A miało być tak pięknie… Mogą zaśpiewać sobie Włosi. Mimo spięć na linii liga-rząd, wszystko wskazywało na to, że rozgrywki uda się dokończyć. Ta wizja oddala się jednak po przebadaniu piłkarzy. Na południu Europy nastąpił bowiem wysyp nowych przypadków w szatniach poszczególnych klubów. Fiorentina i Sampdoria miały już uporać się z koronawirusem, tymczasem choroba powraca ze zdwojoną siłą.
Powraca zresztą dosłownie, bo w Genui jeden z zawodników ma nawrót choroby. To o tyle martwiące, że przecież piłkarzem Sampdorii jest Bartosz Bereszyński. Niestety, włoskie media nie podają nazwisk zakażonych, kluby pilnie strzegą tych tajemnic. Musimy więc pozostać w sferze domysłów. Zresztą obawy mamy nie tylko o „Beresia”, ale i o Karola Linettego, bo u Blucerchiatich oprócz przypadku nawrotu choroby odnotowano też trzech kolejnych zakażonych. Sampdoria jest w fatalnej sytuacji, jeśli chodzi o powrót do treningów i grania. Jej szatnia najmocniej odczuła chorobę już gdy zawieszano ligę, więc nie wiadomo, jak wpłynie to na formę zawodników. A przecież klub z Genui musi walczyć o utrzymanie w lidze.
Problemy na także Fiorentina. Już wcześniej we Florencji mieliśmy trzech zarażonych piłkarzy, którzy wygrali z koronawirusem. Nowe badania wykazały jednak aż sześć kolejnych przypadków. Aktualnie chorobę przechodzi trzech piłkarzy oraz trzech członków sztabu szkoleniowego. Znów zapala się lampka – czy wszystko OK z Bartłomiejem Drągowskim? Niestety znów nie odpowiemy. Także Viola nie udziela personalnych informacji odnośnie zarażonych.
Cóż, Serie A balansuje po cienkiej linii. Jeszcze wczoraj pisaliśmy, że pojedynczy przypadek zakażenia w szatni Torino ligi raczej nie wywróci. Ale kiedy mowa już o trzech zespołach i 10 nowych zakażeniach po pierwszych badaniach… Robi się niewesoło. Tym bardziej, że w mocnej opozycji co do powrotu calcio są minister zdrowia oraz minister sportu. Ten drugi odniósł się dziś do tego, jak wygląda sprawa protokołów medycznych w lidze, które analizowano w ostatnich dniach. – Mam nadzieję, że będzie można wznowić treningi 18 maja – oznajmił Vincenzo Spadafora.
Zapytacie: OK, co w tym złego? Ano to, że Spadafora już wcześniej ostrzegał, że powrót do treningów nie równa się wznowieniu ligi. A także to, że kluby mocno naciskały, żeby rozpocząć zajęcia grupowe wcześniej, co pozwoliłoby sumiennie przygotować się do miesiąca hardkorowej jazdy bez trzymanki w celu dokończenia sezonu.
Czas ucieka, a to nie gra na korzyść Włochów. Kiedy Bundesliga wróci do gry, oni nawet nie wznowią treningów grupowych. Wygląda na to, że fani calcio zbyt szybko przywitali się z gąską…
Fot. Newspix