– Zajmuję się przygotowaniem motorycznym, ale zdaję sobie sprawę, że można być najlepiej przygotowanym fizycznie, lecz gdy głowa nie będzie działała – nie ma szans. Lepiej już, gdy głowa działa jak należy i są braki motoryczne – wtedy da radę. Dlatego nie mieliśmy żadnych wątpliwości, czy puścić obcokrajowców na święta.
– Współczuję, jeśli ktoś ma zawodników, którzy nie są świadomi i nie bardzo wiedzą, jak robić ćwiczenia w domu. Byłem pełen podziwu, nasi zawodnicy nawet sami dokupowali sobie dodatkowy sprzęt do regeneracji. We wszystkich klubach były obniżki pensji, ale nie patrzyli na to – potraktowali to jako inwestycję w siebie na zasadzie: jak wrócę, to sprawny i zdrowy.
– Obawa przed kontuzjami? Będzie, ale nie z tego powodu, że będą jakieś przeciążenia i za duża liczba obciążeń. Bardziej chodzi właśnie o specyfikę ruchu zawodników, którego przez dwa miesiące nie mieli.
Dla trenerów przygotowania fizycznego ostatnie tygodnie to szalony okres. Przez długi czas musieli pracować nie mając pojęcia, na kiedy przyszykować formę zawodników. Czy dojdzie do fali kontuzji? Dlaczego świadome drużyny miały łatwiej? Czy warto było puszczać obcokrajowców na święta? Dr Rafał Buryta, trener od przygotowania fizycznego Pogoni Szczecin w wywiadzie o ostatnich tygodniach. Zapraszamy.
***
W jakiej formie wrócili piłkarze po izolacji? Widać rezerwy?
Myślę, że największym problemem jest brak piłki. Sama motoryka, wydolność – niekoniecznie, bo mogliśmy robić wszystkie ćwiczenia w izolacji i je robiliśmy, więc się nie martwimy. Zawodnicy byli przez nas kontrolowani. Teraz zaczyna się praca ze specyficznym poruszaniem się w piłce. Krok po kroku wchodzą ćwiczenia techniczne. Wiadomo, że zadania domowe to nie jest to samo, co piłkarze mogą zrobić w grupie. Widać radość na twarzach zawodników. Każde ćwiczenie to jakieś emocje.
Czyli pod względem motorycznym wszystko udało się utrzymać.
Tak, chociaż motoryka to zbyt szerokie pojęcie, powiedziałbym bardziej – wydolność, wytrzymałość, szybkość. Z tym nie będzie problemów. Natomiast trzy tygodnie do ligi trzeba poświęcić na specyfikę ruchu, zmiany kierunku, wyhamowania, przyspieszenia, czyli wszystko to, co w izolacji można było zrobić tylko w niewielkim stopniu. Obawa przed kontuzjami? Będzie, ale nie z tego powodu, że będą jakieś przeciążenia i za duża liczba obciążeń. Bardziej chodzi właśnie o specyfikę ruchu zawodników, którego przez dwa miesiące nie mieli. Nie da rady odwzorować gry w treningu indywidualnym, nie ma po prostu takiej możliwości. Cały świat z tym się mierzy i jest na to przygotowany. Krok po kroku wprowadzamy ćwiczenia i odpowiednią prewencję, żeby zawodnicy jak najmniej ucierpieli i wszyscy byli gotowi do gry – to główny cel.
Jak wyglądał trening zawodników, gdy lasy i parki były zamknięte?
Staraliśmy się do nich apelować, by w miarę możliwości znaleźli bezpieczne miejsce, do którego mogliby wyjść i pobiegać. Robili to. Nie wszyscy byli skoszarowani w Szczecinie. Byli zawodnicy, którzy mieszkali u rodziny na wsi, gdzie nie było żadnego problemu wyjść i pobiegać, choćby w polu. To był na szczęście bardzo krótki okres. Największym problemem dla nas – chociaż i tak nie tak dużym – byli zawodnicy, którzy przebywali na kwarantannie. Pozwoliliśmy obcokrajowcom wyjechać do domów na święta. Gdy wrócili, ważne było, by się na nich skupić, bo musieli spędzić dwa tygodnie w domu w ścisłej kwarantannie. Były dwie grupy – ci, którzy w swoich krajach nie mieli kwarantanny – jak na przykład Nunes czy Podstawski, którzy wyjechali do Portugalii, więc mieli ją tylko po powrocie – i ci, którzy mieli de facto dwie. Mieli sprzęt do treningów, rowerki, codziennie organizowaliśmy trening online. Dbaliśmy o nich, jak mogliśmy. Teraz już jesteśmy – można powiedzieć – gotowi do pracy.
Odbywali wspólne treningi na Zoomie, indywidualne? Jak to wyglądało?
Tak, mieli zajęcia o jednakowej porze, które prowadził nasz drugi trener od przygotowania motorycznego, Piotrek Szumiło. Do tego brali też udział w zajęciach z całym zespołem. Zawodnicy dostali do domów potrzebny sprzęt. 2-3 razy w tygodniu nasi fizjoterapeuci prowadzili trening prewencyjny. Dzieliliśmy w nim zawodników na mniejsze grupki, po trzy-cztery osoby, by fizjoterapeuci mogli skupić się na szczegółach, bo, wiadomo, w nich tkwi diabeł. Kontrolowaliśmy, żeby poprawnie te prewencyjne ćwiczenia wykonywali – większość z nich oczywiście znali, ale wiadomo – trzeba było przypilnować.
Przytoczę wymowny cytat z Julena Lopetegui: “Aby grać regularnie co trzy dni, potrzebujemy co najmniej pięciu tygodni przygotowań. W 2011 roku zatrzymano NFL na trzy miesiące, a po powrocie było 12 zerwań ścięgna Achillesa w pierwszym miesiącu. Wcześniej średnia wynosiła pięć, ale na cały sezon”.
Był wysyp, tak, znam te badania.
Możemy się spodziewać, że kontuzji powrocie będzie nadzwyczajnie dużo?
Dlatego też stopniowo wdrażamy obciążenia. Znamy zawodników, to z czym borykali się w swojej przygodzie wcześniej, wiemy na co ich uczulaliśmy przed pandemią, więc programy prewencyjne były bardzo zindywidualizowane. Raz w tygodniu piłkarze odbywali program ogólny dla wszystkich, a dodatkowo jeden-dwa razy w tygodniu były ćwiczenia dobrane do zawodników. Ciężko było czasami pracować z tygodnia na tydzień – głównie dlatego, że nie wiedzieliśmy, kiedy dokładnie wrócimy. Gdy zaczęły się pojawiać pierwsze daty powrotu do treningów grupowych, staraliśmy się krok po kroku zmieniać ćwiczenia pod kątem przygotowania do treningów z piłką. Skupialiśmy się wtedy coraz bardziej na partiach mięśniowych, które są narażone w pierwszej kolejności przy wracaniu do gry.
Nikt na świecie nie jest w stanie powiedzieć zero-jedynkowo, że w jego zespole nie będzie urazów, albo że kilku zawodników się na sto procent – brzydko mówiąc – wysypie. Badania wyraźnie pokazują. NFL to, wiadomo, inne wysiłki, inne przeciążenia. U nas praca trwa 90 minut, a tam są krótkie wysiłki i dłuższe przerwy. Żeby dzisiaj zawodnik pracował 90 minut na normalnych obrotach, musi mieć minimum trzy tygodnie. PZPN dał tydzień przerwy pomiędzy pierwszą i drugą kolejką po powrocie – to dosyć dobre rozwiązanie, by zaadaptować się do wysiłku. Później będą już angielskie tygodnie – weekend mecz, a potem środek tygodnia. Na plusie będą zespoły, które mają szeroką kadrę, będzie można rotować. Myślę, że u nas też będzie to atut, bo jak się cofniemy w ten sezon, na wielu pozycjach wymienialiśmy zawodników. Sztywnej jedenastki nie było, to nasza zaleta.
Precyzując – kontuzji będzie więcej niż zwykle?
Nie można mówić, że na pewno będzie, ale faktem jest, że będą większe przeciążenia. Minęły dwa miesiące od ostatniego meczu. Obecnie mamy w sumie dziewiąty tydzień pauzy. Piłkarze nie mieli wewnętrznych gierek przez osiem tygodni. To jest największym zagrożeniem w tym momencie. Obciążenie będzie zdecydowanie bardzo duże. Nieraz nawet w normalnej sytuacji, kluby grające w pucharach mają atut w postaci wymienności pozycji, tym bardziej po tak długiej przerwie. Sami zawodnicy się śmiali, gdy piłka im odskakiwała: – Kurczę, jakbym był po długiej kontuzji. Wyczucie piłki, specyfika ruchu – oby jak najszybciej doszło do adaptacji, na to liczymy. I mamy nadzieję, że we wszystkich klubach kontuzji będzie mało.
Z perspektywy pana pracy to ekstremalny okres? Przez długi czas nie było wiadomo, kiedy wrócimy i czy w ogóle, koncepcje przygotowań pewnie zmieniały się co chwilę.
Dokładnie. Powiem szczerze, czasami nawet trzeba było zawodnikom dobitnie tłumaczyć, dlaczego mamy tak bardzo ciężkie treningi na początku przerwy.
– Trenerze, po co takie mocne treningi, jak nie wiadomo, kiedy zaczniemy? – pytali.
Tłumaczyliśmy, że w niektórych krajach – na przykład Austrii czy Hiszpanii – już zaczęły się kwarantanny w domach, więc musimy troszkę nadbudować, na wypadek, jakby piłkarze musieli siedzieć w domu przez dwa tygodnie. Dzięki temu mieliśmy mocniejszą bazę. Trafiało to do piłkarzy, rozumieli sens tych obciążeń. Systematycznie z nich schodziliśmy. Rzeczywiście, musieliśmy na bieżąco manipulować wieloma rzeczami. Gdy wiedzieliśmy już, że zawodnicy mają zgodę na wyjazd na święta i jak wygląda kwarantanna w ich krajach, mogliśmy indywidualizować treningi. W przypadku Nunesa czy Podstawskiego, którzy w Portugalii nie mieli żadnej kwarantanny, nie było sensu nic zmieniać. Gdy u innych zawodników była kwarantanna, chcieliśmy zwiększyć liczbę jednostek biegowych kosztem innych po to, żeby siedząc później w domu nie musieli na tym tracić.
Z perspektywy czasu – pojawiło się myślenie, że może niepotrzebnie klub się zgodził, by zawodnicy rozjechali się na święta?
Kompletnie nie. Zajmuję się przygotowaniem motorycznym, ale zdaję sobie sprawę, że można być najlepiej przygotowanym fizycznie, lecz gdy głowa nie będzie działała – nie ma szans. Lepiej już, gdy głowa działa jak należy i są braki motoryczne – wtedy da radę. Obie kwestie – motoryka i mental – muszą iść mocno w parze. Każdy z nas, nawet jak mieszka z rodziną, miał lepsze, ale i trudniejsze momenty. Ja miałem ten komfort, że mam ogródek, ale niektórzy byli zamknięci w mieszkaniach. Wyobrażałem sobie zawodnika, który przez miesiąc mieszka sam, rodzina jest daleko od niego, wychodzi tylko zrobić trening… Nikt z nas nie miał nawet cienia wątpliwości, czy to słuszne. Ja również – gdybym miał się pod tym podpisać, zrobiłbym to obiema rękoma.
Nasi piłkarze też zdają sobie sprawę z tego, jaki ukłon w ich kierunku wykonał klub. Coś fajnego. Pogoń prowadzona jest w taki sposób, by każdy się czuł tu jak u siebie w domu, w rodzinie. Jak o tym rozmawialiśmy, ani nikt zarządzających klubem, ani trener Kosta, nie miał żadnych wątpliwości. Tym bardziej, że były to święta. Gdyby chodziło o inny okres, może inaczej byśmy na to patrzyli. To, że mogli go spędzić z rodzinami, mocno buduje atmosferę.
Michał Adamczewski w wywiadzie na TVP Sport zwrócił uwagę na ciekawą rzecz – kwarantanna pokazała, że nie wszyscy piłkarze w domach mają podstawowy sprzęt, co pokazuje, że niekoniecznie zwracają uwagę na prewencję czy wieczorny dodatkowy trening. Jak to wygląda w Pogoni?
Moi mentorzy na uczelni, trenerzy mistrzów olimpijskich, zawsze uczyli: zaufanie plus kontrola. W każdym aspekcie w sporcie – niestety, trzeba. Nie chodzi o to, że nie ufamy zawodnikom, ale dobrze wiemy, że kontrola i monitoring są potrzebne. Nie mając możliwości pracy z GPS-ami, wprowadziliśmy aplikacje do telefonów, byśmy mogli w ten sposób kontrolować, czy w dobry sposób robią trening. Gdy rozstawaliśmy się z zawodnikami przed przerwą, każdy z nich dostał od klubu przydział sprzętu. I tak nie mogliśmy trenować razem, więc zabrali do domów to, co było w klubie. Zawodnicy mają swoje nawyki, robią przed treningiem swoje rzeczy, więc chcieliśmy, by mogli je kontynuować w domu. Tak samo ci, którzy robią tylko to, co potrzeba, musieli być przez nas zaopatrzeni. Żadnego problemu nie było. Zwracaliśmy uwagę, jak wykonują te ćwiczenia, prowadziliśmy zajęcia online i nie było sytuacji, gdy zawodnik się nie stawiał, bo ”a zapomniałem” czy “a, z rodziną siedziałem”. Każdy musiał się połączyć, to praca i nie było z tym żadnego kłopotu. Mogę powiedzieć, że nasi piłkarze wzorcowo wykonywali swoją pracę.
IFAB przyklepała pomysł pięciu zmian, ale Zbigniew Boniek dość ostro go neguje i można zakładać, że nie będzie on obowiązywał w Ekstraklasie. To dobrze czy źle?
Nie chciałbym mówić, czy to dobrze czy źle. Życzę prezesowi, by nie musiał tego po rundzie zasadniczej zmieniać, bo to będzie znaczyło, że to bardzo dobra decyzja i nie mamy wysypu kontuzji, zawodnicy wytrzymują po 90 minut w angielskich tygodniach. Tego życzę nam wszystkim. Jakakolwiek decyzja zapadnie – dostosujemy się.
Wyczuwam dyplomację i lekką nutkę ironii.
Chciałbym, żeby były trzy zmiany. A jeśli pięć, to tylko dlatego, by zabezpieczyć wszystkie kluby. Nie ma dziś mądrej osoby, która mogłaby powiedzieć, że nie będzie urazów. Przytoczył pan badania z topu światowego, że był wysyp kontuzji w NFL. Inna dyscyplina, ale to nie ma znaczenia, tam ludzie też bardzo ciężko pracują. Też pracowali w lockdownie, wrócili – posypały się kontuzje. FIFA i komisja medyczna zasugerowała pięć zmian to po to, by zabezpieczyć zdrowie zawodników. A czy to dobre czy złe? Nie chciałbym się wypowiadać, bo nie mam pojęcia. Życzę tylko, byśmy po czterech meczach nie powiedzieli: kurczę, trzeba jednak zrobić te pięć zmian.
Spotkałem się z tezą, że po powrocie na boiska może być spory miszmasz – zespoły, które były słabe, mogą nagle wystrzelić, te dobre mogą nagle dołować, bo jedni wykorzystali ten moment na mądrą pracę, inne mogły zaspać.
Odtwarzam sobie to, jak przygotowujemy się do pierwszego meczu ligowego po okresie przygotowawczym w standardowych warunkach. Zazwyczaj wygląda to tak, że obserwacja rywali zaczyna się na obozie, każdy śledzi te trzy-cztery sparingi. Można się przygotować. Teraz proszę spojrzeć – od ostatniego meczu ligowego do pierwszego po powrocie będziemy mieli 2,5 miesiąca. Przez ten czas nikt nikogo nie będzie widział, bo nikt nie będzie grał sparingów (po dzisiejszej decyzji rządu sparingi jednak będą możliwe po 18 maja – red.). Kto będzie grał? Jak zespół będzie grał? Jak będzie przygotowany motorycznie? Nikt nie ma o nikim zielonego pojęcia. Będzie na pewno miszmasz i wiele niewiadomych na początku. Na tym polega piłka, wszyscy mają równe szanse, to też jest piękne w futbolu. Mam nadzieję, będzie dużo niespodzianek. Ja uważam, że to tylko na naszą korzyść. Z drugiej strony, niespodzianki to może złe słowo, bo jak mamy wygrywać, to dlaczego miałyby być to niespodzianki?
W dwóch klubach zmienili się trenerzy, zawodnicy wrócili po kontuzjach. U nas Adam Frączczak był kontuzjowany, a już jest w pełni sprawny. Mariusz Malec wracał powoli, był w zasadzie gotowy, ale przerwali mu sezon, więc popracował dłużej jak wszyscy. Kamil Drygas, który miał długą kontuzję, wrócił i normalnie trenuje. Cała sytuacja zadziałała na ich korzyść, tak samo jak w wielu innych klubach. Są też pozytywy.
Jak będą wyglądały podróże na mecze? Coś zamierzacie zmienić? Nie dość, że mecze będą co trzy dni, to jeszcze ze Szczecina wszędzie daleko.
Mamy to szczęście, że runda zasadnicza do końca jest po naszej stronie, bo gramy trzy mecze u siebie i mamy najkrótszy z możliwych wyjazdów – do Poznania.
Dopiero w końcówce może być ciężko.
Czekamy, jak będzie dalej. Jeśli zagramy w górnej połówce np. z Jagiellonią to fajnie byłoby mieć ich u siebie, bo tam mamy bardzo daleko. Będziemy decydować na bieżąco. Póki co dla nas nie ma lepszego rozwiązania niż to, co jest, więc na ten moment nie spędza nam to snu z powiek.
Z osobistej perspektywy – czego nowego nauczył się pan w swojej pracy podczas tego okresu? Wiadomo, że nie powstała książka “jak pracować w czasie pandemii”, dla każdego trenera to coś nowego, trzeba było pewnie działać w sposób, w jaki na co dzień się nie pracuje, rozszerzać horyzont trenerski.
Pogoń rozwija się bardzo dynamicznie. Przy pierwszym zespole jest dwóch trenerów od przygotowania fizycznego, coraz bardziej rozwijamy sztab medyczny i fizjoterapeutów, pracuje u nas więcej osób. Młodzi fizjoterapeuci są pełni energii do pracy. Przez ostatni rok wprowadzaliśmy ich programy prewencyjne i zmienialiśmy dużo w tym temacie. Gdybyśmy tego nie zrobili, byłoby teraz ciężko. A już wprowadzaliśmy zajęcia przed treningami czy indywidualne w mniejszych grupach siłowni, więc nasi zawodnicy znali już te ćwiczenia, które mieli robić w domach. Wiedzieliśmy, że jak zadamy im je na pracę domową, będą potrafili je zrobić. Świadomość zawodników jest kluczowa, a my mamy do dyspozycji świadomych zawodników i dla mnie to już była połowa sukcesu.
Czasami robiłem różne rysunki ćwiczeń, żeby zobrazować je piłkarzom. Wiedziałem, że jak wyślę, to będzie kilka telefonów, bo zawsze powtarzam, by piłkarze nie bali się pytań. Wszystko tłumaczyłem. Świadomość. Często wystarczyło wysłać plan z rysunkami i nie martwiliśmy się, że oni to źle zrobią. Jeśli zawodnicy robią coś więcej dla siebie, to generalnie my chcemy o tym wiedzieć. Nie mam z tym problemu, że zawodnik lubi sobie zrobić dodatkowe treningi, ale muszę o nich wiedzieć, byśmy nie zrobili sobie wzajemnie krzywdy, że piłkarz coś zrobi, a ja jutro będę robił to samo w treningu. Zawodnicy wysyłali raporty: ”trenerze, poza tym co robiliśmy, zrobiłem jeszcze to, to i to”. Ciągły kontakt. W ostatnich tygodniach to głównie na nas – trenerach od przygotowania i fizjoterapeutach – spoczywała odpowiedzialność. Teraz my możemy zrobić krok w tył i mocniej wchodzą już trenerzy piłkarscy.
Mówiąc szczerze – współczuję, jeśli ktoś ma zawodników, którzy nie są świadomi i nie bardzo wiedzą, jak robić ćwiczenia w domu. Komunikacja mogła być utrudniona. Byłem pełen podziwu, zawodnicy nawet sami dokupowali sobie dodatkowy sprzęt do regeneracji. We wszystkich klubach były obniżki pensji, ale nie patrzyli na to – potraktowali to jako inwestycję w siebie na zasadzie: jak wrócę, to sprawny i zdrowy. Wykazali się profesjonalizmem, ale tego się spodziewaliśmy. W każdej branży mówi się teraz, że to był test dla ludzi – jak pracują, jak są zaangażowani. Oddzielanie ziarna od plew. W sporcie jest dokładnie tak samo. Szybko wyszło, kto jest profesjonalistą, a kto się tylko nim mieni.
Czas wyjątkowy, czas, którego nikt nie zakładał, ale mam wrażenie po tej rozmowie, że Pogoń wychodzi z tego z głową i z dużym spokojem.
Tak. Sam okres wyłączenia na dwa miesiące nie był bardzo trudny, najtrudniejszy był okres pierwszego wejścia w trening. Nie mogliśmy przedobrzyć w pierwszym tygodniu, by w drugim miał kto trenować. Na razie udało się, rozpoczęliśmy drugi tydzień pracy i wszyscy są w treningu. To nasz sukces, trzeba powiedzieć. Zawsze patrzę dookoła. Jeżeli wszyscy jedziemy na tym samym wózku, jestem spokojny. Nikt nie ma nad nami jakiejkolwiek przewagi, bo jaką przewagę może mieć, co mógł więcej zrobić? Co może zrobić klub, gdy są zamknięte hale i siłownie i nie można trenować?
Trenować po kryjomu.
Jeśli ktoś oszukiwał, to jego problem. My staraliśmy się robić wszystko zgodnie z wszystkimi przepisami, które wytyczała komisja medyczna PZPN. I myślę, że to przyniesie nam pozytywne efekty. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest to, byśmy mieli zdrowych zawodników.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK