Reklama

Prezes Polonii Bytom: “Nasze szanse na przetrwanie bez drastycznych działań byłyby dużo niższe”

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

15 maja 2020, 17:26 • 7 min czytania 5 komentarzy

Polonia Bytom nie jest wolna od problemów i to stwierdzenie pasowało do niej jeszcze zanim pandemia zamroziła polską i światową piłkę. Nie mogła w tym sezonie III ligi grać na swoim obiekcie, rozgrywając domowe mecze na stadionie Szombierek. Nie płaciła zawodnikom szczególnie wiele, w porównaniu z najlepiej opłacanymi graczami trzecioligowych zespołów, to było kilka razy mniej. A jednak potrafiła trzymać się w czołówce III ligi grupy 3, ustępując nieznacznie Śląskowi II Wrocław, ba – ogrywając zespół nagrodzony ostatecznie awansem w bezpośrednim spotkaniu. Atak koronawirusa sprawił, że w Bytomiu trzeba było działać zdecydowanie, by ratować zasłużony dla polskiej piłki klub. Co oznacza dla Polonii przedwczesne zakończenie rozgrywek i jak trudna stała się jej sytuacja, gdy COVID-19 sparaliżował sport? O tym rozmawiamy z jej prezesem, Sławomirem Kamińskim.

Prezes Polonii Bytom: “Nasze szanse na przetrwanie bez drastycznych działań byłyby dużo niższe”
Jaki jest pana stosunek do decyzji o zakończeniu rozgrywek?

– To nie jest na pewno czas na to, żeby ktoś podjął decyzje satysfakcjonujące wszystkich. Znajdujemy się w czasach nadzwyczajnych. Jednocześnie jesteśmy zdania, że prawdziwe awanse i prawdziwe wyniki robi się na boisku. Jest nam przykro, bo byliśmy gotowi stanąć do rywalizacji. Musimy się z żalem, gorzko, ale z pogodzić z takim rozwiązaniem, jakie zostało zaproponowane.

Przed wczorajszą decyzją ZPN-ów liczył pan jeszcze na to, że decyzja może być inna niż ta ostateczna? Że sezon zostanie dograny do końca?

– Byliśmy w tej grupie, która wznowienie rozgrywek teraz uważała za irracjonalne. Mierzymy się z trudną sytuacją w mieście, w którym jesteśmy, na Śląsku. Zresztą kilka innych klubów III-ligowych ma siedziby w miejscach, które uważane są dziś za ogniska epidemii. Sytuacja jest trudna, na pewno nie chcieliśmy, żeby rozgrywki były wznawiane kosztem bezpieczeństwa, czyjegokolwiek zdrowia. Zawodników, wszystkich biorących w tych przedsięwzięciach udział. Stąd od początku pandemii podchodziliśmy sceptycznie do hurraoptymistycznych informacji, że szybko wrócimy na boiska.

Po tym, co pan mówi, trudno jest mi określić czy pan jest zadowolony z tej decyzji, czy nie do końca.

– Zajęliśmy bardzo dobre miejsce w tabeli i należy się za to wielkie podziękowanie dla sztabu, dla zawodników. To nas cieszy. Ogólny obraz? Trudno mówić o radości, rozczarowaniu, bo jesteśmy w sytuacji, w której spodziewaliśmy się podjęcia pewnych decyzji. Może nie takich, jakie zadowolą wszystkich, bo dogranie ligi stało się niemożliwe. Daleki jestem od przełykania wielkiej porażki albo nadmiernej radości. Staramy się do tego podejść ze zdrowym rozsądkiem. Jesteśmy gotowi, żeby jak najszybciej wracać. Na Śląsku mieszkają silne, charakterne chłopy.

Polonia była organizacyjnie gotowa na ewentualny awans do II ligi? Zimą mówił pan, że podręcznik licencyjny jest dla was nieubłagany, że może być problem ze spełnieniem wymogów.

– Nic się od zimy nie zmieniło. Żadnych spektakularnych osiągnięć pod względem sportowym, finansowym, infrastrukturalnym nie odnieśliśmy. Pytanie, czy mierzylibyśmy się z tym, czy nie, to hipotetyzowanie. Okoliczności w marcu drastycznie się zmieniły, nasza sytuacja finansowa nie dość, że nie uległa poprawie, ale znacznie się pogorszyła. Co zaś odbiło się na zawodnikach, sztabie, wszystkich osobach związanych z Polonią Bytom. Twardo stąpamy po ziemi, więc nie chcę teoretyzować, czy gdybyśmy wywalczyli awans, to byśmy się starali o licencję, czy dostalibyśmy ją, czy nie podeszlibyśmy w ogóle do procesu licencyjnego.

Reklama
Jak bardzo finansowo klub ucierpiał? Na oficjalnej stronie przy okazji komunikatu o obniżce płac pisano wręcz o drastycznych działaniach potrzebnych, by utrzymać Polonię przy życiu, co prowadzi do konkluzji, że zagrożony był cały byt klubu.

– Myślę, że zarówno Polonia, jak i wiele innych klubów jest w tej samej sytuacji. Koronawirus bardzo drastycznie w nas uderzył. Pomijając to, że jakiekolwiek przychody związane ze sprzedażą biletów, karnetów zostały odcięte, to jeszcze rozmowy z potencjalnymi sponsorami, inwestorami – bo i takie się toczyły – musiały być przełożone. Jesteśmy klubem zarządzanym przez miejską spółkę, ta utrzymywana jest z budżetu miasta, a budżety samorządów w znaczny sposób się zmieniły. Zmieniły się też, nie ma co ukrywać, priorytety dla władz Bytomia i innych miast. Na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo i zdrowie. Sport musi się pogodzić z tym, że został przesunięty w kolejce do tyłu. Ale nie usunięty, co jest bardzo ważne. Wyszliśmy z założenia, że jeżeli nie zamrozimy się, nie zahibernujemy, nie zmniejszymy do minimalnych rozmiarów, to nasze szanse na przetrwanie będą dużo niższe. Stąd też drastyczne działania, nieprzyjemne dla każdej ze stron, związane z obniżeniem wynagrodzeń zawodników i sztabu, z redukcją zatrudnienia włącznie. Musieliśmy je podjąć, podjęliśmy je szybko. Trudno mówić o satysfakcji z tych działań. Ale widzimy po efektach, po decyzjach związku na temat dokończenia rundy, że decyzje były racjonalne.

Pisaliście na oficjalnej stronie tak: “W wyniku indywidualnych rozmów zawodników z Zarządem spółki, cała drużyna Polonii podjęła decyzję o redukcji wynagrodzeń kontraktów do kwot minimalnych. Miesięczne wynagrodzenie każdego piłkarza będzie wynosiło 500 złotych brutto”. Rozmowy z zawodnikami, którzy grę w Polonii łączą z inną pracą były łatwiejsze, trudniejsze niż w klubach na poziomie III ligi gdzie mamy zawodowstwo?

– Model, jaki budowaliśmy od dłuższego czasu, a który nazwałbym racjonalizowaniem wynagrodzeń pierwszej drużyny, opierał się też na tym, że wielu naszych piłkarzy jednocześnie jest trenerami grup młodzieżowych w akademii piłkarskiej Polonii Bytom. Jej zajęcia zostały odwołane, więc w związku z tym, że wypłaty są za prowadzone treningi, odpadło im też drugie źródło dochodu. To nie jest tak, że te rozmowy były łatwe. Zdajemy sobie sprawę z tego, że niezależnie, ile kto zarabia, rozmowy o redukcji nie należą do najmilszych. Nie ma u nas kilkunastotysięcznych kontraktów, fakt, ale jeśli ktoś zarabia niewiele i ma z tego obcięte 50%, 75%, to jest to znaczne uderzenie po kieszeni.

W kwestii akademii – jak zachowali się rodzice? Zostali zwolnieni ze składek, czy solidarnie zdecydowali się nadal je płacić?

– Pojedyncze osoby mówiły o wsparciu, ale oficjalnie zawiesiliśmy pobieranie składek. Wyszliśmy z założenia, że skoro nie świadczymy usługi, to nie powinniśmy tego robić. Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że każdy każdemu musi jakoś pomóc, więc zrezygnowaliśmy ze składek, by nieco ulżyć rodzicom naszych wychowanków. Z nadzieją, że zadziała to i w drugą stronę – jeśli wrócimy do gry, oni chętnie wrócą do nas, do opłacania składek.

Jeśli chodzi o sponsorów, partnerów, to jak oni zareagowali?

– Nie czarujmy się, że Polonia Bytom ma jakichś strategicznych sponsorów. Głównym jest miasto. Pojawiały się drobniejsze firmy, które wyrażały zainteresowanie, były z nami nie tyle na zasadzie gotówkowych gratyfikacji, a wsparcia rzeczowego. Nikt od Polonii się nie odwrócił. Bardzo ciekawie zachowało się też stowarzyszenie kibiców, prawdziwi fani Polonii, którzy zwarli szeregi. Pomagają klubowi, przygotowują liczne akcje, jak na przykład wirtualne derby mające się wkrótce odbyć, na które zostało sprzedanych kilka tysięcy biletów. To bardzo cieszy, że mówimy w większej mierze o solidaryzowaniu się z klubem niż odwracaniem się od niego i wzajemnych pretensjach.

Bardzo możliwym jest, że na jesieni piłka nożna w niższych ligach wróci bez udziału kibiców. Wasz stadion na Olimpijskiej nie był przystosowany do gry z kibicami, ale wobec tego będziecie chcieli tam wrócić, czy planujecie pozostać na kolejny sezon na obiekcie Szombierek?

– Należałoby wtedy dopuścić dwa obiekty do użytkowania. Pierwszą kwestią jest centralne odmrażanie sportu, drugą – możliwości lokalne poszczególnych miast, biorąc pod uwagę stan zaawansowania warunków sanitarno-epidemiologicznych. Trochę za wcześnie jeszcze, by o tym mówić. Od jakiegoś czasu widzimy, że można mówić tylko o rzeczach, które są realne do przeprowadzenia. Nie snujemy marzeń, wizji jakie mogłyby nie wypalić. Oczywiście łatwiej byłoby nam grać, jeśli bez publiczności, u siebie na Olimpijskiej. Z drugiej strony robimy jednak wszystko, by grać z kibicami. Jak każdy z klubów, bo po to ten sport istnieje.

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

Reklama

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...