Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

15 kwietnia 2020, 11:42 • 6 min czytania 18 komentarzy

– Dla mądrych jest zawsze dobry czas – tę ponadczasową zasadę Władysław Reymont włożył w usta Dawida Halperna, łódzkiego obdartusa ciężko przemielonego przez los. W powieści “Ziemia Obiecana” Halpern był zawsze moją ulubioną postacią – Łódź obijała go wiosłami na wszystkie możliwe sposoby, jak sam przyznawał – nie miał zupełnie nic, poza długami i oprotestowanymi wekslami. A mimo to kochał swoje miasto, kochał życie, kochał przemysł i handel, które zapewne doprowadziły do jego osobistego upadku. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

W rozmowie, w której Halpern mówi o dobrym czasie dla mądrych, ideowiec Kazimierz Trawiński ironicznie dopytuje: a kiedy będzie dobry czas dla uczciwych? Halpern odpowiada zgodnie ze stanem faktycznym, odpowiada na bazie swoich wieloletnich doświadczeń, odpowiada po prostu wyjątkowo szczerze: a na co im dobry czas? Uczciwi mają Niebo!

Przez długi czas miałem wrażenie, że mniej więcej tak to niestety funkcjonuje w życiu i nie ma co się za bardzo łudzić, że kiedykolwiek ulegnie zmianie. Natomiast – być może mylnie, od razu wolę zaznaczyć – zdaje się, że pandemia wywracając do góry nogami cały porządek, jaki do tej pory znaliśmy, mogła mieć wpływ również na te niezmienne od dziesięcioleci prawdy Dawida Halperna.

Bo czy właśnie nie zaczął się dobry czas dla uczciwych?

Najbardziej drastycznie widać to oczywiście przy próbach obniżek pensji w poszczególnych klubach. Nie jest wielką tajemnicą, że Lechia Gdańsk będzie miała ogromne problemy z utrzymaniem finansowej płynności, a przede wszystkim – ze spełnieniem wymogów licencyjnych. Marcin Animucki rzucił bardzo fajnym hasłem, że kluby, które teraz zaczynają umierać na koronawirusa miały zapewne już wcześniej choroby współistniejące. W Lechii tych chorób było zatrzęsienie, a co gorsza – ich nagromadzenie to właśnie pierwsze miesiące tego roku, gdy piłkarze zaczęli pisemnie dochodzić swoich praw. Z klubu już zawinęli się Sławomir Peszko, Artur Sobiech oraz Rafał Wolski, choć klub próbował niemrawo blokować rozwiązania kontraktów poprzez wypłaty last minute.

Reklama

Kompletnie nie dziwi styl rozmów o obniżkach w Lechii. Jakub Wawrzyniak z Kanału Sportowego mówi zupełnie swobodnie o zaległościach, które nie dotyczą jedynie paru ostatnich wypłat, ale też premii za tak pradawne wydarzenia jak zwycięstwo w Pucharze Polski. W takim klimacie prosić piłkarzy o obcięcie sobie obecnych zarobków to trochę jak spalić wynajmowaną kawalerkę po czym udać się do właściciela po obniżkę czynszu i doposażenie lokum w pralkę. Właściwie jestem w szoku, że piłkarze w ogóle siadają do rozmów, zamiast uwarunkować – następne spotkanie przy stole wyznaczymy w momencie, gdy na naszych kontach pojawią się pieniądze. Jakiekolwiek.

Ale już, niech będzie, siła wyższa – usiedli, pogadali, ustalili – obniżka pensji jak najbardziej, jednak dopiero po spłacie długów. I co? Klub znowu zaszarżował i nie wpisał do aneksów tego zastrzeżenia o konieczności spłaty zaległych zobowiązań.

Przecież to jest śmieszne. Co najgorsze – w normalnych warunkach pewnie uszłoby władzom klubu na sucho. Parę meczów by się wygrało, parę biletów sprzedało, ktoś tam dostałby połowę zaliczki, ktoś podpisał ugodę – i cyk, kolejna transza telewizyjna pozwoliłaby przetrwać kolejne 6 miesięcy. Czas dla sprytnych by trwał, uczciwym cały czas zostawałoby co najwyżej Niebo.

Tymczasem dzisiaj uczciwi w spokoju dopinają kolejne aneksy, zjeżdżają z kosztów tak zgrabnie, jak wcześniej opłacali swoje zobowiązania, czekają sobie w spokoju na lepsze dni, bo choć mocno oberwą, to z pewnością nie upadną. Innym zostaje kombinowanie – jak tu zmusić piłkarzy do obniżenia pensji za kwiecień, jeśli wciąż zalegamy im za luty. To zresztą nie dotyczy wyłącznie piłki nożnej. Pracodawcy, którzy zawsze byli w porządku wobec swoich pracowników, dzisiaj dostają w zamian lojalność i wyrozumiałość. Lokale, które dobrze karmiły i dbały o swoich gości, dzisiaj dostają od nich nieprawdopodobne wręcz wsparcie. Historia z mojego podwórka, z Łodzi – lokal Finestra, którego właściciel zawsze stawał na głowie, by każdy klient wychodził z knajpy najedzony i zadowolony. Kiedyś ruszyliśmy tam chyba w dziesięć osób, krzesła i stoły znosił z zaplecza, a jestem pewny, że gdyby była taka potrzeba, osobiście pojechałby do Ikei i dokupił sprzętu, byle cała ferajna się zmieściła. Sam siedziałby na podłodze, ale klientom dał krzesełko w charakterze podnóżka, no złoty człowiek, jak z tych historii o rodzinnych włoskich knajpkach.

Finestra ogłosiła, że może nie przetrwać kolejnego miesiąca. Powstała zrzutka z celem: zebrać 60 tysięcy na opłacenie kosztów stałych w kwietniu i maju. Trwała chyba trzy dni, klienci zawalczyli o swoją ulubioną pizzerię, ekspresowo zebrano 64 kafle.

Takie sytuacje słychać z każdej strony, tutaj obniżono czynsz do symbolicznej złotówki, tutaj rozpoczęto sprzedaż cegiełek, jeszcze gdzie indziej tworzą się fundusze wsparcia dla tych najbardziej potrzebujących.

Reklama

Wczoraj gigantyczną dyskusję na Twitterze wywołał Matuesz Miga z TVP Sport, choć w sumie bazował na dwóch jasnych, czytelnych i zapewne opartych na wyliczeniach w Excelu komunikatach. Cracovia, która w karierze miała już m.in. widowiskowe kłótnie z Tarnovią o hajs z Kapustki czy Miroslavem Covilo o sposób i styl odejścia, jasno stwierdziła, że wszyscy sponsorzy się wycofali, reklamodawcy nie są zainteresowani współpracą z firmą, która nie oferuje żadnego produktu – czyli klubem, który nie oferuje rozgrywania meczów. – U nas wszyscy sponsorzy wypowiedzieli umowy. Bo nie dostają reklamy. Kasy w polskich klubach są puste. Piłkarze mogą mieć roszczenia, ale pieniędzy nie ma – powiedział w TVP Sport Janusz Filipiak, który parę lat wcześniej przekonywał dziennikarza Wyborczej, że Rolls-Royce jest mu absolutnie niezbędny, nawet jeśli go w ogóle nie używa.

Jeszcze raz chcę podkreślić – mam duży szacunek do tego, jak zbudowana jest Cracovia, jakie wykonuje ruchy na rynku transferowym, w jaki sposób rozwija struktury klubu. Ale wybrała pewien sposób działania, który wydaje się trochę inny od stylu choćby Jarosława Królewskiego czy Jakuba Błaszczykowskiego. Wisła ujęła sprawę krótko – cała nasza rodzina sponsorów i reklamodawców pozostaje z nami, niektóre kontrakty trzeba będzie renegocjować, ale nikt nie opuszcza statku. Niewykluczone, że finalnie skończy się tak samo – Cracovia ze swoimi sponsorami i Wisła ze swoimi ustali nowe zasady współpracy i życie potoczy się dalej. Ale na dziś w świat idą dwa skrajnie różne komunikaty, które w dodatku z grubsza pokrywają się z opinią o stylu zarządzania po obu stronach Błoń.

Oczywiście nie zarzucam tutaj Cracovii braku uczciwości, ale mam wrażenie, że w czasie pandemii wiele osób zbiera owoce ze swoich działań w ostatnich latach. Aroganccy i przekonani o własnej nieomylności są zmuszeni pić piwo w samotności. Ci którzy latami bazowali przede wszystkim na dialogu, rozmowach, elastyczności i wzajemnych przysługach, teraz… cóż, dalej bazują na elastyczności i rozmowach.

Być może naprawdę idzie czas, gdy bycie przyzwoitym będzie nie tylko przyjemne, ale też opłacalne?

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

18 komentarzy

Loading...