Masz kogoś, kogo nie lubisz w Liverpoolu? Gapek: Mnie w Realu Madryt zawsze wkurzał Ivan Campo. Paczul: A mnie w Lechii Patryk Lipski.
Nie ma zawodnika, którego bym nie znosił, natomiast nieco drażni mnie… Mohamed Salah. A dlaczego? Bo wielokrotnie strzelał na bramkę rywali kiedy na lepszej pozycji był Mane. Nie rozumiem tego egoistycznego zachowania. Choć drużynie przeszkadza to zdecydowanie mniej niż mi. Widziałem kiedyś wywiad, którego udzielił brytyjskim mediom Alex Oxlade-Chamberlain. Wynikało z niego jednoznacznie, że dopóki Egipcjanin trafia do siatki, dopóty jego postawa nie spotyka się z większą krytyką.
Na jakiej pozycji byś wzmocnił zespół przed kolejnym sezonie?
Do przodu miał być Timo Werner, poszedł do Chelsea, a szkoda.
Nie dziwimy mu się – ma tam zdecydowanie większą szanse na grę niż na rozbicie w Liverpoolu tria Salah – Mane – Roberto Firmino.
To prawda, można go zrozumieć.
Klubowi najbardziej przydałby się jednak kreatywny pomocnik, ktoś w stylu Phillipe’a Coutinho.
To może Piotrek Zieliński? Kiedyś Liverpool o niego zabiegał.
Jakoś specjalnie nie chciałbym tego transferu. Widziałem go w kilku spotkaniach Napoli i nie zakochałem się w grze tego chłopaka.
A gdyby wspomniany Coutinho chciał wrócić, widziałbyś go w składzie?
Wiem co potrafi, więc odpowiem, że zdecydowanie tak! Tylko wcześniej musiałby się pokłonić Niemcowi za wymuszanie transferu do Barcelony i obiecać, że już nigdy nie odejdzie z Liverpoolu. Ta kariera moim zdaniem wyhamowała, ale Klopp sprawiłby, że znowu ruszyłaby z kopyta. Jurgen ma niesamowitą umiejętność wyciągania 110% z poszczególnych piłkarzy. Uwielbiam też oglądać jego konferencje prasowe i to, jak podczas nich „ściąga” presję z zawodników na siebie. Gdybym kiedyś pracował z seniorami jako trener pływania, chciałbym działać podobnie.
Od tego gościa można się wiele nauczyć. Kupiłem niedawno książkę „Robimy Hałas”, jestem w połowie, czytając ją zaczynam rozumieć, dlaczego jest tak wyjątkowy. Niemiec nie tylko potrafi budować piłkarzy, ale też szanuje wszystkich w klubie. Z jednakowym entuzjazmem wita się ze sprzątaczką, osobą od parzenia kawy czy też prezesem klubu. Klasa facet.
Ta jego normalność objawia się na różne sposoby. Gdy spytano go o koronawirusa, powiedział, że nie będzie się na ten temat wypowiadał, bo się nie zna. Niejeden szkoleniowiec postąpiłby inaczej.
Świetna reakcja. Myślę, że dzięki niemu każdy w Liverpoolu czuje się jak w domu, dla niego poszczególne osoby tak bardzo starają się w tej robocie. Nie ma rzeczy, której nie zrobiliby dla Juergena, jeśli ten poprosi. Wspaniale buduje te relacje z ludźmi.
Chciałbyś, żeby był dla Liverpoolu trenerem na lata, jak Alex Ferguson dla United, czy też jednak marzy ci się za powiedzmy pięć sezonów ten Gerrard?
Niech prowadzi „The Reds” tak długo, jak tylko będzie czuł, że może coś z tych chłopaków wyciągnąć! To na tyle mądry facet, że nie będzie trzymał się stołka na siłę. Gdy poczuje przesyt, powie stop, podobnie jak Pep Guardiola w Barcelonie. Nie mam co do tego wątpliwości.
Gdybyś mógł wybrać dwóch dowolnych zawodników do „The Reds”, na kogo byś postawił?
Pewnie niektórzy się zdziwią tą odpowiedzią, ale może Cristiano Ronaldo? Ciekaw jestem, jak wpasowałby się w tę drużynę. Wiem, że ma już 35 lat, ale prowadzi się tak znakomicie, że jeszcze z pięć sezonów pogra na wysokim poziomie, tak myślę. Wziąłbym też… Roberta Lewandowskiego. Zna się z Kloppem, jest maszynką do strzelania goli, mega pasowałby do taktyki drużyny, na pewno nie radziłby sobie w niej gorzej niż Firmino.
Opowiedz szerzej skąd fascynacja Liverpoolem.
Nie będę oryginalny – wszystko zaczęło się dzięki finałowi Ligi Mistrzów w Stambule. Po nim poznałem na Balu Mistrzów Sportu Jurka Dudka. Fajny facet, mega skromny, w ogóle nie było po nim widać, że jest światowej klasy piłkarzem. Po rozmowie z nim i emocjach, jakie dostarczyli mi „The Reds”, powiedziałem sobie, że nie będę już kibicował żadnemu innemu klubowi. 2005 rok w ogóle był dla mnie świetny. Poza sukcesem Anglików miałem swój własny, w Montrealu zostałem mistrzem świata na 200 m delfinem na długim basenie.
Dudek zaprosił cię potem na Anfield Road?
Nie, ale niedawno poleciałem na spotkanie z Evertonem. To było coś, Liverpool wygrał 5:2, niesamowicie się to oglądało. Cudownie było zaśpiewać z tymi ludźmi „You’ll Never Walk Alone”. Ależ oni mieli w sobie pasję! Człowiek z wrażenia zapominał słów.
Które spotkanie Liverpoolu było dla ciebie najbardziej niezwykłe? Stambuł, czy jednak coś innego?
Przychodzi mi na myśl starcie z Borussią Dortmund w europejskich pucharach. „The Reds” przegrywali 1:3, a mimo to udało się wygrać, po bramce w doliczonym czasie gry. Fantastyczna sprawa.
A podczas rewanżu w Lidze Mistrzów z Barceloną wierzyłeś, że odrobią trzybramkową stratę?
Tak. Jak wielu liczyłem, że kibice będą dwunastym zawodnikiem drużyny i poniosą ją do wysokiej wygranej. W tym meczu Barcelona stała, nie wiem co się z nią działo. Liverpool zaimponował mi natomiast szczególnie tym rzutem rożnym Trenta Alexandra-Arnolda. Błyskawiczne wykonanie, zanim rywale zorientowali się, co tu się wydarzyło, Divock Origi dał prowadzenie 4:0. Czułem satysfakcję, szczególnie patrząc na byłych zawodników „The Reds”, Luisa Suareza i wspomnianego Coutinho.
Na co liczysz przed starciem ekipy Kloppa z Manchesterem City?
Na szpaler! Mam nadzieję, że gracze Guardioli go zrobią. To taki obowiązek, pokazujący szacunek do nowego mistrza. Jeszcze jakby Liverpool wygrał ten mecz efektownie, na przykład 3:0, to już w ogóle byłaby bajka.
Uważamy, że przyszły sezon Premier League może być dla kibiców wspaniały. Żądni rewanżu na Liverpoolu gracze City, coraz mocniejszy Manchester United, odradzająca się Chelsea – to wszystko wróży spore emocje.
Sam mam nadzieję, że rywalizacja będzie bardziej wyrównana niż w obecnych rozgrywkach. I że dołączy do niej jeszcze Tottenham. Chciałbym i Arsenal, ale oni jakoś zniknęli w ostatnich latach. Na odbudowanie tego zespołu Mikel Arteta potrzebuje trochę czasu, na razie to jest co najwyżej mocny średniak. W tym sezonie nie widziałem takiego meczu Arsenalu, w trakcie którego powiedziałbym pod nosem „wow”.
Ile meczów Premier League oglądasz w weekend?
Jeśli moje małe dzieciaczki pozwolą, to dwa w sobotę i dwa w niedzielę. Kiedyś, podczas zgrupowań, oglądałem wszystkie.
W jakim wieku są twoi synowie?
Jeden ma trzy lata, drugi dziewięć miesięcy. Niedawno powiedziałem do starszego „chodź, obejrzymy mecz”. Kiedy zmieniałem kanały, zobaczył powtórkę wyścigu Le Mans i zaczął krzyczeć „autka, autka!”. Co było zrobić, musiałem zrezygnować ze spotkania (śmiech). Mam nadzieję, że w przyszłości dojdzie jednak do tego, że razem będziemy oglądać piłkę. Czekam na te czasy!
A powiedz jeszcze, co cię bardziej ucieszyło – mistrzostwo czy otwarcie basenów?
Mimo wszystko tytuł dla Liverpoolu. Ludzie czekali na ten sukces trzy dekady, a ja na możliwość popływania tylko trzy miesiące.
Baseny nadal są puste, nie wiem dlaczego, może społeczeństwo jeszcze się boi? Dla mnie to lepiej, mam olimpijskie warunki do treningu, jestem sam na torze, nie muszę tak jak wcześniej pływać między ludźmi. To bywało niebezpieczne. Amatorzy pływają czasem środkiem toru, niewiele wtedy brakuje, by doszło do czołóweczki. A przy mojej prędkości w płetwach, to mogłoby się już stać coś poważniejszego.
Dalej walczysz o igrzyska?
Tak, totalnie bez presji, chcę się tym bawić. Spuszczanie sobie lekkiego łomociku w wodzie czy w siłowni sprawia mi frajdę. Oczywiście, nie mogę trenować na 100 procent jak kiedyś, bo mam rodzinę i obowiązki, no ale marzę o Tokio. A czy mi się uda? Zobaczymy.
Masz sponsorów?
Nie, ale na grudniowych mistrzostwach Polski spróbuję dostać się do kadry. Jeśli dam radę, będzie mi dużo łatwiej. Dostanę od związku odżywki, opłacą mi wyjazdy i tego typu sprawy.
Na jakim dystansie chciałbyś wystąpić w Japonii?
Sto metrów kraulem, tylko i wyłącznie sztafeta. No, być może indywidualnie też, ale o to będzie trudno, musiałbym popłynąć w kwalifikacjach okolicach rekordu życiowego.
ROZMAWIALI KAMIL GAPIŃSKI i PAWEŁ PACZUL
Fot. Archiwum własne, Newspix.pl