Reklama

„Wolniejszy już nie będę, więc chyba mogę grać do końca życia”. Dzieje Luki Toniego

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

17 maja 2020, 13:01 • 13 min czytania 3 komentarze

Wszystko było już zaaranżowane. Dimitar Berbatow i jego agent mieli już zabukowane bilety do Florencji w biznesklasie, wystarczyło się odprawić i wsiąść na pokład samolotu. A potem podpisać w stolicy malowniczej Toskanii kontrakt i cieszyć się życiem – i grą w piłkę – w jednym z piękniejszych europejskich miast. Berbatow jednak na lotnisko nie dojechał. W ostatnim dniu okienka transferowego wystawił Włochów do wiatru. Wybrał pozostanie na wyspach, grę dla Fulham i… zainicjowanie piłkarskiej rezurekcji Luki Toniego.

„Wolniejszy już nie będę, więc chyba mogę grać do końca życia”. Dzieje Luki Toniego

We Florencji byli wściekli. – Cieszę się, że nie przyleciał. Będziemy żądać od jego agenta zwrotu pieniędzy za ich bilety lotnicze! To nieodpowiedzialne i aroganckie zachowanie innych klubów, które nie ma związku z wartościami przyzwoitości, fair play i etyką sportu. Nie zważamy już na charakterystykę i techniczne umiejętności Berbatowa, w tym momencie cieszymy się, że nie przyleciał. Nie zasługiwał na nasze miasto, naszą koszulkę i reprezentowane przez nią wartości – grzmiał na antenie Radio Blu ówczesny dyrektor sportowy Fiorentiny, Daniel Prade.

Prade pieklił się, bo rozumiał, jak niewiele miał czasu, by począć coś sensownego z obsadą pierwszej linii. Andrei Della Valle, honorowemu prezeowi Violi przyszedł jednak do głowy pewien kontakt. Chwycił za telefon, ostatnią w tym momencie deskę ratunku.

Kilka sekund później zawibrowała komórka w kieszeni Luki Toniego. Włosi mieli określoną opinię na temat zawodników, którzy zdecydowali się na transfer na Bliski Wschód. Widzieli w nich tych, którzy są już po drugiej stronie rzeki.

Nie był to jednak dobry czas na wybrzydzanie.

Reklama

– Moja żona Marta powiedziała, że doprowadzam ją do szaleństwa snując się cały dzień po domu. Nie chciałem jednak przyjmować oferty od Sieny, bo wiedziałem, że spadną. I wtedy odezwała się Fiorentina. Godzinę przed zakończeniem okienka stracili Dimitara Berbatowa. Zadzwonił Andrea Della Valle, pojechałem do Florencji – wspominał Toni w wywiadzie dla „La Gazzetta dello Sport”.

Nie był to dla niego łatwy czas. Już w 2008 roku zdradzał na łamach „Kickera”, że wraz z wieloletnią miłością, modelką Martą Cecchetto, starają się o dziecko. Gdy więc żona Toniego w 2012 roku wreszcie zaszła w ciążę, był wniebowzięty. Radość nie trwała jednak długo, skończyło się tragicznie. Marta poroniła, Toni nie był w stanie skupić się na grze w piłkę. Uznał, że największym wsparciem dla żony będzie, gdy wraz z nią pozostanie w domu.

Zdecydował się jednak nie zostawiać w potrzebie klubu, któremu naprawdę wiele zawdzięczał. I to była jedna z najlepszych decyzji w jego życiu.

Powyżej czy poniżej 3,5 gola w meczu Union – Bayern? Over w EWINNER po kursie 1,95, under – 1,79 (KLIKNIJ, aby się zarejestrować i odebrać 1205 PLN w bonusach!)

 

***

Reklama

Antonio Valentin Angelillo był jednym z argentyńskich piłkarzy nazywanych „aniołami o brudnych twarzach” – treningi często odbywały się bowiem na polach, na których kępki trawy były raczej rzadkością, a więc ich młode oblicza po zajęciach zawsze były oblepione brudem i kurzem. Wraz z Humberto Maschio i Omarem Sivorim stanowili zabójczy tercet, a ich sława dotarła również do Italii. Maschio wylądował w Bolonii, Sivori w Juventusie, a Angelillo – w Interze.

W tymże Interze Angelillo sięgnął w 1959 roku po tytuł króla strzelców Serie A, po raz ostatni w XX wieku przekraczając granicę 30 bramek. 47 lat trzeba było czekać na śmiałka, który tę barierę przełamie.

Na Lukę Toniego.

Potężnie zbudowany Włoch był jednym z tych piłkarzy, którzy rozkwitają późno. Nie są nastoletnimi sensacjami. Znano go już w Serie A całkiem nieźle, w trzy sezony w Vicenzy i Brescii uskładał 24 ligowe gole, w sezonie 2001/02 zaliczył nawet dwucyfrówkę – 13 bramek grając w duecie z Roberto Baggio. To jednak nie legendarny Włoch, a Josep Guardiola, był największym mentorem Toniego.

Razem zostawali po treningach, Pep cierpliwie dorzucał piłkę na głowę Toniego, by ten mógł ćwiczyć zabójcze wykończenie. Dzisiejszy menedżer Manchesteru City nauczył też Włocha, jak ważna w życiu jest pokora i cierpliwość.

Przydała się ta nauka, gdy drugi sezon w Brescii poszatkowały Toniemu kontuzje, przez co jego skuteczność znacząco spadła. Wtedy to pojawiła się oferta z Palermo. Oferta z Serie B, do której Toni nie chciał już wracać, gdy zaznał gry na najwyższym poziomie. Przecież rok wcześniej kończył sezon na równi z Hernanem Crespo w klasyfikacji ligowych snajperów. O gola przegrał z Szewczenką, o trzy – z Del Piero.

Skusiła go jednak perspektywa bycia na Sycylii postacią numer jeden. Wywiązał się z tej roli znakomicie. Najpierw 30 razy zbombardował golkiperów w Serie B i dał swojej drużynie awans, później 20-krotnie strzelał w Serie A. Tym razem znajdując się w klasyfikacji Capocannoniere ponad wspomnianymi Del Piero i Szewczenką.

Nie było więc trudno uzasadnić umieszczenia Toniego na piątym miejscu wśród najdroższych zawodników w historii klubu z Florencji.

Jeśli jednak ktokolwiek miał wówczas argumenty przeciw, Toni wytrącił je w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy 31 razy.

Został królem strzelców Serie A. Jako pierwszy piłkarz z tej ligi sięgnął po Europejskiego Złotego Buta od czasu, kiedy obowiązuje zasada współczynników (gol mnożony przez 2 dla najsilniejszych lig, przez 1,5 dla średnich i 1,0 dla najsłabszych).

***

Tamto osiągnięcie było pierwszym z dwóch kroków ku wyczynowi jeszcze trudniejszemu do powtórzenia.

Gdy dobiegł końca tamten sezon w Fiorentinie, kiedy Toni stał się planem B po Berbatowie, Viola sprowadziła Mario Gomeza, Toniemu zaś zaproponowała stanowisko ambasadora klubu. Pewną, ciepłą posadkę.

Toni – choć nie dobił nawet do bramkowej dwucyfrówki – odzyskał jednak głód gry stępiony wcześniej osobistą tragedią. Na dobre przykryły ją jednak nie gole, a narodziny córki Blanki w czerwcu 2013 roku.

– Cóż, wolniejszy niż teraz już pewnie nie będę, więc równie dobrze mogę grać do końca życia – powiedział włoski bombardier po przenosinach do Hellasu.

Aby tam grać, zgodził się na obniżkę zarobków o jakieś 40-50%. Klub z Werony nie mógł sobie pozwolić na zaoferowanie Toniemu takich pieniędzy jak Viola. Ale miał szczęście, bo rozanielony nowym statusem – ojca – Toni stwierdził, że swoje w życiu już zarobił. I że z przyjemnością przeprowadzi się do miasta zakochanych.

Tam pokazał, że stary człowiek też może. Tym bardziej w Serie A, gdzie tacy gracze jak Quagliarella czy Di Natale potrafili będąc grubo po trzydziestce prześladować golkiperów. Sam nieco deprecjonował swoje osiągnięcia mówiąc, że liga włoska z jego ostatnich lat gry nie przypominała już stawianymi wymaganiami ligi, w jakiej debiutował u progu trzeciego tysiąclecia.

W pierwszym sezonie przegrał koronę króla strzelców tylko z Ciro Immobile. Wyprzedził Carlosa Teveza, Rodrigo Palacio, Gonzalo Higuaina, choć ci mieli o wiele znamienitszych dogrywających niż Toni w Hellasie.

W drugim, jako 38-latek, nie dał się już wyprzedzić. Wraz z Mauro Icardim, który w ostatniej kolejce dwoił się i troił, by zwyciężyć samodzielnie (2 gole i 2 asysty w wygranym 4:3 meczu Interu z Empoli), został Capocannoniere. W wielkim stylu, pokonując w ostatniej kolejce Gianluigiego Buffona.

Nigdy wcześniej zawodnik 38-letni (lub starszy) nie został królem strzelców ligi włoskiej.

Nigdy wcześniej żaden zawodnik nie dokonał tego w Serie A w barwach klubów z dwóch różnych miast.

Nigdy wcześniej nikomu nie udało się sięgnąć po to miano po dziewięcioletniej przerwie.

Toni mógł zejść ze sceny jako wielki zwycięzca, ale jak sam później wyznał w rozmowie z „La Gazzetta dello Sport”: – Nie da się przestać, gdy zostajesz capocannoniere, najlepszym strzelcem ligi. Jedyna droga do emerytury wiodła przez wielkie rozczarowanie.

Tym był spadek rok później, którego przyczyny zdradził w rozmowie z Weszło Paweł Wszołek:

– Trener Mandorlini, nie ubliżając mu, był jedynym trenerem w moim życiu, który w ogóle nie zmieniał drużyny, nie stosował żadnej rotacji. W czternastu pierwszych meczach zdobyliśmy sześć punktów, rozumiesz to? Na końcu mieliśmy ich 28. Gdyby trener Delneri przyszedł wcześniej, utrzymalibyśmy się spokojnie. Pod koniec sezonu wygraliśmy z Juve, z Milanem, z Interem mieliśmy mecz, gdzie prowadziliśmy 3:0 i zremisowaliśmy 3:3. No ale po fatalnym starcie ciężko było odrobić.

Polskiemu skrzydłowemu smak relegacji osłodził nieco prezent, jaki on – a także każdy zawodnik i członek sztabu – dostał od Toniego, gdy ten żegnał się z futbolem.

– Miałem fart, bo żegnał się w taki sposób, że ludziom w klubie sprezentował po Rolexie. Wszystkim zawodnikom, całemu sztabowi. To tylko pokazuje, jakim był człowiekiem.

Toniemu zaś rozczarowanie na finiszu bogatej kariery wynagrodziła w pewnym stopniu z pewnością bramka. Znów, jak rok wcześniej, z Juventusem. Tym razem po efektownej wcince z rzutu karnego.

Kto strzeli pierwszego gola w meczu Union – Bayern? Robert Lewandowski (kurs 2,82), Serge Gnabry (kurs 4,92), Thomas Muller (5,59), a może jeszcze ktoś inny? (KLIKNIJ, aby zarejestrować się w EWINNER i odebrać zakład bez ryzyka z kodem WESZLO)

***

Powiedzieć, że Luca Toni Varchetta Delle Cave na wielkiego łowcę goli się nie zapowiadał, to nic nie powiedzieć. Mając 21 lat występował na trzecim poziomie rozgrywkowym, w Serie C1. I gdyby tam dziurawił siatki kolejnych rywali, można by było jeszcze przypuszczać, że pójdzie w górę. Ale nie – on dla Fiorenzuoli zdobył 2 gole w 26 spotkaniach. Nim został mistrzem mistrzem Niemiec, mistrzem świata i królem strzelców dwóch z czterech najmocniejszych lig europejskich, Toni był snajperem rozczarowującym. Do tego stopnia, że ujście złych emocji znajdował w nim trener Fiorenzuoli.

– Alberto Cavasin obrażał mnie praktycznie każdego dnia – wspominał w wywiadzie dla „La Gazzetty”.

Jak przez całą karierę, tak i wtedy, na bardzo wczesnym jej etapie, Marta Cecchetto pomogła mu przejść przez ciężki okres.

– Poznałem moją przyszłą żonę w klubie. Stałem przed drzwiami, gdy te nagle się otwarły i walnęły mnie prosto w twarz. Na początku byłem wściekły, ale spojrzałem na nią i zaoferowałem jej wyjście na drinka. Jeden z moich przyjaciół powiedział: „straciliśmy go!” – i miał rację. Ona jednak odmieniła moje życie, pomogła mi przetrwać najgorszy czas w karierze, kiedy byłem w Fiorenzuoli.

Toni nigdy nie dysponował wielką szybkością, zwinnością, dryblingiem mieszającym w głowach obrońcom. Ale w kolejnych klubach nauczył się czerpać pełnymi garściami ze swoich rozmiarów. 193 centymetry wzrostu, wygląd zbliżony mniej do piłkarza, bardziej do ratownika wodnego. Dyrektor sportowy klubu, od którego zaczęła się wspinaczka w górę – Lodigiani – kiedy zobaczył go po raz pierwszy spytał właśnie o to, czy przypadkiem nie przysłali mu ratownika zamiast napastnika.

***

Ale Toni i ratownikiem być potrafił.

Sezon 2006/07 był jednym z najbardziej rozczarowujących w najnowszej historii Bayernu Monachium. W Bundeslidze przegrał 10 meczów, zajmując w niej dopiero 4. miejsce, z Ligi Mistrzów odpadł po ćwierćfinałowej porażce u siebie z Milanem, drzwi w pucharze Niemiec pokazała Bawarczykom Alemania Aachen, w pucharze ligi lepszy w finałowym starciu okazał się Werder Brema.

Nie pomogło zastąpienie wraz z końcem stycznia Felixa Magatha Ottmarem Hitzfeldem, nie udało się uratować choćby jednego trofeum. Pierwszy raz od 11 lat Bayern znalazł się poza Ligą Mistrzów.

Lato 2007 roku było jak złożone przez Bayern oświadczenie: więcej do takiej sytuacji nie dopuścimy. „Kicker” określił tamto okienko transferowe punktem zwrotnym w niemieckiej piłce, „Süddeutsche Zeitung” ochrzciła FCB mianem „Die Galaktischen”, odpowiedzią na madryckich „Los Galacticos”.

Uli Hoeness do tamtego momentu nie ryzykował w taki sposób. Nie wydawał dziesiątek milionów na wielkie gwiazdy światowej piłki. Sięgał raczej po co smakowitsze kąski z lokalnej, bundesligowej restauracji, rzadko zapuszczając się gdzie indziej. W XXI wieku, aż do lata 2007, nie przekroczył 30 milionów euro wydanych w jednym sezonie na wzmocnienia. Wtedy zapłacił tyle za jednego Francka Ribery’ego, wicemistrza świata z 2006, kolejnych 60 przeznaczając na Miroslava Klose, Marcella Jansena, Breno, Jose Sosę i Jana Schlaudraffa. No i sięgnął też po złotego medalistę mistrzostw świata, Toniego właśnie.

***

– Najważniejszy gol w moim życiu? Ten na 2:0 w ćwierćfinale z Ukrainą.

Marcelo Lippi Toniemu ufał jak żadnemu swojemu napastnikowi. Nie strzelił przez 82 minuty meczu z Ghaną, 62 meczu z USA, 56 spotkania z Australią. Ale dostał kolejną szansę i wykorzystał ją najlepiej, jak tylko mógł. Po godzinie gry zdobył jedną z dziesiątek bramek po uderzeniach głową w swojej karierze, okazując się sprytniejszym od Anatolija Tymoszczuka. Dziesięć minut później strzałem lewą nogą przypieczętował zaś awans Włochów do strefy medalowej.

To były jego pierwsze i zarazem ostatnie zdobycze w turnieju. I choć w przypadku sięgnięcia po tytuł mistrza świata, a na dokładkę znalezienia się w najlepszej drużynie mundialu, trudno mówić o poczuciu niedosytu, to taki łowca goli jak on musiał być nieco rozczarowany tym, jak potoczył się dla niego mecz o złoto. Wcale bowiem Włosi nie musieli go kończyć serią jedenastek. Najpierw bowiem po rzucie rożnym Andrei Pirlo wieżowiec z Pavullo nel Frignano przygrzmocił w poprzeczkę. Później zaś, już w dogrywce, pokonał Fabiena Bartheza. Jak się jednak okazało, nie utrzymał linii spalonego. Choć zaczął już wykonywać swoją charakterystyczną cieszynkę – kręcenie dłonią przy głowie – trafienie zostało zdelegalizowane.

Do jedenastki nie podszedł. Jego koledzy za to wykonywali je bezbłędnie.

***

Dwaj uczestnicy finału tamtego mundialu, Toni i Ribery, szybko nawiązali doskonałą nić porozumienia w Bayernie. Bardzo dobrze widać to na sympatycznym wideo, gdy dogryzają sobie nawzajem podczas ustawionego treningu.

Czyste konto Bayernu? Kurs 1,89. Union coś jednak strzeli? 1,82 (paczka bonusów na start w EWINNER – KLIKNIJ, aby skorzystać)

We Florencji byli zadowoleni, że z ofertą za Toniego pojawili się Niemcy, bo za wszelką cenę chciano uniknąć zasilania ligowych rywali. A na to się zanosiło, gdy zgłosił się Milan – wówczas potęga europejskiej piłki, zwycięzca Ligi Mistrzów.

– Mój agent dogadał się z Milanem, Galliani długo przekonywał Berlusconiego, by zdobyć jego zgodę na przeprowadzenie transferu. Karl-Heinz Rummenigge przyleciał jednak specjalnie dla mnie do Włoch, kupił mnie swoim entuzjazmem. Gdy Berlusconi się zdecydował, było za późno – powiedziałem „tak” Bayernowi.

Lata później Toni nazwie czas w Bayernie najlepszym w swojej karierze, a Bawarię miejscem, gdzie zawsze będzie się czuł jak w domu („To najbardziej włoskie z niemieckich miast”). Koniec końców to tam powstała pierwsza pełnoprawna piosenka – a nie tylko przyśpiewka z trybun – na jego cześć.

Już w premierowym sezonie Toni został bowiem podwójnym królem strzelców – zarówno w Bundeslidze, jak i w Pucharze UEFA. Którego Bayern ostatecznie nie wygrał, przyjmując srogie lanie w półfinale w Sankt Petersburgu. Ale w którym rundę wcześniej zaliczył jeden z najbardziej spektakularnych comebacków w historii europejskich pucharów.

***

– Grałem wszędzie. W Manchesterze, Madrycie, Barcelonie. Doświadczałem wielkich meczów, ale to… Czegoś takiego nie widziałem nigdy w życiu. Za dekadę nie będziemy wspominać meczów z Barceloną, z Manchesterem United. Będziemy rozmawiali o Getafe.
Oliver Kahn

***

Mało kto spodziewać się mógł – nawet po 1:1 w pierwszym spotkaniu na Allianz Arena – że Bayern będzie mieć jakiekolwiek problemy z Getafe. W lidze wrócił na swoje miejsce i od pierwszej do ostatniej kolejki nie schodził z pozycji lidera. Wygrał w tamtym sezonie Puchar Niemiec (dwumecz z Getafe rozgrywał niedługo przed finałem z Dortmundem), a także inaugurujący sezon superpuchar.

Szanse Hiszpanów na odparcie Bawarczyków zdawały się stopnieć do zera, gdy w szóste minucie Ruben de la Red obejrzał czerwoną kartkę.

Getafe zaskoczyło jednak zespół Hitzfelda. Do 89. minuty prowadziło 1:0 i było jedną nogą, a także 90% drugiej w półfinale. Wydawać by się mogło, że  dające dogrywkę wyrównanie Francka Ribery’ego po asyście głową Toniego złamie hart ducha podmadryckiej ekipy.

Otóż nic bardziej mylnego. Trzy minuty dogrywki, na tablicy wyników 3:1. Najpierw Casquero uderza z dystansu nie do obrony, od słupka, później wykonując jeden z tysięcy wślizgów w swojej karierze, rzadko omylny Lucio tym razem nie interweniuje skutecznie, co skwapliwie wykorzystuje Braulio. W szeregach monachijczyków – konsternacja.

Pomocną dłoń wyciąga jednak Roberto Abbondanzieri, dając najlepszą odpowiedź na pytanie: dlaczego podstawowy bramkarz reprezentacji Argentyny na mundialu 2006 gra tylko w Getafe. Nieatakowany wypuścił z rąk pozornie niegroźne dośrodkowanie w pole karne tak, jakby piłka była wysmarowana masłem. Toni takie błędy golkiperów wykorzystywał zawsze z zamkniętymi oczami, i wtedy był najbliżej.

Wciąż jednak brakowało jednego gola. Oliver Kahn opuścił bramkę, co później uzasadniał tym, że chciał wprowadzić jak najwięcej zamieszania. Nie on jednak, a Toni złamał serca kibiców gospodarzy. Włoski wieżowiec wzbił się najwyżej i skierował dośrodkowaną futbolówkę do bramki, poza zasięgiem Abbondanzierego.

Pierwszy gol z Getafe był 28., drugi – 29. Toniego w tamtych rozgrywkach. Na ich finiszu mógł się pochwalić liczbą: 39. Zamiana Italii na Niemcy przyszła Toniemu z niespotykaną łatwością jak na gracza, który nigdy wcześniej nie grał poza ojczyzną.

Choć on akurat z życiem na walizkach i ciągłymi przeprowadzkami był za pan brat. Dopiero w ostatnim, piętnastym klubie w zawodowej karierze zagrzał miejsce przez trzy kolejne lata. Wcześniej najbliżej było w Bayernie – brakło pół roku, gdy skreślił go Louis van Gaal, Toni mówił wręcz, że czasami ich spory ocierały się o przejście do rękoczynów.

A i w przypadku Hellasu ktoś pedantycznie precyzyjny mógłby się przyczepić, że nie do końca – kontrakt w Weronie podpisał bowiem 5 lipca 2013, dobiegł on zaś końca 30 czerwca 2016. Do pełnych trzech lat zabrakło sześciu dni.

Nigdzie Toni nie będzie więc bohaterem kultowym, w żadnym klubie nie będą go kochać jak Tottiego w Romie czy Maldiniego w Milanie. Ale można na to spojrzeć i z drugiej strony – mało który napastnik swoją bramkową potencją dawał kibicom radość w tak wielu miejscach, jak właśnie Luca Toni.

SZYMON PODSTUFKA

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Niemcy

Niemcy

Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Arek Dobruchowski
4
Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Komentarze

3 komentarze

Loading...