Reklama

“Biedniejsze samorządy nie będą miały z czego łożyć na sport”

Wojciech Piela

Autor:Wojciech Piela

24 kwietnia 2020, 12:16 • 8 min czytania 10 komentarzy

Pieniądze z samorządu nierzadko stanowią lwią część budżetu polskich klubów piłkarskich. Zjawisko jest na tyle powszechne, że takie przykłady znajdziemy zarówno w Ekstraklasie, jak i w B-klasie. Niebawem sportowe eldorado może się jednak skończyć, gdyż miejskie kasy również mocno odczują skutki pandemii koronawirusa. O szczegółach dotacji, perspektywach na kolejne miesiące i szansach na przetrwanie klubów rozmawiamy z prezesem Związku Samorządów Polskich Adamem Ciszkowskim. Zapraszamy. 

“Biedniejsze samorządy nie będą miały z czego łożyć na sport”

Jaka jest w tym momencie sytuacja polskich samorządów? 

Nie ma co ukrywać, różowo nie jest. Efekty działania koronawirusa gospodarczo odczuwamy już dziś, a za kilka miesięcy będzie jeszcze gorzej. Pandemia prowadzi do obniżenia dochodów zarówno gmin, powiatów, jak i województw. To powoduje, że musimy szukać rozwiązań, które pozwolą na zbilansowanie budżetu. Są dwie drogi: zwiększanie zadłużenia, co na pewno nie jest korzystne, albo obcięcie wydatków i zrównanie ze zmniejszonymi dochodami. To zaboli nas wszystkich. 

Na czym samorządy tracą najwięcej? 

Jestem również burmistrzem podwarszawskiej gminy Halinów, więc podam to na naszym przykładzie. Głównym dochodem, który możemy mieć obniżony, to pieniądze z PIT-u, CIT-u i podatku od nieruchomości od firm. Według moich wstępnych szacunków możemy stracić do końca roku nawet 2-3 miliony złotych. To ogromna kwota. 

Reklama

Jak sport na tym wszystkim ucierpi? 

Sport na pewno jest wartością w samorządzie, którą należy dotować, natomiast nie przynosi ona dochodu. Realizujemy ją po to, aby wspierać pewną misję rozwoju kultury fizycznej. Mam tu na myśli zarówno sport dzieci i młodzieży, kluby amatorskie, jak i profesjonalne. Na pewno będzie bardzo duży problem, zwłaszcza jeśli nie wrócimy do treningów. Kluby uzyskują bowiem dofinansowanie właśnie na prowadzenie tych zajęć i opłacenie umów z trenerami. W tym momencie one się jednak nie odbywają, więc niemożliwe będzie, aby rozliczyć te dotacje.  

Treningi swoją drogą, ale przecież w drastycznej sytuacji mogą być kluby, które w tym roku nie rozegrają żadnego meczu… 

Gry zespołowe mają tego pecha, że dużo osób zbiera się przy ich uprawianiu i ryzyko zakażenia wzrasta. Stąd te ograniczenia, które od strony medycznej są zapewne słuszne, ale dla utrzymania sportu w gminach to jednak w pewnym sensie tragedia. Dużo ludzi przecież się z tego utrzymuje i mam na myśli choćby trenerów, którzy pozostają bez środków do życia. Są oczywiście określone formy pomocy proponowane przez władze centralne, ale to nie rozwiąże problemu. Kluby funkcjonują jeszcze dzięki składkom członkowskim rodziców. Obecnie trudno jednak od nich wymagać, aby płacili za zajęcia, jeśli one się nie odbywają. Są pewne możliwości porozumienia z rodzicami, na przykład takie, aby płacili oni chociaż 30% na utrzymanie klubu, ale nie wszędzie udaje się w ten sposób dogadać. Ludzie będą szukać innych źródeł dochodu i zostawią sport, jeśli nie znajdziemy rozwiązania. Zagrożenie, że w wielu miejscach będą upadać kluby jest bardzo duże. 

Jakie są pomysły na to, aby utrzymać trenerów przy sobie? 

Dobrym rozwiązaniem jest współpraca klubów ze szkołami. W Halinowie jest tak, że trenerzy na ogół uczą również wychowania fizycznego. W ten sposób mają związek emocjonalny i finansowy z naszym środowiskiem. W momencie, gdy brakuje pieniędzy z klubu, to otrzymują chociaż wynagrodzenie ze szkoły. 

Reklama

Dostaje pan już sygnały, że kluby będą gdzieś upadać? 

Na ten moment jeszcze nie. Dzisiaj wszyscy się trzymają, bo pandemia nie trwa bardzo długo. Problem pojawi się za kilka miesięcy, kiedy trzeba będzie rozliczyć dotacje, o których wspominałem.  

W jakim trybie są one wypłacane? 

Różnie. Kwota jest ustalona na dany rok i pieniądze wypłaca się kwartalnie, co miesiąc albo co pół roku. Wszystko w zależności od wysokości i ustaleń wewnętrznych. W przypadku niektórych mniejszych klubów czasem wypłaca się to nawet w jednej transzy. Rozliczenie następuje w grudniu.  

Niektóre dotacje są już wstrzymane? 

Problem jest trochę inny. Na podstawie realizowanych umów pieniądze możemy wypłacać równie dobrze do końca roku. Sprawozdanie rozliczeniowe musi być jednak poświadczone faktem, który zaistniał. 

Kluby mogą być więc zmuszone do oddawania pieniędzy? 

Niestety tak. Trzeba będzie się zastanowić, czy nie podpisać z klubami jakichś porozumień o zawieszeniu tej dotacji. Wszyscy czekamy jednak na rozwój sytuacji i mamy nadzieję, że w tym roku jakakolwiek działalność sportowa w gminach wróci. Wtedy można na przykład zwiększyć liczbę godzin zajęć i nie obcinać tych dotacji wcale. Wiele wskazuje jednak na to, że może być to trudne, więc musimy szukać rozwiązań.  

Jakich? 

Takie sposoby są. Można na przykład prosić o wsparcie lokalnych przedsiębiorców albo rozliczać umowy ryczałtowo. Na pewno zależy to wszystko od konkretnych zobowiązań klubów wobec samorządów. Ważne jednak, abyśmy ten sport utrzymali. Szkoda by było choćby takiej pracy, jaką wykonali trenerzy w moim lokalnym klubie KS Halinów. Mamy ponad 400 dzieci trenujących piłkę nożną i siatkówkę. Jest też ponad setka podopiecznych w drugim klubie, gdzie dominują sporty walki na czele z judo. W sumie mieszkańców naszej gminy jest 16 tysięcy, a ponad pół tysiąca dzieci trenuje, więc to pokazuje, jak sport jest ważny.  

Ma pan więcej takich przykładów? 

Dodam, że byliśmy jedną z gmin, która realizowała wspólnie z PZPN-em od kilku lat projekt Akademii Młodych Orłów. Ze smutkiem przyjąłem decyzję prezesa Bońka o tym, aby go wygasić. Postaram się, aby to odnowić. Jeśli PZPN nie zechce dawać swojej marki, to będę negocjował o rekomendację ze strony MZPN. Treningi stały na wysokim poziomie i korzystała z nich około setka dzieci ze wschodniej strony Warszawy. Przede wszystkim były one bezpłatne, więc dla zdolniejszych dzieci z biednych rodzin, to furtka do większej kariery.  

Na chwilę chciałem się zatrzymać przy klubach najwyższego szczebla, typu Piast Gliwice, Górnik Zabrze, Śląsk Wrocław czy Korona Kielce, które są dotowane ze środków miejskich. One również mogą wpaść w poważne tarapaty? 

Wszędzie będą kłopoty. Nawet w przypadku Legii Warszawa, której jestem kibicem, przyszłość jest niepewna. Słyszałem, że piłkarze dogadali się na obniżki pensji, ale na pewno nie załatwi to wszystkich poniesionych strat. Jeśli rzeczywiście Ekstraklasa ruszy pod koniec maja, to przynajmniej pieniądze z kontraktu telewizyjnego zostaną wypłacone i może uda się uchronić kluby przed bankructwem. Dobrze byłoby także dla nastrojów społeczeństwa, aby liga wróciła do grania, ale trudno przełożyć to na piłkę młodzieżową. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób miałbym pozwolić na otwarcie naszych obiektów sportowych i przeprowadzanie treningów dla dzieci.  

Rozumiem, że inaczej niż w przypadku Ekstraklasy, gdzie konkretne obiekty będą otwierane już niedługo na specjalną prośbę klubów, wy musicie czekać na odgórne decyzje rządu w ramach kolejnego etapu odmrażania gospodarki? 

Tak. Samorządy nie mogą samodzielnie podejmować decyzji w tym zakresie. Odpowiadamy przecież za to, co dzieje się na tych obiektach. Mam nadzieję, że działania władz na wyższym szczeblu będą pozwalały na pewne luzowanie, chociaż wszyscy zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji zdrowotnej. Do momentu, kiedy szkoły będą zamknięte, zapewne nie ma szans na jakiekolwiek zajęcia na boiskach. 

Co najbardziej nie pomaga w tej sytuacji klubom z niższych lig? 

Piłkarze w czwartych ligach to nie są profesjonaliści, a ludzie mający dodatkową pracę. Są wśród nich też oczywiście młodzi zawodnicy, którzy liczą na to, że się wybiją i zrobią karierę. Dla nich nie ma znaczenia, czy będą zarabiać półtora tysiąca czy pięć, bo mają nadzieję na więcej. Wszyscy dostają jednak po dwa tysiące i na pewno w tej sytuacji będzie musiało dojść do cięć. Mogą być też przypadki, że piłkarze się na to nie zgodzą i zbojkotują dalsze funkcjonowanie podmiotu. Prawda jest jednak taka, że skoro klub nie ma dochodów, to nie ma możliwości zapłacić. Sponsorzy też mają przecież swoje problemy i nie płacą tak chętnie. 

Jak duży procent w budżetach klubów stanowią dotacje od samorządów? 

Wsparcie samorządu nawet w klubach, które mają mocnych sponsorów to ponad 50% dochodów. W niektórych przypadkach może być nawet 100%. Ogólnie można stwierdzić, że wszystkie rozgrywki polskie, które są amatorskie, są na barkach samorządów. Ponadto jeśli kluby mają dobre szkolenie młodzieży, to dużo pieniędzy dostają od rodziców w formie darowizn czy składek. Te środki również idą wtedy na potrzeby pierwszego zespołu.  

Brak tych pieniędzy to nie będzie gwóźdź do trumny? 

Może tak się stać. Na szczęście, w wielu miejscach samorządowcy w pozytywny sposób odnoszą się do sportu. Nie wyobrażam sobie, aby nasz klub upadł i w wielu gminach wójtowie i burmistrzowie będą postępować podobnie.  

Co z nastrojami społecznymi? Nie obawia się pan sytuacji, że niektórzy koledzy i koleżanki w obawie przed utratą poparcia mniej pieniędzy przeznaczą na sport, a więcej na służbę zdrowia czy oświatę? 

Pamiętajmy, że zakres potrzeb finansowych sportu jest stosunkowo mniejszy niż inne gałęzie gospodarki. Można w ten sposób rozdysponować środki, aby wystarczyło na wszystko. Oczywiście, trzeba zrozumieć również samorządy biedniejsze, które dostaną znacznie mocniej w kość. W takich przypadkach mimo szczerych chęci, one nie będą miały po prostu z czego łożyć na sport. Głęboko jednak wierzę, że jeśli są jakieś rezerwy i będziemy kierować się zdrowym rozsądkiem, to uda się dalej go wspierać. To wartość niemierzalna przez pieniądze. Niejednego młodego człowieka widziałem, którego sport wyprowadził na dobrą drogę. Jeśli go zabraknie, młodzież zastąpi go czymś innym, ale na pewno nie lepszym.  

Jak wygląda sytuacja na Mazowszu? 

Oddzielając Warszawę od reszty województwa, to Mazowsze niestety jest najbiedniejsze w Polsce. Na dziś sygnałów nie mam, aby ktoś zbankrutował, ale problem będzie za kilka miesięcy. Niektóre samorządy ledwo zipią. 

Wyobraża pan sobie sytuację, że zamiast czterech grup A-klasy w Warszawie od przyszłego sezonu jest na przykład jedna, albo B-klasa przestaje być “ósmą ligą mistrzów”, a staje się “siódmą”? W niższych ligach będą grali ci, których będzie na to po prostu stać, a wielu takich może się nie znaleźć. 

Jeśli zdzwonimy się za pół roku i nadal nie będzie treningów oraz meczów, obawy będą większe. Myślę jednak, że tak się nie stanie. Ludzi kochających piłkę nożną jest mnóstwo. Oni nie przestaną jej uprawiać tylko dlatego, że jest kilka miesięcy czy nawet rok przerwy. Będzie po prostu trochę biedniej, mniej profesjonalnie, a piłkarze przestaną zarabiać po dwa tysiące. Ze względu choćby na animozje klubowe trudno mi sobie też wyobrazić, aby kluby z okolicy robiły fuzję i z dwóch czy trzech robił się jeden.  

Rozmawiał WOJCIECH PIELA 

fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...