Znacie ten myk na pewno. Laska zabiera na imprezę brzydszą od siebie koleżankę głównie po to, by na jej tle wyglądać lepiej. Skala porównawcza jest obniżona, więc nawet taka solidna “piątka” wyrasta przy “trójce” na “siódemkę”. Prawda stara jak świat. Tym razem w rolę brzydkiej koleżanki wcielił się ŁKS. No, może nie tym razem, ale od początku sezonu się w nią wciela. Niemniej beznadziejna ostatnimi czasy Wisła Płock na tle łodzian wyglądała na zespół z krwi i kości. Nawet Cilian Sheridan obok Gracii i Dąbrowskiego wyglądał jak Gareth Bale w pełni formy.
Oglądaliśmy przecież płocczan w starciu z Wisłą Kraków i tam zespół Radosława Sobolewskiego nie przeprowadził dwóch składnych akcji. W pamięci mamy też starcie z Arką Gdynia, czyli chyba najgorszy mecz sezonu. Mamy w notesiku wynotowane, że Wisła z ostatnich dziewiętnastu meczów wygrała ledwie dwa.
Stoperzy ŁKS-u jak Batory w porcie
No i wpada do niej ŁKS. Ponadto ŁKS odmieniony, bo z wieloma młodymi piłkarzami w składzie – jakby niejako beniaminek robił już powoli przegląd wojsk pod kątem I ligi. I w starciu z tym ŁKS-em:
- Adamczyk popisuje się taką asystą, że niejeden czołowy plejmejker ligi by się nie powstydził
- Marcjanik wygląda jak Kamil Glik za najlepszych lat
- Tomasik dostaje flashbacków z sezonu, gdy był typowany do miana obrońcy roku
- a Sheridan robi to:
Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że Sheridan ma długie nogi i że jak tymi nogami kilka razy machnie, to może nabrać prędkości. Sęk w tym, że do tej pory Sheridan przegrywał pojedynki szybkościowe z każdym defensorem, który zaliczył rozgrzewkę, ma zdrowe więzadła i lekkie buty. Moglibyśmy pewnie wymienić kilka atutów Irlandczyka, ale stwierdzenie “jest szybki” padłoby tylko w momencie, gdybyśmy byli po siedemnastu piwach. I to wypitych na hejnał.
Tymczasem napastnik Wisły Płock minął Dąbrowskiego, Gracii nawet nie mijał, po prostu mu życzliwie pomachał w pogoni za piłką.
Trudny debiut Arndta, choć z czasem się naprostował
Zresztą Piotr Tomasik w przerwie przyznał, że taki był patent płocczan na to spotkanie – wbijać się miedzy stoperów rywala, próbować się z nimi pościgać. Najpierw wyciągnąć ich na 30-40 metr od bramki, a później gonić do piłek za plecy. No i tak też padła druga bramka – zgrabne zagranie Adamczyka, Tomasik prawą (!) nogą przy słupku i było już 2:0.
W pierwszej połowie łodzian było stać tylko na mocny strzał Guimy obok bramki (kogokolwiek to szokuje?) i na mocny strzał Wróbla gdzieś pod Włocławek. Nadal ŁKS wymieniał dziesiątki podań między sobą na własnej połowie. Wciąż nie poznaliśmy choćby jednego atutu Guimy. Odkryliśmy za to nowego bramkarza – 18-letni Arndt przy obu golach mógł zrobić więcej, gubił się przy wyjściach do dośrodkowań, a na dodatek rozegrał taką ładną akcję od bramki:
Chłopak jednak się ogarnął, wyciągnął dwa naprawdę groźne uderzenia rywali. Natomiast nie możemy powiedzieć tego o jego kolegach z pola – oni akurat się nie ogarnęli. Stawowy wpuszczał na boisku kolejnych wirtuozów, ale dawało to tyle, że zamiast Sajdaka źle wyglądał Pirulo, a w przodzie nie biegał osamotniony Wróbel, tylko osamotniony Wróbel z niemrawym Sekulskim.
ŁKS spada bez godności
ŁKS leci z ligi. I to leci bez godności. Każdym kolejnym meczem udowadnia, że jest gorszym spadkowiczem nawet od Zagłębia Sosnowiec z zeszłego sezonu. Wiśle należy się pochwała za pierwszą połowę, ale w drugiej już gospodarze spuścili z tonu. Może przez upał, może już im się tak nie chciało. Niemniej w tabeli mają już totalny luz. Matematycznie jeszcze spadek im grozi, ale chyba tylko skończony naiwniak wierzy w to, że Arka zdobędzie dziesięć punktów w kolejnych czterech meczach.
Aha, jeszcze słówko o bramkarzu Wisły. Dzisiaj Kamiński zaprezentował się znów z całkiem niezłej strony. Na linii jest pewny, rzucić się do piłki umie. A na dodatek jeszcze kilkukrotnie nieźle podał do kolegi ustawionego gdzieś na skrzydle. Czyli jednak można. Nie trzeba mieć bramkarza wyłącznie od “gry nogami”, ale i można mieć takiego, co umie bronić. Ciekawe ile punktów więcej miałaby Wisła, gdyby Daehne kopnięto w tyłek wcześniej. Dzisiaj oczywiście bohaterami byli Sheridan, Tomasik czy Marcjanik, ale bramkarz też daje pewność zespołowi. A jesteśmy przekonani, że z takim Kamińskim za plecami gra się po prostu pewniej. Pewniej niż z tym wynalazkiem bramkarzopodobnym.
fot. FotoPyk