Reklama

Dana White się doczekał. Dziś w nocy wraca UFC!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

09 maja 2020, 18:01 • 9 min czytania 0 komentarzy

Zawodnicy skoszarowani w hotelu i poddawani testom na obecność koronawirusa. Maseczki na twarzach i zachowywany dystans przy okazji ważenia. Choć w klatce dystansu już nie będzie. Będą za to dodatkowe środki ostrożności. Ma być też wielka gala, bo karta walk prezentuje się imponująco. Dana White, szef UFC, dopiął swego – jego federacja wraca do organizowania gal.

Dana White się doczekał. Dziś w nocy wraca UFC!

Robi to zresztą z przytupem. Bo po UFC 249 od razu odbędą się dwie kolejne gale – jedna w środę, druga w następną sobotę. Wszystkie w jednym miejscu. W ostatniej z nich wystąpi m.in. Krzysztof Jotko, nasz czołowy zawodnik w wadze średniej, który sport.pl opowiadał o tym, jak wyglądają treningi w USA w czasach pandemii.

– Trenujemy grupowo. Nie możemy przyjechać wszyscy na salę, bo po pierwsze jest za dużo samochodów na parkingu i to dla policji nie jest dobra sytuacja. Raz nawet byli i próbowali nas wygonić. Treningi robione są z podziałem na grupy po 6-8 osób. Dla mnie to nawet lepiej, bo fajnie, jeżeli jest osiem osób, 2-3 trenerów. Możesz się nauczyć dużo więcej – zakończył. Zresztą każdy z zawodników UFC musiał przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Niektórych zabraknie przez to na gali.

Bez Chabiba 

Karta walk UFC 249 prezentuje się naprawdę imponująco. Wśród pojedynków, jakie będą mogli obejrzeć fani wyróżnia się kilka starć. Choćby to Francisa Ngannou z Jairzinho Rozenstruikiem w wadze ciężkiej. Zgodnie z przewidywaniami zwycięzca tego pojedynku powinien zostać pretendentem do pasa wagi ciężkiej. Jest więc o co się bić, a że obaj panowie potrafią to robić, powinno być znakomicie. Warto też zwrócić uwagę na takie nazwiska jak Carla Esparza (zmierzy się z Michelle Waterson), Fabricio Werdum (vs Aleksiej Oleinik) czy Anthony Pettis (powalczy z Donaldem Cerrone). Cała trójka w pewnym momencie swych karier była mistrzami UFC.

Reklama

Najważniejsze rzeczy będą się jednak dziać w dwóch ostatnich starciach. Najpierw do oktagonu wyjdą Henry Cejudo z Dominickiem Cruzem, którzy zawalczą o pas wagi koguciej. Mistrzem jest Cejudo. Amerykanin jak zawsze pokusił się o prowokację i na ceremonię ważenia przyniósł rzeczy z… nadrukowanymi twarzami swoich byłych rywali oraz Cruza, po czym wykopał je jak najdalej. Z samym Dominickiem nie pójdzie mu już zapewne tak łatwo, bo ten walczy o to, by po raz trzeci w karierze zdobyć pas mistrzowski. Osiągnięcie byłoby to o tyle imponujące, że od jego ostatniego pojedynku minęły cztery lata, w trakcie których szwankowało mu zdrowie. Nie brakuje jednak osób wróżących mu sukces.

Sukces z pewnością osiągnie też zwycięzca main eventu gali. W nim zmierzą się Tony Ferguson i Justin Gaethje. Jeden z nich zostanie ogłoszony tymczasowym mistrzem wagi lekkiej. Tymczasowym, bo właściwy pas trzyma Chabib Nurmagomiedow. To on miał zmierzyć się z Fergusonem, jednak na gali nie był w stanie się pojawić. Na jego miejsce wskoczył Gaethje, który przetestuje Kalifornijczyka. Zresztą Justin jest pewny swego – zapowiadał już, że rywala znokautuje. Inna sprawa, że Tony też wróżył koniec przed czasem, tyle że w drugą stronę. A do nieobecności mistrza odnosił się krótko.

– Rezygnacja Chabiba? Mam to gdzieś. On dla mnie nie istnieje. Nie chciał walczyć przeciwko mnie. Ucieka jak pies, który goni własny ogon. To samo dotyczy Conora McGregora – mówił dziennikarzom. Sam Nurmagomiedow, aktualnie jedno z największych nazwisk w świecie MMA, ogłosił niedawno, że na walki będzie gotowy w lipcu. I wtedy zmiażdży wszystkich rywali. A Dana White zapewniał, że jego nieobecność nie wpływa na poziom gali.

– Widzieliście pewnie, że Chabib informował fanów o trwającym Ramadanie i napisał, że kiedy skończy się post, wróci i będzie walczyć. Wiele osób pyta mnie, czemu utknął w Rosji. Niestety, nie dało się go stamtąd wyciągnąć. Nie przewidzieliśmy tego, jak szybko rozwinie się choroba. Podjęliśmy złe decyzje, które sprawiły, że Chabib został w Moskwie. To nie jego wina, ja ponoszę za to odpowiedzialność. Stało się. Ale wiecie co? Mamy teraz zajebiste starcie Fergusona z Gaethje. To będzie szalona walka – mówił. 

I można mu wierzyć. Bo szalony wydawał się sam pomysł organizacji gali w środku trwającej w USA pandemii. A wygląda na to, że wszystko się uda.

Otwarte ramiona Florydy

Reklama

Pierwotny pomysł zakładał organizację gali jeszcze w kwietniu. Miała się odbyć w Kalifornii, w jednym z tamtejszych kasyn. Czemu tam? Bo położone jest ono na terenie rezerwatu Indian, co oznacza, że na odbywające się tam imprezy wpływać nie może gubernator stanu. Ten jednak – niechętny organizacji gali – znalazł sposób na obejście tej zasady. Poszedł nad głowę White’a, do szefów ESPN. Ci zdecydowali, że faktycznie, w takiej sytuacji lepiej sobie odpuścić. A bez transmisji telewizyjnej nie było sensu organizować gali, bo ta po prostu by się nie opłaciła.

Całkiem inaczej sprawa ma się na Florydzie. To stan otwarty na tego typu atrakcje – tam swoje centrum treningowe ma np. WWE, największa na świecie federacja wrestlingu, która ani na moment nie zeszła z anteny telewizyjnej, choć w tygodniu ma kilka różnych programów do wyemitowania. Tamtejszy gubernator, Ron DeSantis, podpiął zawodowy sport pod łatkę rzeczy „niezbędnej”. Dzięki temu WWE i UFC bez problemów mogą organizować tam swoje gale. Zresztą burmistrz Jacksonville, gdzie zawita UFC 249, też z tego się cieszył.

– Jesteśmy dumni, że możemy być gospodarzami gal UFC. To uznana organizacja, która zaprezentowała nam bezpieczny plan ich przeprowadzenia. Cieszymy się również dlatego, że dzięki telewizji nasze miasto zostanie przedstawione całemu światu – mówił burmistrz. Z kolei szefowie ESPN, tym razem chętni transmitować pojedynki, dodawali w oficjalnym komunikacie, że sport odgrywa w ludzkim życiu bardzo ważną rolę, pozwalając zapomnieć o problemach i trudnych czasach. Dlatego chcą powrotu UFC.

Taka postawa zresztą prezentowana jest fanom przez ostatnich kilka tygodni. Dana White wyrasta tu na altruistę, chcącego dać chwilę wytchnienia zmęczonym pandemią obywatelom USA i innych krajów. Prawda, wiadomo, jest inna – to po prostu biznes, dla każdej ze stron. Dolary znów będą w obiegu, każdy będzie zadowolony. Choć White powtarzał, że nie naciskał w żaden sposób na zawodników.

– Jeśli nie czujesz się komfortowo wobec powrotu do pracy, nie musisz tego robić. Nie znajdujemy się w tragicznej sytuacji finansowej, dlatego na to nie naciskam. Wiem, że oglądać będzie nas cały świat sportu. Wszyscy będą chcieli przekonać się, czy to się uda oraz zobaczyć, jakie mają perspektywy na powrót ich działalności. Nikt nie chce być jednak pierwszym, nikt nie chce podejmować ryzyka. My – firma, ludzie, zawodnicy – jesteśmy na to gotowi. 

Już teraz sugeruje się, że zainteresowanie będzie ogromne. Tym bardziej, że UFC nie konkuruje przecież w obecnej sytuacji z żadnym innym sportem. Za przyjemność zobaczenia gali mieszkańcy USA będą jednak musieli zapłacić co najmniej 65 dolarów. Ale reklamę White załatwił sobie niezłą – wiadomo już, że oglądać powracające do życia MMA będzie m.in. jego przyjaciel i prezydent kraju, Donald Trump. Ten zresztą, jak się mówi, chciałbym bardzo szybkiego powrotu sportu do normalności.

Choć i tej gali do normalności będzie akurat daleko. Bo w pierwszej kolejności liczy się co innego.

Bezpieczeństwo 

Trzeba oddać UFC, że o to naprawdę zadbało. Właściwie dopracowano tu każdy element. O skoszarowanych zawodnikach i przeprowadzanych testach już pisaliśmy. Wiadomo też, że gala – co oczywiste – odbędzie się bez widzów i w znacznie mniejszej obsadzie pracowników federacji, niż ma to zwykle miejsce. Mniej osób będzie stać w narożnikach zawodników, mniej będzie realizować transmisję. Wszystkie będą starać się zachowywać niezbędny dystans, o ile tylko będzie to możliwe.

Wprowadzono też dodatkowe kontrole – mierzy się temperaturę ciała zawodników, wypełniany jest kwestionariusz, a do tego pobiera się próbki. Wszyscy zaangażowani w przedsięwzięcie zostali zobowiązani do przestrzegania wytycznych. – Mamy relacje z laboratoriami, szpitalami i lekarzami w całym kraju. Nie zaczęliśmy się martwić o bezpieczeństwo przez koronawirusa. Robimy to od 20 lat. Wszystko zaplanowaliśmy. Jest bardzo bezpiecznie. Choć, oczywiście, nie ma pełnej gwarancji, że nic się nie stanie – mówił Dana White „Sports Illustrated”.

I miał rację. Bo dziś z Florydy przyszła wiadomość o tym, że na koronawirusa zachorował Jacare Souza – który zmierzyć miał się z Uriahem Hallem – oraz dwie osoby z jego narożnika. Na szczęście dla UFC Brazylijczyk już wcześniej informował organizację, że jedna z osób z jego rodziny mogła zarazić się wirusem. Na ceremonii ważenia występował więc w maseczce i rękawiczkach oraz zachowując dystans do rywala. Dobrze się stało, bo wiadomość o zakażeniu przyszła tuż po niej.

– Zespół medyczny UFC, badający Souzę oraz jego narożnik, uznał, że są pacjentami bezobjawowymi lub bez częstych objawów COVID-19. Zgodnie z protokołami zdrowia i bezpieczeństwa UFC, wszystkie trzy osoby opuściły hotel i będą izolowane poza nim. Ich stan będzie monitorowany przez zespół medyczny UFC – mogliśmy przeczytać w oficjalnym oświadczeniu. Szybko – po rozmowie White’a z miejscowymi urzędnikami – uznano też, że nie ma przeszkód, by gala się odbyła. Zresztą ten przypadek działa w pewnym sensie na plus dla szefa federacji – pokazuje bowiem, że procedury faktycznie działają i są przestrzegane.

– W tym tygodniu przeprowadziliśmy 1200 testów na 300 osobach. Nie jest czymś niespodziewanym, że jedna osoba miała wynik pozytywny. System działa. Souza robi to, co powinien robić, a my możemy mu pomóc, jeśli będzie czegoś potrzebować – mówił White. Zresztą z czego jak czego, ale z przestrzegania zasad Dana jest znany. UFC jest jedną z najskuteczniej walczących z dopingiem organizacji na świecie. Więc, jak mówił, dla nich to rzeczywiście nie nowość.

Do występu na gali przekonał się zresztą również Joe Rogan, komentator, który pierwotnie nie chciał tego robić, miał bowiem obawy o własne bezpieczeństwo. Wobec podjętych środków zdecydował, że nie ma przeciwwskazań ku temu, by w Jacksonville się pojawić. Nie będzie jednak przeprowadzać tradycyjnych wywiadów w klatce – te robione będą na odległość, przez słuchawki z mikrofonem, które zawodnicy założą. Będą one, oczywiście, odpowiednio czyszczone i zabezpieczone.

Wszystko wskazuje więc na to, że White odniesie sukces. I tej nocy, i przy okazji kolejnych dwóch gal. A potem będzie chciał tę passę kontynuować.

Przyszłość

Szef UFC widzi dla swojej federacji kilka dróg. Otwarcie mówi o tym, że chciałby wrócić do Las Vegas, gdzie odbywało się mnóstwo gal, które organizował, oraz gdzie mieści się centrum treningowe UFC. Tam też kręci się kilka telewizyjnych show związanych z federacją. Nic więc dziwnego, że już teraz trwają rozmowy z włodarzami stanu Nevada, by ci pozwolili na powrót sportów walki do siebie.

Jest też inna opcja, o której mówi się od dawna. White chce zorganizować gale międzynarodowe na prywatnej wyspie, która miałaby stać się miejscem przeznaczonym tylko pod to. Jak mówi, temat wciąż jest aktualny i w tej chwili pracuje się nad tym, by UFC zagościło tam już w czerwcu. Jeśli ten projekt wypali, śmiało będzie można mówić o Danie jak o wizjonerze. Zresztą już teraz niektórzy zaczynają go tak nazywać. A po sobotniej gali – o ile ta się powiedzie – takich głosów może być wyłącznie więcej.

SW

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

0 komentarzy

Loading...