Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

08 kwietnia 2020, 19:15 • 6 min czytania 7 komentarzy

Brak transmisji z wydarzeń sportowych sprawia, że najchętniej skrytykowalibyśmy nawet reporterów nadających spod szpitali, którzy nie potrafią zachować prawidłowej sylwetki podczas swoich 60-sekundowych wystąpień. W pełni więc rozumiem, że nauczycielka języka polskiego, która wykonała na wizji kilka ćwiczeń rozciągających z miejsca stała się obiektem drwin.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Przyznajmy – nie był to występ, który wymienilibyśmy jednym tchem obok Lewandowskiego z Realem czy Bronowickiego z Portugalią. Pani w służbowym outficie, butach na podwyższeniu i w długiej spódnicy nie miała za wiele możliwości, by ćwiczenia śródlekcyjne przeprowadzić z należytą energią i werwą. Machanie pustą butelką bez jakiejś szczególnej wiary w to, że to w ogóle ma sens, raczej nie porwało publiczności. Natomiast według starej rapowej zasady: wypadałoby raczej krytykować grę, a nie samego gracza.

Jak zwykle utworzyły się dwa obozy: jeden obruszony, że takimi ćwiczeniami nie zachęci się do aktywności fizycznej nawet nadpobudliwego tygrysa, drugi przekonujący, że to zwykłe niewinne ćwiczenia śródlekcyjne, które w sumie spełniają swoją rolę – pozostając krótkim przerywnikiem pomiędzy kolejnymi zadaniami realizowanymi w pozycji siedzącej. Pierwszy obóz poprzestaje na dość prostych szyderstwach z naprawdę niewinnej kobiety postawionej przed kamerami. Drugi poprzestaje na dość banalnej obronie, bez zagłębiania się w temat realiów wychowania fizycznego dzieciaków w pierwszych klasach podstawówki. Obie strony łączy jedno: skupiają się na jakimś króciutkim i totalnie nieistotnym fragmencie rzeczywistości, zamiast gruntownie omówić prawdziwy problem całego systemu nauczania.

Czy problemem jest, że pani od polskiego wykonuje ćwiczenia śródlekcyjne w żakiecie? Nie, to nie jest problem, ćwiczenia śródlekcyjne na tym właśnie polegają, wstajesz w garniturze od biurka, robisz kilka prostych skłonów i przysiadów, wracasz do roboty.

Problemem i niestety rzeczywistością edukacyjną w wielu szkołach jest fakt, że ćwiczenia śródlekcyjne nie są OBOK wychowania fizycznego, ale ZAMIAST niego.

Reklama

Dla niektórych to prawdziwy szok, spotkałem się już z takimi reakcjami wiele razy. No tak. Kształcenie wczesnoszkolne, czyli w klasach 1-3, to dość specyficzny etap edukacji. Stare konie, które szkołę opuściły tak dawno jak ja, są wielokrotnie przekonane, że dzieciak w pierwszej klasie ma matematykę, polski, przyrodę i plastykę. Rzeczywistość jest jednak nieco inna – etap wczesnoszkolny to dość płynne przejście od przedszkola do “prawdziwej” szkoły. Nadal za edukację – podobnie jak w przedszkolu – odpowiada przede wszystkim jedna pani, która przekazuje wiedzę z kilku przedmiotów jednocześnie. Ma to swoje wady, bo siłą rzeczy sama nauczycielka w pewnych blokach tematycznych czuje się mocniejsza, w pewnych słabsza, ale ma też zalety – bo dzieciaki w tym wieku lubią stabilizację, a jedna “pani” od wszystkiego na pewno tego typu stabilizację zapewnia.

Konstrukcja zajęć jest dość prosta – dzieciaki, teraz rozmawiamy sobie o wiośnie, najpierw omówimy jakiś wiosenny wierszyk, potem policzymy ile pączków ma drzewko, a na koniec ponazywamy sobie poszczególne rodzaje kwiatków. I cyk, w bloku tematycznym ogarnięta matma, polski i przyroda. Oczywiście upraszczam i uogólniam, ale zdaję sobie sprawę (widziałem na Twitterze), że część osób była przekonana, że w trzeciej klasie jest osobny nauczyciel od chemii, biologii i i fizyki. Dla nich ten krótki wstęp o rzeczywistości edukacji wczesnoszkolnej.

Tu pojawia się właśnie kwestia wychowania fizycznego. Są dwa podejścia do sprawy.

– pani nauczycielka pomiędzy liczeniem kwiatków a wierszykiem o wiośnie prowadzi zabawę we wiosennego berka, a potem w równie wiosenną odsłonę dwóch ogni – w ten sposób w bloku tematycznym realizuje ustawową liczbę godzin przeznaczonych na wychowanie fizyczne

– pani nauczycielka zaprasza do współpracy szkolnego wuefistę, który prowadzi dzieciom regularną lekcję WF-u

To drugie podejście jest możliwe, bo w szkołach do klas 1-3 mogą wchodzić fachowcy – wyjątki robi się choćby dla nauczycielek języków czy właśnie wuefistów. W teorii wszystko wygląda pięknie: jeśli nauczycielka uniwersalna czuje się nieźle w zabawach ruchowych, prowadzi atrakcyjny WF samodzielnie, dbając, by dzieciaki do czwartej klasy trafiały gotowe do wymagań tego przedmiotu. Jeśli nauczycielka swojego “wuefowego” maksa daje poprzez ćwiczenia śródlekcyjne, które mieliśmy okazję podziwiać w telewizji – wówczas dzwoni na pomoc do wykwalifikowanego wuefisty, który bierze sprawy w swoje ręce i zagania dzieciaczków do normalnej lekcji wychowania fizycznego.

Reklama

Jak się jednak domyślacie – przeważa tak zwana trzecia droga, która zdaje się jest drogą najpopularniejszą. W tej odsłonie WF-u po prostu… nie ma. Jego rolę spełniają właśnie takie trochę nieporadne ćwiczenia śródlekcyjne, wkręcanie żaróweczek, pięć skłonów, poruszanie stópką w podłodze. I tyle. Kształcenie zintegrowane nie różni się przesadnie od programów w starszych klasach – trzeba się naprawdę sprężyć, by przerobić cały program. Godzinna przerwa na bieganie i skakanie to godzina mniej robienia tych istotnych i szalenie ważnych rzeczy z matematyki i polskiego. Godzinna przerwa na bieganie to wprowadzanie dzieciarni w stan euforii, zabawy i jednego wielkiego krzyku – co w naturalny sposób utrudnia potem prowadzenie normalnych lekcji. WF więc traktuje się jako nieprzyjemny i upierdliwy obowiązek (zresztą napisałem kiedyś o TYM BARDZO DUŻY TEKST).

Oczywiście, raz jeszcze – nie wszędzie, nie zawsze. W szkole, w której sam miałem nauczycielskie praktyki w drodze po upragniony tytuł magistra pedagogiki kultury fizycznej i zdrowotnej wuefista był w miarę szanowany, do dzieciaków w klasach 1-3 wpadał często, robił im atrakcyjne gry i zabawy ruchowe, dzięki czemu przynajmniej w minimalnym stopniu przygotował je do wymagań WF-u w klasie czwartej. Ale jaki jest procent szkół, gdzie właśnie tak to wygląda? PAP podawał dane w 2016 roku – 8-10% szkół korzysta z wuefistów w klasach 1-3, czyli 90-92% szkół idzie tą pierwszą drogą, gdzie WF jest w rękach i nogach nauczycielki od kształcenia zintegrowanego. Czasem wysportowanej, żywej, energicznej, a czasem takiej, która poprzestaje na niespiesznym toczeniu pustej butelki raz jedną, raz drugą stopą.

Kompletnie nie oburzył mnie sposób prezentacji, jakość oraz poziom trudności ćwiczeń śródlekcyjnych zaproponowanych w telewizji. Martwi mnie jednak do głębi, że dla wielu ludzi nie jest jasne, że to czasem jest całokształt aktywności fizycznej ich pociech w klasach 1-3. Wiele już na ten temat napisano, wiele odbyto dyskusji, ale moim zdaniem obecna sytuacja, która wymusza absolutnie nietypowe ruchy we wszystkich dziedzinach życia powinna też dać impuls do zmian w kwestii WF-u. Podobała mi się nawet dyskusja na Twitterze: przecież to powinien poprowadzić jakiś fachowiec! Może Chodakowska! Albo Robert Podoliński!

Kurczę, to jest tak instynktowne – chcesz fajnego WF-u, bierzesz sprawdzonego fachurę. Dlatego moim zdaniem w szkołach też powinni to ogarniać specjaliści – może nawet i trenerzy piłkarscy jak Podoliński, wystarczy odrobina finezji i współpraca z lokalnym klubem piłkarskim. Mało jest klubów koszykarskich? Miejsc, w których trenuje się judo? Nie, wręcz przeciwnie, sporty wręcz same wpychają się do szkół, żeby łapać nową klientelę. Słyszałem o planach, by czwartą godzinę WF-u realizować we współpracy z klubami, słyszałem o planach zapraszania trenerów pracujących w PZPN-ie i okręgowych związkach, słyszałem o planach współpracy pań od edukacji wczesnoszkolnej i wuefistów. Niestety, zazwyczaj kończy się na etapie “słychać o planach”, a nie finalnym “widać efekty”.

Dlatego apeluję: dajmy paniom od polskiego spokój. Zarówno jeśli chodzi o krytykę aktualnie głośnego występu, jak i w kwestii prowadzenia zajęć wychowania fizycznego w klasach 1-3. Naprawdę, są ludzie, którzy są w stanie to zrobić lepiej. Skoro już wpadliśmy na to, że da się to zrobić lepiej w TV, wpadnijmy wreszcie na to, że da się to zrobić lepiej w szkołach.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

7 komentarzy

Loading...