Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

01 kwietnia 2020, 17:05 • 7 min czytania 24 komentarzy

A czy jak mam 17 lat i 8 miesięcy, to mogę wyrzucić śmieci? A czy jeśli jadę do pracy okrężną drogą, żeby nabić endomondo na rowerze, to grozi mi mandat? A czy można iść kopnąć piłkę na podwórku pomiędzy blokami? A czy kopnąć do dziecka, które stoi trzy metry dalej? A czy mogę skoczyć na główkę do pustego basenu, skoro i tak są nieczynne?

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Słucham tego wszystkiego z pewnym rozbawieniem, bo mam wrażenie, że niektórzy ludzie dopiero dzisiaj, w czasie walki z pandemią, odkrywają, jak wiele zależy od interpretacji przepisów prawnych. Jako kibic i gość, który widział z bliska funkcjonowanie kilku firm, mogę się tylko uśmiechnąć. Kto rozmawiał kiedykolwiek z księgową na temat “wrzucania w koszta” poszczególnych artykułów zakupionych przez firmę, ten wie: jeden kontroler powie, że wszystko gra, inny kontroler może przywalić karę. Podobnie z mandatami od policjantów. Nie zliczę, ile razy moi kumple dostawali napomnienia za takie pierdoły jak “używanie wulgaryzmów w miejscu publicznym”. Dla wszystkich – i wystawiających mandat, i odbierających mandat było jasne, że kara nie dotyczy zdania “ale kurewski upał”, tylko faktu, że akurat trwa tradycyjna zabawa policji i kibiców w kotka i myszkę.

Śmieszą mnie te obecne obawy: nowe restrykcje sprawią, że policjanci będą się zaczajali pod klatkami schodowymi w blokach i wyłapywali od razu wszystkich, którzy ośmielą się wychylić nos za drzwi. Zwłaszcza teraz, gdy mają wystarczająco dużo roboty z kontrolowaniem osób przebywających pod kwarantanną. Ja też czasem lubię snuć najbardziej fantazyjne scenariusze (najchętniej w Football Managerze), ale te ciągłe pytania o ekstremalne sytuacje związane z obostrzeniami zaczynają zwyczajnie irytować.

Rozumiem, że to duża satysfakcja, znaleźć lukę prawną, dzięki której można ominąć pewne ograniczenia. Tak sądzili na przykład Włosi z popularnego filmiku, na którym burmistrzowie miast próbowali ich przekonać, że spacery z psem 5 kilometrów od miejsca zamieszkania to nie jest najbardziej doskonały sposób walki z rozprzestrzenianiem się wirusa. Mamy w Polsce ten komfort, że możemy zajrzeć w przyszłość, nawet w różne warianty przyszłości. To jest absolutna rzadkość w dzisiejszym świecie, ale tak to trzeba nazwać. Możemy sobie spojrzeć, jak wyglądała Hiszpania miesiąc temu, skopiować jej zachowania sprzed miesiąca i na początku maja mieć po kilkaset ofiar wirusa dziennie. Możemy sobie spojrzeć jak rozwijała się epidemia we Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, w Korei Południowej. I na tej podstawie wysnuwać wnioski.

Ja, oglądając filmiki z zatłoczonych brytyjskich pubów czy pełnych włoskich kawiarni czułem po prostu lęk. Przez głowę przelatywały setki wypowiedzi wirusologów czy lekarzy, których czytałem praktycznie od początku marca. Unikać zatłoczonych miejsc, dbać o higienę, dbać o odporność. Na początku ubiegłego miesiąca, jeszcze przed pierwszą falą ludzi wykupujących ryż i papier toaletowy, miałem już prawie pełną spiżarnię. Od tygodni nie widziałem się z rodziną, moja najdalsza podróż w drugiej połowie marca to wycieczka do apteki dwie ulice dalej. Miałem nawet wyrzuty sumienia, że pojechałem do Kielc na mecz Korony z ŁKS-em, czyli jeszcze przed wprowadzaniem większości zakazów. Nie zastanawiam się, czy mój syn musi iść w odstępie dwóch metrów od babci, bo się z babcią profilaktycznie nie widzi od wielu dni. Nie zastanawiam się, czy spacer do parku w sąsiedniej dzielnicy jest okej, bo wychodzę głównie pod blok z psem i przewietrzyć dzieciaki.

Reklama

Widzę, że takich ludzi jest więcej. Możecie nas nazwać panikarzami, możecie nam wklejać liczbę ofiar grypy, ale niestety – traktujemy zagrożenie poważnie. A kto od pierwszego dnia epidemii w Polsce traktuje zagrożenie poważnie, ten naprawdę ma w dupie podstawę prawną mandatu za spotkanie trzech 17-latków na piwie w parku.

Dostrzegam zagrożenia, oczywiście, każdy na trybunach poznał zapewne uroki służbistów w przeróżnych organizacjach, od ochrony stadionowej przez straż miejską aż po policję. Zdaję sobie sprawę, że pole do nadużyć jest gigantyczne, zdaję sobie sprawę, że eksperci z zakresu prawa łapią się za głowy. Ale niestety, taka już jest kolej rzeczy, że gdy płoną budynki, to zanim sprawdzi się poprawność zapisów regulaminu przeciwpożarowego wywieszonego na ścianie, wynosi się ludzi. Czasem nawet siłą. Szczególnie w Polsce, gdzie cnotą jest kombinowanie, powinno się rozumieć, kiedy nastaje moment by zdrowy rozsądek stanął nad biurokratycznym zalewem przepisów.

Czy policja da 30 tysięcy złotych kary nastolatkowi, który właśnie idzie z workiem śmieci pod blokiem? No nie. Czy będzie lecieć z miarką za parą 30-latków, sprawdzając czy odstęp między nimi na pewno jest właściwy? No nie. Za to może znikną te gromady 16-latków z przenośnym głośniczkiem, które przemykały mi pod oknami przez cały marzec. Może znikną te grupki fanów napojów wyskokowych, którzy grupowali się pod sklepem dokładnie tak, jak przed epidemią. Może znikną te watahy wyposzczonych studentów, którzy pół życia spędzili w piwnicy, ale właśnie teraz zapragnęli co trzeci dzień grać w planszówki na środku parku.

Stan wczoraj słusznie zauważył – ci wszyscy ludzie nie narażają jedynie zdrowia i życia tych, których mijają na ulicy. Oni narażają zdrowie i życie tysięcy przedsiębiorców, którzy z każdym dniem zamknięcia państwa liczą setki tysięcy złotych strat. Poruszyła mnie wiadomość o ministrze finansów jednego z niemieckich landów – Thomas Schafer miał popełnić samobójstwo, bo przytłoczyły go nadchodzące skutki epidemii. Gra toczy się nie tylko o tych najstarszych, ale też o tych najmłodszych, którym właśnie kończy się dzieciństwo pełne drogich zabawek, wyjść do restauracji oraz wakacji w Tajlandii. Być może niektórym z nich kończy się też okres posiadania obojga rodziców, bo fala bezrobocia, długów i biedy może pochłonąć wiele ofiar.

Jeden nieświadomy nosiciel, którzy przez dwa tygodnie będzie zarażał, nie dbając o trzymanie się obecnych zaleceń może nam wydłużyć ten cały kryzys o kolejne cenne dni. Początkowo jeszcze można się było łudzić, że mamy wybór między walką o każde życie, a utrzymaniem względnej normalności. Ale dzisiaj zamykają się w szybkim tempie nawet ci najtwardsi z Anglii, USA czy Szwecji. Mój kolega, Piotrek Piotrowicz, na bieżąco relacjonuje to na Twitterze – do tej pory Szwedzi sądzili, że trzeba grać i żyć dalej, bo wirus i tak zrobi swoje. Dzisiaj Szwecja podejmuje identyczne decyzje jak reszta Europy kilkanaście dni temu. Teraz już wiemy, że jest tylko jeden wybór: totalna walka z tym gównem, która może potrwać w miarę krótko – przy charakterystycznej dla Azji karności oraz posłuszeństwu – lub bardzo długo – jak w europejskich, rozdyskutowanych społeczeństwach.

Pamiętam, że w szkole dziwiłem się, dlaczego taka potęga jak szlachecka Rzeczpospolita wysypała się przez taką pierdołę jak właśnie rozdyskutowana szlachta stojąca na straży swoich nienaruszalnych wolności. Mam wrażenie, że dzisiaj możemy to wszyscy zrozumieć o wiele lepiej, gdy jeden z komentatorów zapowiada, że do sklepu umyślnie pójdzie najdłuższą możliwą drogą, rzekomo po to by pokazać absurdy prawne. Naprawdę wyobrażam sobie ludzi, którzy nawet w stanie wojny dyskutowaliby, czy na pewno można walczyć z najeźdźcą nożami, bo jednak konwencje genewskie nie precyzują tego w zadowalającym stopniu.

Reklama

“Ale teraz nie ma wojny”. No właśnie nie byłbym tego do końca pewny. W Donbasie podczas przeciągającego się konfliktu Ukrainy z separatystami zginęło blisko 15 tysięcy osób. Koronawirus w Europie pochłonął już dwa razy tyle. Gospodarcze skutki obecnej pandemii będą wielokrotnie większe niż skutki tego najświeższego z konfliktów zbrojnych. Możemy to nazywać w dowolny sposób, ale jeśli ofiar będzie tyle co we wspomnianej wojnie, jeśli konsekwencje będą głębsze niż te powojenne…

“Najlepiej zamknijmy się wszyscy w lodówkach, bo rząd tak sobie zażyczył”. Cóż, na razie rząd zażyczył sobie jedynie poważnego traktowania ostrzeżeń, zaleceń i nakazów lekarzy oraz naukowców. Te są proste jak konstrukcja cepa: traktuj WSZYSTKICH jako zarażonych koronawirusem, zachowuj się tak, jakbyś sam był zainfekowany. Przyswojenie tej prostej zasady rozwieje wątpliwości, czy powinieneś spotkać się z kumplem na flaszkę, czy powinieneś pójść całą rodziną nad wodę i czy na pewno potrzebujesz koniecznie nowych spodni. Przyjęcie tej reguły ułatwia także codzienne funkcjonowanie – rzuca nowe światło na robienie zakupów bez maseczki oraz macanie wszystkich bułek w sklepie, by wybrać tę najbardziej miękką. Wreszcie przyswojenie, że wszyscy są zarażeni i sami też możemy zarazić uzmysławia, jaka jest jedyna droga do wygaszenia tego dziadostwa. A jest nią karność, posłuszeństwo i zdrowy rozsądek.

Moim zdaniem dla nikogo z nas największym zagrożeniem nie jest grzywna o wartości 30 tysięcy złotych, ale przedłużenie epidemii, a co za tym idzie przedłużenie obecnego zamknięcia gospodarki – bo wtedy straty każdego z nas będą przez lata o wiele wyższe niż te 30 kafli. Śmiało, konstruujcie dalej te fantastyczne paradoksy prawne, rozważajcie, jak to celnie wyśmiał Piotr Koszecki – czy 17-letni wnuczek może wynieść śmieci babci z jedną nogą i trzema rękami bez narażania się na zakucie w kajdanki przez policję. Nawet idźcie do tego pieprzonego sklepu najdłuższą możliwą drogą, kaszląc na wszystkich mijanych przechodniów. Ale nie dziwcie się potem, jeśli solidarność wymusi na nas los – i wszyscy solidarnie będziemy wpierdalać tynk ze ścian, bo na jedzenie – oczywiście tych, którzy przeżyją –  nie będzie stać.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

24 komentarzy

Loading...