Zastanawialiśmy się dość długo, jak przymusowa przerwa spowodowana pandemią koronawirusa wpłynie na piłkarzy. Aspekt fizyczny był w tym kontekście szalenie ważny, by nie powiedzieć, iż kluczowy. I choć odpowiedzi na najważniejsze pytania ciągle przed nami, to w paru przypadkach mamy jasność. To nie jest walka o dokończenie sezonu. To walka o życie.
Przesadzamy? Nie wierzycie? Cóż, takie odnieśliśmy wrażenie, gdy obserwowaliśmy to, co we wczorajszym spotkaniu z Cracovią odwalił Giorgi Merebaszwili. W przekroju całego spotkania Gruzin dał się zapamiętać głównie z tego, że zmarnował świetne podanie Dominika Furmana – połasił się na strzał (niecelny), choć raczej powinien oddać futbolówkę koledze. Ale w 82. minucie skutecznie przykrył tamto niepowodzenie, walcząc jak lew o piłkę, którą dość nieporadnie rozgrywała Cracovia, a później – gdy futbolówka była już w posiadania Nafciarzy – ruszając do kontry tak, jakby jutra miało nie być.
Precyzując – chodzi nam oczywiście o lwa pluszowego. Zobaczcie sami:
To jest hit. Polecam obejrzeć jak walecznym piłkarzem jest Merebashivili z Wisły Płock. Popisy tego bulteriera możecie zobaczyć na prawym skrzydle. Po tej akcji Cracovia zdobyła rzut rożny, a z rzutu rożnego – gola na 1:1. pic.twitter.com/x6Is7aawV0
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) June 15, 2020
Akcja ta ma też swój ciąg dalszy, którego nie widzicie na powyższym filmie. Znacie go za to z Multiligi lub ze skrótów. Cracovia wywalczyła sobie rzut rożny, po którym Pelle van Amsersfoort wyrównał stan rywalizacji.
Cytując kolegę Gruzina z zespołu: brawo, kurwaaaa… Dwie minuty później Merebaszwilego na boisku już nie było i mamy nadzieję, że jego zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Zarówno ze względu na skrajne wycieńczenie, które widzieliśmy w tej akcji, jak i za sprawą Radosława Sobolewskiego, który w zawodniczych czasach kolegę, który tak widowiskowo kładzie lachę na robotę, potraktowałby zapewne dość brutalnie.
Skandal i tyle, gość nie zarobił nawet na 50% swojej pensji.
Generalnie mamy z nim pewien problem. W teorii to jeden z liderów płockiej ofensywy, umiejętności odmówić mu nie można. Gdy ma dzień, gra jak z nut. 4 gole i 4 asysty to wynik, który piechotką nie chodzi. Sęk w tym, że te jego „dni” zdarzają się coraz rzadziej. Za to coraz częściej przychodzą takie, w których w spektakularny sposób coś Wiśle Płock zawala. Przypomnijcie sobie choćby niedawne spotkanie z Jagiellonią. Wywalczył karnego, więc można by powiedzieć, że swoje zrobił. Można by, ale tylko pod warunkiem, że ktoś nie widział, jakie setki wtedy marnował i w jaki sposób to robił. A zamiast trzeciego gola dla Wisły w Białymstoku padły dwa dla Jagiellonii i płocczanie wracali do domu z frajerskim jednym oczkiem.
Koniec końców nie jesteśmy wcale pewni, że bilans Merebaszwilego wychodzi na plus.
Na pewno na minus jest, jeśli chodzi o nasze jedenastki kozaków i badziewiaków. Cześciej ląduje w drugiej.
Najlepszy piłkarz 30. kolejki? Jesteśmy rozdarci pomiędzy zawodnikami Lecha Poznań i Śląska Wrocław. Christian Gytkjaer sieknął hat-tricka, a to zawsze wydarzenie. Jednak gdy popatrzymy na to, jak łatwe sytuacje miał Duńczyk, być może wyżej powinniśmy postawić Erika Exposito. Walnął tylko jedną bramkę, ale dołożył też dwie ładne asysty. Nie spodziewaliśmy się, że o Hiszpanie będziemy mówić tak miłe słowa, bo po jesiennych derbach Dolnego Śląska wrócił na swój poziom, tymczasem wczoraj zagrał koncert. Jasne, to był tylko ŁKS, ale cóż – łodzianie to wciąż drużyna ekstraklasowa, więc staramy się ją tak traktować.
Taki sam bilans jak Exposito wykręcił zresztą też Dino Stiglec, a miał o wiele trudniej, bo – przypomnijmy – jest tylko obrońcą. W linii pomocy z kolei wyróżnił się przede wszystkim Pedro Tiba. Portugalczyk dalej czeka na pierwszego gola w tym sezonie, ale jeśli zawsze będzie się tak prezentował, wszyscy powinni mu wybaczać nawet to, że nie potrafi nic wpakować, choć próbuje dość często.
Fot. FotoPyK
O kozakach i badziewiakach tej kolejki sporo mówiliśmy też w Lidze Minus.