– Chcemy, aby ligi profesjonalne dograły sezon do końca, bo za nimi stoją pieniądze, biznes. Na zabawę w futbol amatorski przyjdzie jeszcze czas. Ten sezon w niższych ligach zostanie najprawdopodobniej anulowany. Tam wynik nie jest aż tak ważny, to bardziej zabawa. Z tym możemy poczekać – stwierdził w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Marek Koźmiński, czyli nie byle kto, bo obecnie wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, ale też kandydat na przejęcie pałeczki po Zbigniewie Bońku. I właśnie dlatego trudno tę wypowiedź odbierać inaczej, jak delikatnie szokującą.
Koźmiński nie mówił bowiem tylko o najniższych klasach rozgrywkowych, wówczas jeszcze bylibyśmy w stanie to zrozumieć. Tam rzeczywiście w największym stopniu jest to zabawa, kasa zajmuje mniej uwagi, owszem, są drużyny z aspiracjami, ale pewnie jednak znajdują się w mniejszości. Spora część drużyn chce po prostu wyjść po pracy, pograć w piłkę, złapać trochę rywalizacji, czyli w gruncie rzeczy się pobawić.
Problem polega jednak na tym, że Koźmiński w tej wypowiedzi wrzucił do jednego worka również zespoły trzecioligowe. Tak dzisiaj sygnalizowany jest podział – szczebel centralny wznowi rozgrywki, bo poza Ekstraklasą przedstawiono daty wznowienia pierwszej i drugiej ligi, a reszta musi poczekać.
Czy względem trzeciej czy czwartej ligi jest to uczciwe? Cholernie trudno stwierdzić, bo jasne, zainteresowanie choćby mediów jest mniejsze, ale jednak kluby pompujące spore pieniądze są na tych szczeblach obecne. I dlatego mamy wrażenie, że sama wypowiedź Koźmińskiego jest niezbyt fortunna.
– Jestem zasmucony tą wypowiedzią pana Marka. Ona jest oderwana od rzeczywistości. Na niższych poziomach też trzeba zaangażować dużo środków finansowych i ludzkich, żeby to wszystko funkcjonowało. Jest to prowadzone na wyższym poziomie profesjonalizmu, niż się panu Markowi wydaje. Takie mam wrażenie. Budżet Hutnika to półtora miliona złotych. To nie są pieniądze, które się wydaje na zabawki. Ponadto to są pieniądze, które kluby w trudny sposób pozyskują – od sponsorów, od dobroczyńców. Oni też mogą być taką wypowiedzią zasmuceni. Angażują swoje niemałe pieniądze i ktoś tego nie docenia w strukturach, które w pierwszej kolejności powinny wspierać i doceniać udział sponsorów – mówi Artur Trębacz, prezes Hutnika Kraków.
Sami przyznajcie: każdy chciałby mieć półtora miliona na zabawki, ale jakoś nie każdy ma. Opinia Trębacza nie jest w tym temacie odosobniona, dzwoniliśmy jeszcze do jednego klubu, tam nazwano temat „puszczeniem bąka” i „żenadą”. Nic dziwnego, że odstąpiono od oficjalnego zabrania głosu, natomiast czuć, że środowisko choćby tej trzeciej ligi jest słowami Koźmińskiego – lekko mówiąc – zdumione.
Czy można powiedzieć, że dziś trwa zakulisowa walka o pierwsze miejsce w czwartej grupie trzeciej ligi między Hutnikiem a Motorem, bo to jest zabawa?
Czy można stwierdzić, że Gregoire Nitot uratował niedawno Polonię Warszawa, mimo dziwnych nacisków ze strony części kibiców Legii, bo chciał się tylko pobawić?
Czy akcja ratowania Bałtyku Gdynia jest zabawą?
Czy masa piłkarzy na naprawdę przyzwoitych kontraktach jest tylko tanią rozrywką?
Czy podróże czasem po ponad 300 kilometrów to jest taki czysty fun?
Wydaje się, że odpowiedzi na te pytania zabrakło Markowi Koźmińskiemu, gdy udzielał swojej. Jesteśmy zdziwieni tym bardziej, bo do tej pory wiceprezes wypowiadał się rozsądnie i przede wszystkim ostrożnie, unikając kontrowersji. A tu taki strzał, co gorsza strzał ewidentnie na ślepo, bez większego przemyślenia.
Czy ta przykładowa trzecia liga zostania anulowana, czy nie, jaka będzie dobra decyzja, a jaka nie – cholernie trudno stwierdzić. Ale, rany, nie deprecjonujmy w ten sposób piłki, którą tak bardzo chcemy budować.
Fot. FotoPyk