Dużo miejsca na naszych łamach oddajemy problemom piłki ekstraklasowej, ale tak jak parę dni temu (KLIK), chcemy zwrócić uwagę na niższe ligi. Jeżeli zespoły z trzecich-czwartych lig będą padać jak muchy, to będziemy mieli duży kłopot, nawet jeśli o tych drużynach myśleliśmy mniej przed pandemią. Po ostatnim odcinku dzisiaj odcinek bardziej optymistyczny, ale znów nie jakiś różowy. Zapraszamy.
BARTOSZ DOLAŃSKI, dyrektor sportowy klubu GSK Gedania 1922 (IV liga)
– Generalnie – nasza sytuacja jest spokojna, choć wiadomo, że na takie coś nikt nie mógł być w pełni przygotowany. Na razie sobie radzimy. Jeżeli chodzi o pierwszy zespół, to chłopcy dostają indywidualne zadania treningowe. Realizują je w domach. Jeśli natomiast chodzi o nasze grupy młodzieżowe, to trenerzy raz w tygodniu wysyłają dzieciom zadania domowe zgodne z naszymi założeniami szkoleniowymi. Oczywiście na tyle, na ile to jest w ogóle możliwe przy treningach indywidualnych. Jako klub obniżyliśmy opłaty miesięczne dla rodziców. I podjęliśmy też ciekawą inicjatywę razem z naszym sponsorem, firmą CNF – w naszej klubowej kuchni, w sterylnych i bezpiecznych warunkach, przegotowujemy codziennie 60 obiadów dla gdańskiego Szpitala Zakaźnego. Generalnie nasi pracownicy koncentrują się teraz na pracach dodatkowych, remontowych. Wykonujemy czynności, które można przeprowadzić z zachowaniem pełnej ostrożności. Myślimy też nad małym boiskiem treningowym dla najmłodszych grup, chcemy przemalować szatnie. Na takie rzeczy teraz jest czas.
Sporo inicjatyw. Rozumiem, że widmo upadku nie zagląda wam w oczy?
Nie. Z prostego powodu – nasi zawodnicy grają na poziomie czwartoligowym, więc mogą liczyć tylko na tak zwane dożywianie, dostają od nas symboliczne kwoty za grę. Pokrywamy im koszt przejazdu, koszt obiadu. Nikt nie ma u nas kontraktu. Pod tym względem jesteśmy zatem w bardzo dobrej sytuacji, jeżeli w tych okolicznościach można w ogóle tak powiedzieć. Poza tym, wielu naszych trenerów jest zatrudnionych w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Tam realizujemy zdalne nauczanie i na ten moment nie ma kłopotu z tym, że nie trafią do nas subwencje oświatowe.
Dodam, że liczymy na duże wsparcie z programu certyfikacji. Spełniliśmy wszystkie warunki na złoty certyfikat, finalny wniosek do PZPN-u już złożyliśmy, a PZPN do ministerstwa. Myślę, że to będzie spora pomoc dla klubów, które zdecydowały się wziąć w tym udział.
Jeśli rozgrywki nie zostaną dokończone, to wiąże się to dla was ze znaczącymi stratami finansowymi?
Nie, mamy oddanych sponsorów. Wszyscy zadeklarowali, że do końca sezonu udzielą nam wsparcia na tym samym, zakładanym wcześniej poziomie. A co będzie później? Teraz trudno powiedzieć. Ale zakładam, że nie powinniśmy mocno odczuć jakichś strat z tego tytułu.
Jak ważne jest dla was wsparcie samorządu i czy wiadomo coś wam o ewentualnych cięciach?
Są pewnie samorządy, które na kluby łożą więcej. Są takie, które łożą mniej. My jesteśmy ze współpracy z miastem bardzo zadowoleni i na razie nie otrzymaliśmy żadnych sygnałów o wstrzymaniu funduszy. Wcale się tego jednak nie obawiamy. Mamy tyle ważnych filarów, które nas utrzymują, że nie musimy się obawiać, jeśli jeden z nich się nagle załamie, nawet jeżeli będzie to samorząd. My i tak sobie poradzimy, i tak będziemy prowadzić szkolenie na przyzwoitym poziomie. W tym momencie nie wydaje się, by jakikolwiek pracownik Gedanii miał zostać zwolniony czy w jakikolwiek sposób pokrzywdzony.
Zapytam więc cynicznie – skoro jesteście w tak dobrej sytuacji, to liczycie po cichu, że kryzys pozwoli wam umocnić pozycję względem konkurencji?
Powiem tak – prowadząc klub, staramy się myśleć strategicznie i długofalowo. Właśnie dlatego, by nie wpadać w panikę w trudniejszym momencie.
Od początku założyliśmy sobie, że najważniejsze są dla nas fundamenty. Czyli obiekty. Najpierw zbudowaliśmy kompleks złożony z sześciu boisk treningowych, a to z kolei zapewniło nam dużą liczbę szkolących się u nas dzieci. Utrzymujemy wysokie standardy, jeżeli chodzi o jakość treningów i wygodę naszej młodzieży. Dlatego teraz możemy liczyć na zaufanie i zrozumienie rodziców. Obniżyliśmy składki o 20% i nie mamy takiego wrażenia, że rodzice zaraz przestaną płacić. A to jest ważny element naszego budżetu, wpłaty są znaczne.
Druga sprawa. Gramy na poziomie amatorskim, w porywach można powiedzieć, że półzawodowym. Dlatego ustaliliśmy, że nasi zawodnicy w pierwszym zespole mogą liczyć tylko na zwrot kosztów dojazdu, dożywianie i premię za mecze. Dlatego nigdy nie będziemy postawieni w takiej sytuacji, że wszystko się może w jednej chwili rozlecieć i pozostanie spalona ziemia.
Dalej – trzy lata temu powstała Szkoła Mistrzostwa Sportowego, która daje pracę kilkunastu trenerom. Prowadzimy Przedszkole Gedania 1922, które też zapewnia pracę kilkunastu osobom związanym z klubem. I sobie radzimy, chociaż sytuacja jest obecnie bardzo trudna. Mówimy o poważnej sprawie, która wiąże się przede wszystkim ze śmiercią wielu osób. Ale ja liczę, że to może w pewnym sensie uzdrowić polską piłkę. Przede wszystkim liczę na to, że zniwelowane zostaną działania managerów piłkarskich, które często są przeszacowane. Choć oczywiście mam nadzieję, że ta trudna sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy niebawem dobiegnie już końca.
ARTUR TRĘBACZ, prezes Hutnika Kraków (III liga)
– Im kluby są mniejsze, tym według mnie mają gorzej. Tutaj nie mamy środków stałych z telewizji czy dochodów, które możemy zaplanować jako pewne. Opieramy się na sponsorach, na składkach członków stowarzyszenia, na składkach od rodziców. To są wszystko bardzo płynne dochody, które w tej sytuacji mogą zostać zachwiane, bo ten kryzys dotyka nie tylko nas, ale również właśnie naszych sponsorów i dobroczyńców. Mamy duże obawy, jak to się wszystko potoczy. Dodatkowo dla nas dużym źródłem finansowania były obiekty, które wykorzystywaliśmy w stu procentach, organizując różnego rodzaju imprezy, wynajmując boiska i hale. W tym momencie jesteśmy po jakichś pierwszych akcjach naprawczych. Wdrożyliśmy wirtualny stadion, gdzie nasi kibice wykupują miejsca. Z tego tytułu mamy 20 tysięcy dochodu. Oczywiście renegocjowaliśmy wynagrodzenia piłkarzy i trenerów – zaoszczędziliśmy 20%. Ale jeżeli ta sytuacja będzie się przeciągała, to będziemy mieli deficyt. Liczymy na pomoc miasta i PZPN-u. Związek przekazał pierwszą pulę: 20 tysięcy. Natomiast czekamy na ruch miasta, bo władze zapowiadają, że będą pomagać klubom i ulżą przynajmniej w opłatach stałych z tytułu utrzymania obiektu – typu ogrzewanie, media. Liczymy, że przetrwamy dzięki pomocy i poduszce finansowej, którą mamy, bo nie żyjemy z dnia na dzień. Dwa miesiące w takim kryzysie jak teraz możemy funkcjonować.
Sponsorzy się nie wycofują?
Na tę chwilę nie mamy żadnych sygnałów, żeby któryś z nich nie był w stanie nas wspomagać. Ale sytuacja jest tak zmienna, że w zasadzie każdy dzień przynosi nam nowe wiadomości. W którymś momencie to może się odbić na kondycji finansowej naszych sponsorów. Musimy brać pod uwagę takie rozwiązanie. Jednak teraz czytelnych sygnałów nie mamy. Ponadto sponsoring to 20-25% budżetu, więc na samym sponsoringu daleko nie dojedziemy.
Jeśli piłka wróci, to na pewno bez kibiców. Dochód dnia meczowego jest dla was ważny?
Jest, ale większy wpływ ma na Ekstraklasę. Ja bym chciał, żeby piłka wróciła, bo to by nakręciło pozostałe gałęzie – jak powrót do treningów w akademii.
Patrząc od strony czysto sportowej, gdyby nie było już grania, to jak trzeba rozwiązać sytuację w lidze? Macie tyle samo punktów co Motor.
Dla mnie sytuacja jest jasna. Prezes lubelskiego ZPN-u próbuje zamieszać regulaminem, ale on jest moim zdaniem czytelny. Dziwię się opiniom osób, które próbują go podważać. Decydują spotkania, to jest jasno napisane. Spotkanie się odbyło, wygraliśmy, więc każde inne rozwiązanie będzie naginaniem regulaminu. Natomiast jesteśmy świadomi, że rozgrywki prowadzi lubelski związek i pan Bartnik będzie robił wiele, by pochylić się w stronę Motoru. Pan Bartnik jest byłym piłkarzem, trenerem Motoru, więc ciężko oczekiwać stanowiska przychylnego nam.
Faktem jest, że mecz był jeden i to u was.
Zgadza się, ale mecz się odbył. Tak akurat wynikało z terminarza. Jeżeli ten mecz zakończyłby się remisem, to jasnym byłoby, że nie miałby znaczenia i liczyłyby się bramki.
Rozumiem, że Bartnik idzie w kierunku bramek, które macie gorsze.
Tak, to da się wyczuć, czytając wywiady. Śledzimy to. Stoimy na swoim stanowisku i jeżeli będzie decyzja o przyznaniu pierwszego miejsca Motorowi, to będziemy się odwoływać.
ZENON BEDNAREK, prezes Bałtyku Koszalin (III liga)
– Zamknęliśmy wszystkie grupy, zamknęliśmy treningi, nie mamy wstępu na obiekty, bo zostały zamknięte przez miasto. Wypoczywamy… Kto może, ten trenuje w domu, kto nie może, to niestety nie.
A jak to wygląda finansowo?
Na pewno jest uszczerbek. Wspomógł nas PZPN, który dał 20 tysięcy, jak zresztą każdemu zespołowi z trzeciej ligi. Ale to jest kropla w morzu potrzeb, bo jeśli mamy trenerów grup młodzieżowych, to mówimy o niewielkim dofinansowaniu. Zrobiła się dziura. Niestety, nie jest łatwo, ale wszyscy mamy te same problemy. Czy to jest Ekstraklasa, czy trzecia liga. Wszędzie jest ten sam problem.
Co z piłkarzami?
Stypendia młodym wypłaciliśmy. Nie do końca są „pozałatwiani” wspomniani trenerzy, ale myślę, że to się niebawem skończy i będziemy regulować te sprawy. Jednak finansowo odbija się to strasznie. Brakuje pieniędzy. Jak wszędzie. Tutaj chodzi o pieniądze i od sponsorów, i od samorządów. Wszyscy zamknęli kurek i cóż, nie ma finansów. Na razie wszyscy sponsorzy, których mieliśmy stałych, to się wstrzymali. A samorząd… Ja tam nie chodzę, bo on ma teraz tyle problemów i pracy, że nie chcę zawracać głowy.
Bałtyk gra głównie młodymi piłkarzami, prawda?
90% naszego składu to wychowankowie. Trzeba coś tym dzieciakom dać, więc stypendia musieliśmy zapłacić. Natomiast jeśli chodzi o starszych zawodników, to może nie do końca, ale staramy się to łatać. Obniżek nie było, nie stosowaliśmy takich rzeczy. Staramy się regularnie płacić. Nie zawsze wychodzi, ale jakoś się dogadujemy.
Ile Bałtyk wytrzyma bez powrotu do względnej normalności?
Niewiele. Każdy kolejny miesiąc to dla nas krach finansowy. Jeszcze z miesiąc wytrzymamy, później będą schody.
KRZYSZTOF BĄCZEK, prezes klubu GKS Wikielec (IV liga)
– Organizacyjnie nasz klub jakoś tam cały czas funkcjonuje, zawsze coś do załatwienia się znajdzie. Z kolei od strony sportowej wszystko zostało u nas wstrzymane, bodajże 10 marca zawiesiliśmy wszelkie treningi i od tego czasu nic się nie dzieje. Z nadzieją oczekujemy wznowienia zajęć. Zespół na razie funkcjonuje, piłkarze trenują indywidualnie.
Jak pan – jako prezes, a zarazem jeden z głównych sponsorów klubu – widzi przyszłość GKS-u od strony finansowej? Szykowaliście się już pewnie do gry w III lidze, a tu pandemia.
No tak, mamy za sobą bardzo dobrą rundę jesienną. Jesteśmy chyba ewenementem w skali kraju, bo wygraliśmy siedemnaście kolejek z rzędu. Przez jakiś czas Polonia Nysa próbowała nam dotrzymać kroku, ale nie dali rady. Mamy zatem w tej chwili czternaście punktów przewagi nad drugim zespołem w tabeli i przed sobą wirtualną rundę wiosenną. Choć ze źródeł nieoficjalnych słyszę, że wiosna chyba się nie odbędzie i zakończymy rozgrywki zgodnie z sytuacją, jaka jest w tabeli po ostatniej ligowej kolejce jesiennej. Więc my, mając tę świadomość, przygotowujemy się już do gry w III lidze.
Jeżeli chodzi o finanse, to na razie nie odczuliśmy tąpnięcia. Klub opiera się na trzech sponsorach, którzy obecnie są zdecydowani, by się ze swojego wsparcia nie wycofywać. Mimo sytuacji gospodarczej w kraju, która pogarsza się z dnia na dzień. Będziemy próbowali utrzymać ten sam poziom finansowania, jaki był do tej pory, mając też świadomość, że jeśli do III ligi wejdziemy, to trzeba będzie to finansowanie jeszcze zwiększyć. Krótko mówiąc – o zmniejszaniu subwencji na klub na razie nie słychać.
No właśnie, wy tę pierwszą rundę przeszliście jak burza. Wolelibyście zatem dograć sezon czy jednak bardziej wam odpowiada opcja, o której pan wspominał, żeby zakończyć rozgrywki i uznać aktualną tabelę?
Powiem panu, że chłopcy i trener, w ogóle my wszyscy byliśmy bardzo bojowo nastawieni przed rundą rewanżową. Tym bardziej że w cyklu przygotowań zimowych rozegraliśmy siedem sparingów i też wszystkie wygraliśmy. Passa trwała nadal, bardzo chcieliśmy ją podtrzymać w oficjalnych meczach ligowych. Bardzo nam zależało, żeby ta runda się odbyła. Ale czas upływa, sytuacja z wirusem jest trudna. Wydaje mi się, że wariant z dokończeniem rozgrywek staje się już po prostu nierealny.
Czy dostaliście już jakiś sygnał ze strony samorządu, że wsparcie dla klubu zostanie zmniejszone lub w ogóle je stracicie?
Oficjalnie – nie, ale dzisiaj odebrałem pismo od wójta gminy, który – bądź co bądź – jest dla nas jednym z najważniejszych sponsorów. Poinformowano nas, że w związku z pandemią należy wstrzymać wydawanie środków, które gmina przeznacza na klub. To zrozumiałe i logiczne – nie prowadzimy obecnie bieżącej działalności w temacie szkolenia, a gmina wspiera nas właśnie w tym zakresie. To są opłaty dla trenerów, transport, sprawy organizacyjne. Z tego pisma jednoznacznie wynika, że pieniądze są wstrzymane z opcją zwrotu do kasy gminy, jeśli ich nie wykorzystamy. A w tej chwili nie wykorzystujemy.
Klimat wokół klubu w samorządzie gminy jest bardzo pozytywny. Spodziewaliśmy się nawet w drugim półroczu, że gminna dotacja zostanie zwiększona. Teraz spodziewamy się, że pozostanie ona na tym samym poziomie, być może nawet będzie mniejsza. To pewnie spowoduje jakąś wyrwę w budżecie, którą spróbujemy załatać w inny sposób. Niemniej, na tę chwilę oficjalnego komunikatu ze strony gminy nie ma, że będą coś nam weryfikowali w dół.
Jakich cięć dokonaliście wewnątrz klubu?
Okroiliśmy wypłaty stypendiów dla piłkarzy. Wszystko odbyło się w porozumieniu z zespołem. Zawodnicy zdają sobie sprawę, że nie wykonują obecnie swojej pracy, nie prowadzą zajęć bieżących i nie uczestniczą w rozgrywkach, więc dopóki nie wznowimy treningów, ich stypendia będą odpowiednio pomniejszone. Wszystko za zgodą piłkarzy i trenerów, po konsultacjach z zespołem.
Nie macie obaw, że nie udźwigniecie III ligi?
Jeżeli nic szczególnego się nie wydarzy w gospodarce… Powiem tak – jestem jednym z głównych sponsorów klubu, mam firmę 150-osobową. Marzec był jeszcze normalnym miesiącem, mogę go nawet uznać za bardzo zadowalający. Kwiecień wygląda już trochę gorzej, maj może się okazać momentem przełomowym, bo apogeum tego świństwa jest przewidywane na przełom kwietnia i maja. Trudno wyrokować. Zakładam, że jeżeli kryzys nie przeciągnie się na drugie półrocze, to przetrwamy. Na razie mogę zadeklarować, że środków przekazywanych na klub nie zmniejszę. Pozostali sponsorzy też sobie radzą. Jeżeli jedno z tych ogniw się zawali, pojawi się kłopot. Na razie wszystko wskazuje na to, że zaplanowany przez nas na III ligę budżet uda się utrzymać.
RAFAŁ RATAJCZAK, prezes Polonii Środa Wielkopolska (III liga)
– Wiadomo, cała sportowa działalność jest wstrzymana. Mamy drużynę trzecioligową mężczyzn, pierwszoligową kobiet. Zadań jest dużo, ale na razie nie widzimy wielkiego problemu w funkcjonowaniu. Dogadaliśmy się z zawodnikami – 35-40% wynagrodzeń jest ucięte. Trenerzy nie pracują, więc wynagrodzenia są ucięte za marzec. Zdecydowaliśmy, że rodzice mają płacić składkę do połowy marca, potem kto chce płacić, to może, ale jeśli nie, to nie ma żadnego obowiązku. Tak do tego podchodzimy.
Na jakich filarach klub stoi finansowo?
Nasz budżet jest oparty na kilku filarach: współpracy z samorządem, na składkach, na sponsorach. Na razie z każdego filaru pieniądze przychodzą, więc staramy się działać. Jesteśmy w na tyle dobrej sytuacji, że na zlecenie urzędu miasta zarządzamy stadionem. Pozytyw jest taki, że murawy odpoczywają i trawa od kilku dni wygląda coraz lepiej. Działamy na „stand by”. Zawodnicy trenują indywidualnie. Ale to jest trudne do zweryfikowania przy obecnych zakazach. Będziemy weryfikować wagę, to jest jedyny miarodajny współczynnik, czy coś zrobili, czy nie.
Jak podchodzą do całej sytuacji sponsorzy?
Jesteśmy po rozmowach. Mamy 60-70 mniejszych grup, z których wpływy są od trzystu do kilku tysięcy złotych. Część z nich powiedziała, że nie jest w stanie zapłacić, więc wpłaty na kwiecień są mniejsze o około 30%. Zagrożenia dla klubu w perspektywie kilku miesięcy nie widzimy. Mamy takich sponsorów, którzy jednak w sytuacji kryzysowej nam pomogą. Zawodnicy sami zgłosili chęć obniżenia wynagrodzenia, więc każdy rozumie sytuację.
Czy tarcza PZPN-u okazuje się pomocna, czy związek może zrobić więcej?
Przyszło 20 tysięcy należne klubom trzecioligowym. To jest ważny wpływ. Duży. Mamy wydatki kilkadziesiąt tysięcy na miesiąc, więc w kwietniu to da nam dużo. Natomiast pomoc nie może polegać na tym, że PZPN będzie rozdawał pieniądze na lewo i prawo. One będą potrzebne, gdy wrócimy. Przetrwanie klubu musi zależeć od naszej kreatywności. Gdy my będziemy mieli problemy, poprosimy jeszcze kibiców o pomoc. Każdy ma jakieś możliwości. Na razie jesteśmy spokojni.
Z tego co wiem, Paweł Wojtala, prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, zawiesił opłaty transferowe. To duże wsparcie?
W naszym wypadku nie, bo my zimą mało transferujemy. Ale dla innych klubów tak, rzędu czterech czy pięciu tysięcy.
DANIEL DĘBOWSKI, kierownik klubu TS Sokół Aleksandrów Łódzki (III liga)
– W tej chwili trenerzy kontaktują się z zawodnikami telefonicznie albo internetowo i wyznaczają im różne ćwiczenia, które można wykonywać w ramach obowiązującego w tej chwili prawa, żeby nie było z tym żadnych zgrzytów. Jeżeli ktoś mieszka w bloku, no to musi niestety coś tam poćwiczyć w swoim mieszkaniu, skoro obostrzenia są jakie są. Ustaliliśmy program działania z trenerami, są konsultacje. Zawodnicy meldują, jakie wykonali ćwiczenia. Próbujemy tę młodzież pobudzić do życia, ale jednocześnie nie zaszkodzić. A młodzież, jak to młodzież, jest nie do ogarnięcia. Nie zdają sobie sprawy z zagrożenia. Nie rozumieją, że sami mogą nie zachorować, ale wirusa rozsiewają po innych. Nie wiedzą nawet o tym.
Serio? Warto więc chyba tę młodzież dokształcić.
W naszym klubie jest mocne ciśnienie, żeby przestrzegać zaleceń i stosować się do prawa. Ale jakie będą tego efekty? Trudno mi odpowiedzieć.
Sokół zajmuje w tej chwili trzecie miejsce w tabeli, strata do lidera jest minimalna. Będziecie rozgoryczeni, jeśli tak się liga zakończy?
Mogę odpowiedzieć jako Daniel Dębowski, a nie kierownik czy członek zarządu. Moje osobiste zdanie jest takie – nie ma sensu, żeby w takiej sytuacji te rozgrywki wznawiać. Liga powinna się zakończyć na takim poziomie, na jakim jest teraz, czyli po ostatniej w pełni rozegranej kolejce. W tym momencie nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że zawodnicy zaczną występować w meczach ligowych. Piłkarze nie są do tego przygotowani, będą z tego same kontuzje. To jest dla mnie w ogóle niewyobrażalna perspektywa. Skończmy ligę na obecnym etapie. Przecież na razie jeszcze nawet nie mamy pewności, czy sytuacja w lipcu i sierpniu będzie na tyle dobra, żeby wtedy rozgrywać brakujące spotkania. Od władz słyszymy, że kryzysowy moment dopiero przed nami.
A jeżeli chodzi o sytuację finansową klubu – jesteście bardzo zaniepokojeni?
Nie jest najgorzej, choć problem finansowy jest. Niedawno w klubie odbyły się nowe wybory, mamy do czynienia z nowym rozdaniem we władzach. I zaraz potem liga stanęła w martwym punkcie, co utrudnia nam poszukiwania nowych sponsorów. Oczywiście od razu mówię, że wykluczam perspektywę upadłości. Nic takiego się nie dzieje. Staramy się rozdysponować obecne finanse pomiędzy zawodników i kadrę szkoleniową. Trzymamy rękę na pulsie. Staramy się patrzeć na sytuację globalnie – nie myślimy o tym, co będzie jutro. Raczej zastanawiamy się, jak przetrwać za miesiąc, dwa, pół roku. Najbardziej mnie cieszy, że trenerzy grup młodzieżowych świetnie się w tej trudnej sytuacji zachowują i starają się cały czas podtrzymać ciągłość szkolenia.
Do grania w meczach daleka droga, ale musimy tych zawodników przecież przygotowywać do powrotu do treningów. Dziś przeprowadziłem kilka poważnych rozmów odnośnie obiektów, na których trenujemy. Staramy się mieć wszystko pod kontrolą.
Jak oceniacie wsparcie ze strony PZPN-u? Znacząco wpływa to na waszą sytuację?
Ja bym się pokusił o takie stwierdzenie, że prezes Boniek całkiem dobrze pokombinował. Zabezpieczył związek finansowo na wypadek nieszczęścia. Pandemii nie był w stanie przewidzieć, jak pewnie nikt na świecie, ale prawda jest taka, że jakieś wsparcie dla klubów już jest. Otrzymaliśmy kwotę 20 tysięcy złotych od PZPN-u. Jest to dużo i mało, zależy jak na to spojrzeć. Ale zawsze jest to taka kwota, która w trudnej sytuacji może stanowić jakiś punkt wyjścia i na pewno nam to pomoże. Podejrzewam, że PZPN też jest w tej chwili w rozterce. Nie wiedzą, do czego ostatecznie dojdzie, więc muszą działać ostrożnie. Nie wiem, jak inni do tego podchodzą, ale ja uważam, że związki starają się pomóc klubom. Inna sprawa, że ile by tych pieniędzy nie wpłynęło, to – nie ukrywajmy – zawsze będzie za mało.
Dostajecie sygnały od sponsorów, że w obliczu trudnej sytuacji ekonomicznej wsparcie dla klubu może zostać zmniejszone albo w ogóle wycofane?
To jest dla nas najbardziej kłopotliwa sytuacja. Tak jak wspominałem, w klubie doszło na jesieni do zmian we władzach. Wielu sponsorów odeszło wraz z poprzednim zarządem. Podstawowym zadaniem nowych prezesów jest poszukiwanie innych sponsorów, no ale niestety – w obecnej sytuacji jest to dość niewdzięczne zadanie. Przeszkodził nam koronawirus. Ja sam starałem się dotrzeć do wielu ludzi. Do ludzi, których znałem, a którzy wycofali się z działalności sponsorskiej w klubie. Powiem szczerze – teraz to ciężko mi wykonać nawet telefon. Obawiam się, że mogę w odpowiedzi usłyszeć coś nieprzyzwoitego.
Zobaczymy, jak to wszystko się rozwinie. Rządzący mówią w telewizji, że pandemia potrwa. I jak ja mam zadzwonić do człowieka i go prosić o pieniądze na klub, jak on już być może swoją firmę zwinął albo zwolnił kilka osób? Czekają nas na pewno trudne, nieprzyjemne sytuacje. To zresztą nie dotyczy tylko piłki nożnej. Futbol i tak jest potęgą.
Czyli waszym głównym finansowym oparciem jest samorząd?
Tutaj nie spodziewam się problemów. Na razie nie dotarły do nas żadne sygnały, żeby samorząd miał się wycofać albo zmniejszyć dotacje dla klubu, na których rzeczywiście w dużej mierze bazujemy. Chociaż podkreślam, że jakieś wsparcie od sponsorów prywatnych też jest, trochę nam się udało ugrać.
W tej chwili sytuacja jest taka, że wszyscy muszą dokonywać cięć. Musimy się wszyscy wstrzymać. Nie może być takiego podejścia, jakie ostatnio przeczytałem, że jakiś piłkarz nie potrafi wyżyć za 10 tysięcy złotych miesięcznie. Dla mnie to jest poniżające i osoba, która coś takiego powiedziała powinna ponieść jakieś konsekwencje. 10 tysięcy to mało? No z całym szacunkiem, ale nie mamy maseczek, nie mamy rękawiczek, a jakiś gnojek będzie mi mówił, że on za 10 tysięcy nie jest w stanie przeżyć. Coś tutaj chyba jest nie tak. Piłkarzom się za dużo wydawało. Ja wiem, że poszła na nich fala krytyki, tak samo w Anglii i Francji. Wiem, że mają wydatki, kredyty i tak dalej. Ale bez przesady, niech nie opowiadają bzdur i to w takim momencie.
Wasi zawodnicy są na kontraktach? Były cięcia?
Obniżyliśmy wypłacane kwoty o połowę. Z tego co wiem od prezesa – były pewne przepychanki, ale obyło się bez spięć, wszyscy zaakceptowali te postanowienia w miarę bezproblemowo. Zresztą my generalnie nie mamy zawodników kontraktowych. U nas gra przede wszystkim młodzież, która chce się wypromować i trafić na wyższy szczebel. Poza tym, jeśli sytuacja się szybko poprawi i klub za bardzo nie ucierpi finansowo, to będzie można te cięcia w przyszłości wyrównać.
Ja powiem tak – III liga to jest czwarty poziom rozgrywek. Pewnych rzeczy nie oszukamy. Nie zrobimy profesjonalnego klubu w III lidze. Zacznijmy porządnie grać. Ja się zawsze zastanawiałem, dlaczego Widzew z takimi funduszami i taką rzeszą kibiców nie jest w stanie szybko powrócić do Ekstraklasy. A nam przecież awans jest zbędny. U nas żeby zebrać w sumie 500 osób na trybunach to trzeba pięciu meczów ligowych. Dla mnie najważniejsze jest szkolenie młodzieży. W pierwszym zespole mamy sześciu wychowanków. Staramy się grać swoimi chłopakami, którzy – jak się okazuje – są całkiem przydatni. Bardziej od niektórych najemników, którzy często okazują się być bezwartościowi.
PAWEŁ PACZUL i MICHAŁ KOŁKOWSKI