Reklama

Włodarczyk i Rudyk już szlifują formę… przed turniejem Orlen Stay&Play

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 maja 2020, 22:32 • 6 min czytania 0 komentarzy

Treningi Rocket League w ramach Orlen Stay&Play to już dla nas stały punkt wieczoru. W kalendarzu mamy zakreślone wszystkie kolejne daty, w których się odbywają. Bo to naprawdę frajda zobaczyć, jak uwielbiani sportowcy radzą sobie z wyzwaniem zupełnie innym od tych, jakie napotykają na co dzień w swojej dyscyplinie. Dziś przed milionami słuchaczy setkami oglądających zaprezentowali się Anita Włodarczyk i Mateusz Rudyk. 

Włodarczyk i Rudyk już szlifują formę… przed turniejem Orlen Stay&Play

Włodarczyk nie trzeba nikomu przedstawiać – to już człowiek-instytucja. Jedna z najlepszych lekkoatletek w historii polskiego, a pewnie i światowego sportu. Dwukrotna mistrzyni olimpijska, czterokrotna mistrzyni świata, jedyna kobieta w historii, która przerzuciła 80 metrów. Na listach wszech czasów najlepszych 15 rzutów w historii należy właśnie do niej. Słowem: dominatorka. W Tokio wywalczyć będzie chciała trzeci złoty medal igrzysk. Ale dziś mierzyła się nie z młotem, a samochodami i piłką.

Podobnie jak Mateusz Rudyk. Nasz kolarz torowy do tej pory w swojej kolekcji ma medale mistrzostw świata i Europy. Łącznie trzy – drużynowe złoto z ME oraz dwa indywidualne brązy z ME i MŚ. Wszystkie zdobyte w sprincie. Na wielkie sukcesy z igrzysk czeka, ale wierzy, że uda mu się nawiązać do tego, co robiła i robi nadal Anita. Tak powiedział w trakcie dzisiejszej transmisji, więc trzymamy za słowo. On, w przeciwieństwie do Włodarczyk, miał już w swoim życiu styczność z Rocket League.

– Od małego lubię grać czy to na komputerze, czy konsoli. Sam w domu mam dwie – Nintendo Switch i PlayStation. Najwięcej grałem chyba w Counter Strike’a. Chwaliłem się wczoraj Petrickowi, że miałem w nim jakieś 1500 godzin rozgrywki, grałem nawet w turniejach, taka krótka przygoda. Teraz gram głównie dla zabawy i jak mam trochę więcej czasu, to próbuję popykać w jakąś gierkę. W Rocket League grałem jak to wyszło na Xboxa, bo mój najmłodszy brat go ma i dostał grę razem z nim. Podstawy już więc znam, muszę sobie to troszkę przypomnieć. Petrick troszkę podszkoli nas w trickach i strzelaniu do bramki – mówił.

Wspomniany kilkukrotnie Petrick to Patryk Krzywda, esportowiec, trzykrotny mistrz Polski, najbardziej utytułowany z naszych rodaków z tych grających w Rocket League, z którym związany jest od początku istnienia gry. To on ma doprowadzić tę drużynę do najlepszej formy przed zbliżającym się turniejem. A jak mu idzie? – Ogólnie to jest tragedia – trudno cokolwiek zrobić (śmiech). Nie no, super start. Cieszyło mnie, że Mateusz miał kontakt z grą. Anita się uczy, stara się, a ja lubię, gdy ktoś spełnia zadania, które mu daję. Dobrze, że próbują. Spotkaliśmy się wczoraj na rozmowie. Odebraliśmy się bardzo pozytywnie. Po Mateuszu wyczułem od razu, że możemy gadać na tych samach falach. 

Reklama

Mateusz mówił, że stara się nauczyć tych trudniejszych zagrań, ale na razie idzie mu to kiepsko. Anita za to starała się nauczyć… trafiać w piłkę i latać. Przy okazji pierwszego meczu, gdy nastąpiło łączenie z WeszłoFM między nią, a Dariuszem Urbanowiczem nawiązał się taki dialog:

– Jaką taktykę masz na ostatnie minuty?

– Staram się dojechać do bramki, żeby bronić. (śmiech)

– Musisz atakować!

– Na razie raz udało mi się trafić w piłkę!

Po kilku rozegranych sparingach twierdziła za to, że udało jej się do tej pory trzykrotnie. Ale w piątym meczu przyszło przełamanie – strzeliła gola. Choć pojawiły się już sugestie, że ta kiepska forma tylko taka zasłona dymna, a gdy przyjdzie do turnieju, okaże się, że Włodarczyk będzie wymiatać na boisku. A nawet jeśli nie, to pozostaje jej bronić dostępu do własnej bramki i demolować samochody rywali. Choć Petrick mówił, że mają inną taktykę.

Reklama

– Każdy będzie tak naprawdę robić wszystko. Jak w piłce ręcznej – wszyscy atakują i wszyscy bronią. Wzajemnie sobie pomagamy. 

Dokładnie tak próbowali więc grać. Efekty? No, powiedzmy sobie szczerze, że mizerne. Przegrali wszystkie dziesięć spotkań. Choć, dodajmy, ledwie dwukrotnie więcej niż jedną bramką, a w czterech przypadkach dopiero po dogrywce. W dodatku grali z ekipą, z którą być może zmierzą się też w trakcie finałowego turnieju, a która już od jakiegoś czasu wspólnie trenuje. Porażki jednak i tak ich podrażniły, szczególnie Mateusza. U rywali grał bowiem m.in. Patryk Rajkowski, jego kolega z toru, który nieustannie go dziś demolował. Aż Rudyk nie wytrzymał.

– Drugi raz w tym meczu zrobił mi bum i wybuchłem. 

– Ja mu też zaraz zrobię bum – wtrąciła się Anita.

I, uwierzcie, w tym momencie wolelibyśmy nie być na miejscu Patryka. Bo pamiętamy, że w szafie Anity znajdują się ciężkie młoty, którymi potrafi celnie i daleko rzucać. Więc Patryk, jeśli to czytasz, daj znak, że bum  jednak nie było i wszystko u ciebie w porządku.

Wróćmy jednak do Mateusza – on męczył się dziś szczególnie z… multitaskingiem. Po prostu nie potrafił równocześnie gadać i grać. Gdy tylko był wywoływany do odpowiedzi, to nagle coś się działo. A to jego ekipa traciła bramkę, a to on nie wykorzystywał dobrej okazji. Niemal bez przerwy słyszeliśmy wypowiedzi przerywane okrzykami takimi jak „ajć!”, „oj!” czy wzdychnięciem z długim „eeeech…”. Naszą ulubioną wypowiedzią jest jednak zdecydowanie ta, gdzie można wyczuć, że coś się zbliża. I wreszcie nadeszło.

– Jak tylko pojawił się taki projekt, to bardzo się ucieszyłem. Jak mówiłem, miałem już styczność z tymi grami. Swego czasu mówiłem nawet, że będę esportowcem. Turniej to super pomysł. Cieszę się, że mogę w tym brać udział. […] Nie potrafię nawet się skupić i rozmawiać równocześnie, bo staram się dać z siebie wszystko. Początki są trudne, gdy gra się z zawodnikami, którzy już się ograli. Jako nowicjusz gra się trochę gorzej i… właśnie strzelili nam bramkę.

Zresztą i bez głosu dałoby się z jego reakcji sklecić niezłą kompilację, bo uwierzcie – wyglądał dokładnie tak, jak każdy z nas przed komputerem czy konsolą przy zaciętej rozgrywce. Jednego możemy być więc pewni – w trakcie turnieju za nic nie odpuści. Zresztą i Mateusz, i Anita mówili, że czuli adrenalinę już dziś. Włodarczyk ujęła to tak:

– Nie myślałam, że to będzie tak fajna gra. Wczoraj, gdy pierwszy raz ją uruchomiłam, to nie wiedziałam, co się dzieje, jak jeździć po boku bandy i tak dalej. Trzeba było trochę to poznać, dziś jestem już lepiej obeznana. Wysiłek tu jest na pewno bardziej psychiczny. Przed rozpoczęciem dzisiejszej transmisji czułam się jak przed wejściem na stadion na finał mistrzostw świata.

O ile Anita niczego nie deklarowała, o tyle Mateusz już zapowiedział, że jeśli będzie trzeba, to jest dostępny na dodatkowe treningi i nawet dziś – po chwili odpoczynku – może jeszcze pyknąć kilka meczów. Bo się wkręcił i gra po prostu daje mu frajdę. A że o to w tym głównie chodzi, to świetnie się go ogląda. O niedostrzegalnych na streamie rzeczach z kolei informował nas sam. – Dobrze, że tego nie widzicie, ale jestem cały spocony i mokry, mój pad też. Lubię taką rozrywkę i staram się dać z siebie wszystko. Jest wielka rywalizacja i stres też, bo chciałbym jak najlepiej dla swojej drużyny. Staram się, jak mogę, a czy mi wychodzi czy nie, to oceni trener. 

Trener ocenił, że potencjał jest. To na pewno. A czy uda się go zrealizować? Zobaczymy. Z pewnością więcej pracy – jeśli chce marzyć o zwycięstwie – czeka Anitę Włodarczyk. Mateusz Rudyk już sporo ogarnia, strzelił zresztą nieco naprawdę klasowych goli. I choć dzisiejszy bilans tej ekipy wynosi 0-10, to nie powinno się ich lekceważyć. Tym bardziej, że Petrick naprawdę ogarnia temat i w pojedynkę jest w stanie decydować o przebiegu meczu. Raz – w rozmowie z WeszłoFM – po straconej bramce stwierdził, by „dać mu 10 sekund”. I po dziesięciu sekundach faktycznie wyrównał wynik spotkaniu. A więc czyny, nie tylko słowa.

W trakcie finałowego turnieju – 29 i 31 maja – te czyny mogą świadczyć o klasie jego i jego ekipy jeszcze dobitniej. Bo wierzymy, że Mateusz Rudyk – dziś bardzo samokrytyczny wobec swojej postawy – i Anita Włodarczyk przerwą passę porażek. Na pewno ich na to stać.

Fot. Twitch

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...