Reklama

Walczak, czyli jak zawodnik z drugiej Bundesligi trafił do zwycięzcy Ligi Mistrzów

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

24 czerwca 2020, 14:37 • 5 min czytania 1 komentarz

Nie przebił się do składu Vive Kielce. Nie załapał do przeciętnej polskiej reprezentacji na Euro 2020. We Francji zaliczył spektakularny spadek z ekstraklasy. W Niemczech przez ostatnie dwa lata grał na zapleczu Bundesligi. A teraz trafił do… zwycięzcy ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Na pierwszy rzut oka transfer Patryka Walczaka do Vardaru Skopje to niezłe – jak mawiała moja znajoma, średnio obeznana z naszym językiem – kuzorium. Kiedy przyjrzymy się jednak sprawie wnikliwiej, ten ruch nadal można uznać za niespodziewany, natomiast przestaje zaskakiwać aż tak bardzo.

Walczak, czyli jak zawodnik z drugiej Bundesligi trafił do zwycięzcy Ligi Mistrzów

Gdyby zrobić konkurs na największego pechowca polskiej piłki ręcznej ostatniej dekady, Walczak miałby duże szanse na zajęcie miejsca na podium. W 2013 roku, kiedy radził sobie bardzo dobrze w barwach Gaz-System Pogoni Szczecin, Patryk doznał złamania nadgarstka z przemieszczeniem. Dla będącego jednym z odkryć Superligi zawodnika ta kontuzja była prawdziwym dramatem. Podobnie jak uraz, którego doznał w barwach Vive. Młody obrotowy pewnie nie zdążył jeszcze dobrze poznać miasta i hali, a już musiał udać się na rehabilitację. Powód? W 6. kolejce ligi złamał trzecią i czwartą kość śródręcza.

Po tym urazie ciężko było mu wrócić do składu mistrzów Polski, a pod koniec sezonu w Kielcach uznano, że zamiast na Walczaka wolą postawić na młodszego Bartka Bisa. Patryk musiał więc się pakować.

Kierunek: Francja. Ale nie żaden wielki klub, nic z tych rzeczy. Walczak trafił do prowincjonalnego zespoliku Massy Essonne. Beniaminek Lidl Startligue kibicom piłki nożnej może kojarzyć się z ŁKS-em Łódź. W 26. kolejkach zdobył bowiem całe… sześć punktów i zaliczył spadek z hukiem.

Zanim do niego doszło, Patryk podpisał obowiązującą od kolejnych rozgrywek umowę z TuS N-Lubbecke, zespołem z polskimi tradycjami, w końcu grali w nim chociażby Artur Siódmiak, Tomasz Tłuczyński czy Michał Jurecki. Kiedy Walczak składał parafkę na kontrakcie, Niemcy walczyli o utrzymanie. Niestety, bez efektu – do bezpiecznego miejsca zabrakło im dwóch punktów.

Reklama

Sami przyznacie – chłop nie miał farta, w trakcie wiosny zaliczył właściwie dwa spadki, pośredni i bezpośredni.

No to może chociaż udało mu się wywalczyć awans do niemieckiej ekstraklasy? A gdzie tam! W pierwszym sezonie zespół Walczaka nawet nie zakręcił się koło miejsca gwarantującego promocję. W drugim, który przerwano po 24. kolejce, był na 6. miejscu w tabeli. Jeśli dodamy do tego, że w międzyczasie selekcjoner Patryk Rombel postanowił pominąć swojego imiennika przy wysyłaniu powołań na Euro 2020, nie zdziwilibyśmy się, gdyby obrotowy rzucił to wszystko w cholerę i wyjechał w Bieszczady pasać owce. Nie zrobił tego i dobrze, bo kilkadziesiąt godzin temu gruchnęła informacja, że ten doświadczony przez los zawodnik zagra w barwach Vardaru Skopje, zwycięzcy Ligi Mistrzów z 2019 roku.

Każdy, kto dobrnął do tego momentu tekstu, ma prawo zadać następujące pytania: jak to jest, do jasnej cholery, możliwe? Czy w Vardarze pomylili Walczaka z Kamilem Syprzakiem i przez przypadek zaoferowali umowę nie temu polskiemu obrotowemu co trzeba? A może w macedońskim klubie pracuje jakiś szalony trener, nie wiedzieć czemu zakochany od lat w stylu gry Patryka? Na dwa ostatnie pytania odpowiadam, że nie.

Na pierwsze: żeby zrozumieć ten transfer, trzeba poznać najświeższą historię klubu. Otóż w minionym sezonie wycofał się z niego miliarder Siergiej Samosenko, który zbudował potęgę Vardaru. W pierwszej chwili wydawało się, że po tym ruchu z zespołu odejdą wszyscy najlepsi zawodnicy i przez najbliższe lata Macedończycy nie nawiążą do czasów świetności.

Gdy kibice szykowali już czarne szaty na pogrzeb, przebudził się niejaki Mihajlo Mihajlovski. Do 2013 roku był to właściciel klubu, teraz uznał, że znowu zaprowadzi w nim swoje porządki. Nowemu-staremu szefowi, mimo znacznie mniejszego budżetu, udało się zatrzymać kilka gwiazd, takich jak Timur Dibirow, Christian Dissinger czy znany z gry w Vive Ivan Cupić. Dodatkowo sprowadził chociażby Marko Vujina, przez lata czołową leworęczną strzelbę świata. Przy okazji zapowiedział, że od teraz Vardar ma być budowany na zasadzie: 50% kadry to obcokrajowcy, 50% Macedończycy.

Po tych wszystkich ruchach stało się jasne, że zespół ze Skopje nie będzie już tak mocny, jak w ostatnich latach. Owszem, nadal trzeba się z nim liczyć, ale trudno pisać o Vardarze jako o kandydacie do wejścia chociażby do Final Four Ligi Mistrzów. Wydaje się, że będzie to co najwyżej solidna europejska drużyna, a transfer Walczaka do takowej już nieco łatwiej zrozumieć, prawda?

Reklama

Szczególnie, że Vardar dużo nie ryzykuje: podpisał z Polakiem zaledwie roczny kontrakt z opcją przedłużenia o kolejnych dwanaście miesięcy, o ile się sprawdzi. A to niewykluczone, bo przecież nasz kołowy zarówno we Francji, jak i Niemczech – mimo że grał tam w bardzo przeciętnych zespołach – radził sobie przyzwoicie. W Skopje może być solidnym uzupełnieniem składu, który jeśli chodzi o koło, prezentuje się nieźle. Obrotowymi Vardaru są legenda klubu, kapitan Stojancze Stoiłow i Rosjanin Gleb Kałarasz.

– Ten transfer można uznać za zaskakujący, ale ja go rozumiem – rozpoczyna swoją wypowiedź była reprezentantka Polski Iwona Niedźwiedź. – Też chciałabym mieć Patryka w swojej drużynie. Dlaczego? Bo ma świetny charakter, adekwatny do nazwiska. To gość, który nie odpuszcza, a poza tym mam wrażenie, że dobrze odnajduje się w szatni. W końcu uśmiechnęło się do niego szczęście, mam nadzieję, że będzie w stanie to wykorzystać. Ma 28 lat, w piłce ręcznej to jest wiek, w którym można jeszcze zrobić postęp. Najlepszym tego dowodem… jestem ja. Do Danii trafiłam jako 27-latka, a poszłam potem do przodu. Nauczyłam się rzucać z pierwszego kroku czy też odpowiednio poruszać w obronie. Liczę, że Walczak też się rozwinie, a potem na stałe znajdzie się w kadrze.

Podpisuję się pod tymi słowami mając nadzieję, że przejście do Vardaru – po kilku chudych latach – rozpocznie w karierze Walczaka „tłusty” czas.

KAMIL GAPIŃSKI

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

1 komentarz

Loading...