Reklama

Pandemia czy nie, to się nie zmienia. Lewy z karnym = Lewy z golem

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

17 maja 2020, 20:34 • 3 min czytania 3 komentarze

Jeśli w sytuacji pandemii koronawirusa, która negatywnie wpłynęła w zasadzie na każdą gałąź życia, można mówić o jakichkolwiek wygranych, to w takim zestawieniu trzeba znaleźć miejsce dla Roberta Lewandowskiego. Gdy w Londynie, w meczu z Chelsea, doznał kontuzji kolana, zdawało się że może się pożegnać z nadziejami na pobicie rekordu Gerda Muellera. Futbol zatrzymał się jednak po drugim opuszczonym przez Polaka w lidze meczu, wrócił zaś gdy Lewy jest znów w pełni sił. I tak jak strzelał przed pandemią (dublet z Paderborn), tak i strzela w jej trakcie.

Pandemia czy nie, to się nie zmienia. Lewy z karnym = Lewy z golem

Dziś Lewandowski nie zagrał wybitnego spotkania. W zasadzie poza sytuacją, w której podszedł do jedenastki, nie miał żadnej innej szansy na pokonanie Rafała Gikiewicza. Raz jego główkę po miękkim zagraniu górą Muellera zablokował rywal i to by w zasadzie było na tyle. Widać było, że kapitan reprezentacji sam czuje jak mecz przelatuje mu trochę między palcami, stąd chyba też w końcówce więcej było Lewandowskiego w rozegraniu, poza polem karnym.

Bayern dziś pokonał Union nie bez problemów. Ale uczynił to, co może berlińczyków boleć szczególnie, ich własną bronią. Gospodarze są w ścisłej ligowej czołówce najczęściej trafiających po stałych fragmentach gry ekip, na 32 gole aż 14 to bramki po zagraniach ze stojącej piłki – wolnych, rożnych i karnych. W tym aspekcie byli dziś jednak bardziej bezzębni niż noworodek. Christopher Trimmel miał kilka okazji, by w swoim stylu posłać zabójcze dogranie, jednak niedzielnego popołudnia to Joshua Kimmich mógłby pełnić w tym duecie rolę profesora. Już w pierwszej połowie jego dogranie zamieniło się na gola, ale Thomas Mueller nie upilnował linii spalonego i kierował piłkę do pustej bramki w nielegalny sposób. A szkoda, bo gdybyśmy mieli wskazać najlepszego grajka na boisku, to wybieralibyśmy pomiędzy nim a Benjaminem Pavardem.

Francuz bowiem był dziś niezwykle aktywny, a notę podbił sobie jeszcze dodatkowo golem po kolejnym świetnym zagraniu Kimmicha. W pierwszej połowie atakował jeszcze zachowawczo, w drugiej już zdecydowanie śmielej. Jakby napędzony był niezłym uderzeniem z dystansu na finiszu pierwszej części meczu.

W pierwszej części spotkania można też zamknąć niemal cały okres, gdy Union stanowił dla Bayernu równorzędnego, groźnego przeciwnika. Bawarczycy nieco odpuścili pod koniec spotkania, z czego wynikły dwie szanse dla Unionu, ale wtedy mieli już wynik jako tako ustawiony. Co innego, kiedy jeszcze przy stanie 0:0 Anthony Ujah dostał piłkę za plecy Davida Alaby. Pierwszym kontaktem Nigeryjczyk mógł sobie zagwarantować pojedynek oko w oko z Manuelem Neuerem, ale spaprał je tak, że musiał ratować się sytuacyjnym uderzeniem. Siłę można komplementować, ale celność? To nie był Luke Skywalker wysadzający w „Nowej Nadziei” Gwiazdę Śmierci.

Reklama

Gdyby jednak Sebastianowi Anderssonowi, który na rzecz Ujaha stracił miejsce w wyjściowej jedenastce, przyszło do głowy naigrywać się z kolegi z zespołu, mamy złą wiadomość. Sam zrobił dokładnie to samo we wspomnianej końcówce. Sytuacja niemal kropka w kropkę taka sama, przyjęcie – albo takie samo, albo wręcz gorsze.

Skoro już kilka słów o Unionie, to przy okazji wystawimy też cenzurkę Gikiewiczowi. Dobrą, bo nie zawalił ani przy pierwszym golu (karny, wiadomo), ani przy drugim (główka Pavarda bardzo precyzyjna). Uratował za to Union choćby w sytuacji, gdy Gnabry znalazł się z piłką tuż przed nim. No i w grze nogami, o co często czepiają się go Niemcy, nie było za co ganić.

Dobra gra Polaka, który miejsca w składzie nie mógł być pewny – szczególnie po ogłoszeniu, że nie przedłuży kontraktu z Unionem – to było jednak za mało. Bo znów w obronie Unionu mieliśmy, jak to Giki sam ujął najlepiej w jednym z wywiadów, przedszkole. Karny to błąd-ewident Suboticia, który źle przyjął piłkę i jak próbował wybijać, to kopnął Goretzkę zamiast futbolówki. Trafienie po rożnym to zaś fatalne krycie, bo przy Pavardzie był i Subotić, i kryjący go Huebner, a koniec końców – jak u Pudziana – to nic nie dało.

Union Berlin – FC Bayern 0:2
Lewandowski 40’ (k.), Pavard 80’

fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

Wojciech Górski
19
Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

Komentarze

3 komentarze

Loading...