Reklama

Futbol na tak w Tychach

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 czerwca 2020, 17:47 • 5 min czytania 1 komentarz

Tylko jedno spotkanie zafundowała nam dziś pierwsza liga. Ale za to jakie! W Tychach doszło do dość ważnego starcia w kwestii awansu, po którym spodziewaliśmy dużej dawki ofensywnego futbolu. Nie pomyliliśmy się – kalkulacji nie było, jedni i drudzy mocno postarali się o to, żeby umilić nam popołudnie na zapleczu Ekstraklasy. Być może na Śląsku padłoby jeszcze więcej bramek, gdyby nie cichy bohater tego spotkania – Konrad Jałocha.

Futbol na tak w Tychach

Nie ma co owijać w bawełnę – z taką ofensywą, jaką dysponuje Stal, trzeba dyktować warunki na boisku. Nowak, Mak, Tomasiewicz, Domański, Żyro – do wyboru, do koloru. Tak więc było, a że z grona wymienionych zawodników każdy w mniejszym lub większym stopniu potrafi zagrozić bramkarzowi z dystansu, to mielczanie skupili się właśnie na bombardowaniu z oddali. Próbował Tomasiewicz, próbował Nowak – i nic. Nieco później sprzed “szesnastki” uderzali Domański, ponownie Nowak – i to dwa razy – jednak nadal nie przynosiło to planowanego efektu.

Powód? Konrad Jałocha.

Nawet Rejtan nie był tak oddany sprawie, jak bramkarz tyszan w dzisiejszym spotkaniu. Nawet Kwicoł nie bronił miedzy tak zawzięcie, jak dziś strzały Stali odbijał Jałocha. W pierwszej połowie bramkarz GKS-u zaliczył kilka naprawdę kapitalnych parad, nie tylko po strzałach zza pola karnego. Zatrzymał też piekielnie mocne uderzenie Michała Żyry z 11 metrów. Skapitulował dopiero po strzale z rzutu wolnego, ale szanujmy się – szanse na skuteczną interwencję w tej sytuacji miał takie, jakie ma ŁKS na utrzymanie się w Ekstraklasie.

Rozregulowane celowniki

Natomiast to, co Jałocha dawał Stali z tyłu, skutecznie marnowali jego koledzy, którzy mieli zgoła odmienne zadanie – nie tyle bramki bronić, co do niej trafiać. To szło tyszanom jak po grudzie. Weźmy taką okazję z dziewiątej minuty gry. Mańka dostaje wrzutkę na nos z narożnika boiska, nie jest pilnowany, może zapytać: w który róg, panie Wrąbel? 

Reklama

No, nie zapytał. Trzasnął głową bez namysłu przed siebie, trafił w trybuny. Bardziej przyłożył się już Sebastian Steblecki i – przyznamy – szkoda nam było, że Wrąbel jego strzał wyjął. Nie dlatego, że źle mu życzymy. Ale akcja, w której zawodnik mija czterech rywali i kieruje piłkę do siatki, byłaby ozdobą nie tyle meczu, co rundy w pierwszej lidze. A Steblecki był krok od niej. Krok, bo w ostatniej chwili wyciągnął to bramkarz Stali. Chwilę później wyręczył go słupek, na którym zatrzymał się strzał głową z bliskiej odległości autorstwa Lewickiego.

Kolejna ciekawa akcja GKS-u? 30. minuta spotkania, centra z prawej strony. Moneta na piątym metrze miał proste zadanie – trafić w piłkę. Obojętnie jak, szanse na to, że po odbiciu się od niego piłka nie wpadnie do siatki, były znikome. Ale cóż, Moneta z piłką się minął, bramki nie było. I gdy Stal mogła odetchnąć z ulgą, że jej się pofarciło, Wrąbla pokonał… kolega z zespołu.

Tym razem to Moneta dogrywał, blokować to próbował Stasik, ale zrobił to tak pechowo, że piłka dokręciła się bliżej słupka, zaskakując bramkarza. Wrąbel chciał ją strącić, ale trafił do własnej bramki, na domiar złego jeszcze skręcając staw skokowy. Stal straciła gola i bramkarza, który w poprzednich meczach był jej pewnym punktem. Widoki na drugą połowę nie były zbyt dobre.

Bramka w prezencie

Ale – tak jak już wspomnieliśmy – Stal zdołała wyrównać dzięki rzutowi wolnemu. Mecz zaczął się od nowa, tak jak i od nowa zaczęło się testowanie cierpliwości Jałochy wobec swoich obrońców. Ci bowiem znów postanowili dać gościom okazję do strzału z 20 metrów. Nowak przymierzył, piłka szła tak, że zdmuchnęłaby pajęczynę z bramki, ale w ostatniej chwili napotkała na drodze rękę golkipera z Tychów.

Ekipa Dariusza Marca robiła to, co w pierwszej części meczu – wrzuciła piąty bieg i jechała z rywalem zgodnie z zasadą “nie ma zmiłuj”. Tyle że ponownie sprezentowała jej gola, tym razem w mocno kuriozalnych okolicznościach. GKS wyszedł z kontrą po rzucie rożnym. Co w tym absurdalnego? To, że nie wiedzieć czemu defensywa Stali rozjechała się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Z typowej kontry wyszła nagle akcja z przewagą, która zakończyła się trafieniem do pustaka.

Co się odwlecze, to nie uciecze

O ile Jałocha na postawę swoich kolegów mógł być wkurzony, to po takiej bramce piłkarze Stali mogli pójść level wyżej i być po prostu wkurwieni. Zwłaszcza że niedługo potem rezerwowy Strączek znów musiał zmierzyć się z kontrą tyskiego klubu, którą tym razem szczęśliwie zatrzymał. To wkurwienie szybko dało się na boisku zauważyć. Mielczanie wyrównali po składnej akcji. Bartosz dograł do Żyry, Żyro zastawił się, wyłożył piłkę Makowi, ten położył na tyłku Biernata (kolejny słaby mecz, to on sprokurował rzut wolny, po którym padła pierwsza bramka) i wpisał się na listę strzelców.

Reklama

Ale Stali było mało. Wróciła do sprawdzonej taktyki – ładowania ile fabryka dała z dystansu. Trzeba też uczciwie przyznać, że goście mieli do tego dogodne warunki. Gdyby chleb z tostera wyskakiwał z takim opóźnieniem, jak obrońcy GKS-u doskakiwali do rywali sposobiących się do strzału zza pola karnego, zostałyby z nich węgielki. Dlatego okazję miał Getinger, dlatego też Jałocha znów wydarł się na obrońców po skutecznej interwencji.

Natomiast ile szczęścia i umiejętności nie miałby Jałocha, dłużej bronić twierdzy w pojedynkę nie mógł. Po rzucie rożnym gola głową zdobył Bodzioch, za co należy skarcić Szumilasa. Gość zaliczył zmianę im. Babenki – trzy faule i brak choćby próby powalczenia o tę górną piłką z obrońcą Stali. Na koniec goście błysnęli raz jeszcze. Żyro zakręcił rywalami, posłał bombę w okienko przy krótszym słupku i było już pozamiatane.

Cztery gole, teoretycznie – deklasacja. Praktycznie? Kapitalny mecz, w którym obydwa zespoły szły praktycznie cios za ciosem. Choć niewykluczone, że gdyby nie Jałocha, do deklasacji faktycznie by doszło. Podsumujmy ten mecz tak – GKS stracił cztery gole, a jego bramkarz zaliczył dziewięć skutecznych interwencji. To wiele mówi o tym, jak dziurawa jest defensywa tyskiego klubu.

GKS Tychy – Stal Mielec 2:4

Stasik 44′ sam., Mańka 60′ – Domański 45′, Mak 69′, Bodzioch 82′, Żyro 90′

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...