20 kwietnia w Ekstraklasie mieliśmy umowny „dzień zero”. Rozpoczęcie izolacji piłkarzy, którzy siedząc przez większość czasu w domach, mieli zminimalizować ryzyko złapania koronawirusa, potem przejść testy i stopniowo wracać do treningów grupowych. Tyle teorii. Ostatnio wrzucaliśmy zdjęcia Igora Angulo paradującego bez maseczki, a dzisiaj dostaliśmy kolejną porcję fotografii. Tym razem Arka Gdynia. Trenująca grupowo. I to tak mocno grupowo.
Spójrzcie tylko:
No rany, ile tam jest osób? Wiele zależy od ujęcia, ale spokojnie można doliczyć się ośmiu piłkarzy plus trzech trenerów. Razem jedenastu chłopa. Jeśli to jest izolacja, to my już naprawdę nie wiemy, czym jest izolacja.
Rany boskie… Przecież było jasno powiedziane. Do treningów grupowych drużyny mogą wrócić dopiero po wynikach testów, czyli w Ekstraklasie będzie to de facto po piątym maja. Wcześniej nie ma możliwości takiego treningu.
Po pierwsze z oczywistych względów bezpieczeństwa.
Po drugie nie może być tak, że jedni trenują w ośmiu, drudzy w – załóżmy – sześciu, a jeszcze inni biegają tylko po lesie. To jest oczywiste oszustwo względem tych, którzy zasad izolacji przestrzegają, bo oni mogą być gorzej przygotowani do sezonu niż ci, którzy chcieli wcześniejsze ustalenia nagiąć, czy – mówiąc mniej delikatnie – złamać.
I nie mówcie nam, że piłkarze są w odstępach. Co z tego? Jest ich ośmiu, nie może być ich tylu na boisku w jednym momencie i tyle.
Arka działa obecnie tak naprawdę na szkodę całej ligi. Jeśli któryś z piłkarzy będzie chory, wznowienie Ekstraklasy może stanąć pod znakiem zapytania. A działania, które mogą uniemożliwić restart, to działania na szkodę wielu spółek.
Zadzwoniliśmy w tej sprawie do trenera, Krzysztofa Sobieraja i dyrektora sportowego, Antoniego Łukasiewicza. Pierwszy nie miał nic do powiedzenia, drugi stwierdził, że musi „sprawę zweryfikować”. Rzecznik prasowy nie odbierał telefonu.