Reklama

Oliver Kapo powiedział: – Leo, strasznie ciężka ta liga

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2020, 11:45 • 12 min czytania 5 komentarzy

– Obcokrajowiec będzie miał problem z adaptacją, jak nie szanuje tego, gdzie trafił. Musi szanować ligę, musi szanować klub, musi szanować kraj, musi szanować każdego człowieka. Jak ktoś tego nie robi, to bardzo słabe zachowanie. Jak możesz nie szanować miejsca, która daje ci chleb? Aklimatyzacja w wielkim stopniu zależy od podejścia samego zawodnika – Leandro, piłkarz między innymi Korony Kielce i Górnika Łęczna, z aklimatyzacją w swoim rozumieniu problemu nie miał. Jest u nas sześć lat, a już zdążył się zakochać, ożenić, dochować córki, otrzymać obywatelstwo polskie, kapitanować Górnikowi Łęczna. W Polsce, jak sam mówi, puszcza korzenie. Nawet jego mama zwróciła uwagę, gdy ostatnio odwiedził Brazylię, że będąc tam tęskni za Polską.

Oliver Kapo powiedział: – Leo, strasznie ciężka ta liga

Co sądził o polskiej lidze Oliver Kapo? Jak wielkim ryzykiem był dla Leandro przeskok z Brazylii do Europy? Dlaczego odrzucił intratną ofertę z drugiej ligi tureckiej? Dlaczego na Legii biegł podczas rajdu… poza boiskiem? Zapraszamy.

***

Leo, co wiedziałeś o Polsce zanim do nas przyjechałeś?

Dużo. Już w Brazylii miałem kolegę, który miał żonę z Polski, więc sporo się dowiadywałem. Potem jak grałem na Ukrainie, w mojej drużynie był Paweł Hajduczek. Grałem też przeciwko Mariuszowi Lewandowskiemu. Znam historię Polski podczas wojen światowych. Znam wkład Solidarności w upadek komunizmu. Polska to kraj, który miał niejednokrotnie bardzo trudną sytuację. Zobaczmy jak jest teraz. Polacy, macie bardzo dobry kraj, który stoi w dobrym miejscu.

Reklama

Jak to się stało, że trafiłeś do Polski?

Sześć lat grałem na Ukrainie, ale gdy zaczęła się tam wojna, problemy zaczęły się również w piłce. Dużo klubów miało kłopoty z płatnościami. W moim ostatnim klubie ukraińskim, Howerli, pół roku nie widziałem ani jednej pensji. Kolega z Ukrainy, który mieszkał w Polsce, polecił mnie Koronie. Wysłał… mój filmik. Trener Tarasiewicz zadzwonił:

– Leo, szukamy lewego obrońcy. Możesz przyjechać. Ale na testy.

Pomyślałem: OK! I pojechałem do Rybnika, tam mieli obóz. Przez dwa tygodnie zagraliśmy kilka sparingów, klub był zainteresowany i podpisaliśmy kontrakt.

W jakim języku porozumiewałeś się z szatnią?

Na początku był problem językowy, nie ma co ukrywać. Trochę dogadywałem się po angielsku, trochę po rosyjsku. Dobrze, że w drużynie był Serhij Pyłypczuk, też pochodzący z Ukrainy – grałem z nim nawet wcześniej. On już szybciej złapał język polski i mi pomagał. Po 2-3 miesiącach rozumiałem już wszystko na boisku. „Czas”, „plecy”, „lewa”, „prawa”, takie proste rzeczy, do tego takie podstawy, żeby się dogadać. Po roku już się dogadywałem całkiem całkiem.

Reklama

Jakiego pierwszego słowa nauczyła cię szatnia w Koronie?

Zawsze nauczą najpierw brzydkiego słowa. Zawsze! Tak samo było na Ukrainie. Na pewno mogę powiedzieć, że chłopaki bardzo fajnie mnie przyjęli, przyjaźniłem się praktycznie ze wszystkimi. Paweł Golański – mój kapitan. Przemek Trytko – bardzo dobry chłopak. Kamil Sylwestrzak, wspomniany Serhij… Mogę tak wymieniać i wymieniać.

Kielce to bardzo dobry czas dla mnie. Były na początku problemy z kibicami – nie grałem, zastanawiano się po co przyjechałem. Ale już po kilku miesiącach dogadaliśmy się, później mam wrażenie, że mnie polubili. Do tej pory, jak wracam do Kielc, zawsze przyjemnie mnie witają.

Jak wspominasz trenera Tarasiewicza?

To trener, który bardzo dużo dobrego zrobił dla mojego życia. Kiedy grałem przeciwko jego zespołom, też podchodziłem i dziękowałem za to, że mi pomógł. Szanował moją pracę, jest bardzo dobrym szkoleniowcem.

W Kielcach na początku była taka sytuacja, że w ogóle nie grałem. I to ponad dziesięć meczów. Ktoś wygrał ze mną rywalizację. I właśnie wtedy, kiedy nie grałem, trener Tarasiewicz cały czas ze mną rozmawiał.

– Leo, dobrze! Pracuj dalej. Poczekaj na swoją szansę, na pewno ją dostaniesz.

Słowa dotrzymał, a ja przez ten czas, kiedy nie grałem, ani przez chwilę nie czułem się poza zespołem. Wiedziałem na czym stoję, wiedziałem, że choć nie gram, to trener mi ufa, widzi mnie w planach. To jest bardzo ważne w zawodzie trenera, żeby nie patrzył tylko na tych, którzy grają, ale na tych, co nie grają. Jak wskoczyłem do jedenastki, to wykorzystałem szansę, grałem dobrze.

Jakie wrażenie zrobiła na tobie polska liga, gdy tu trafiłeś?

Wcześniej na pewno mocniejsza była ukraińska. Ale po 2015 polska liga zaczęła się rozwijać, a Ukraina miała problemy. Jasne, w Polsce nie było klubów tak mocnych jak Szachtar czy Dynamo, ale mówię bardziej o kwestiach organizacyjno-finansowych. I w Polsce też były bardzo mocne zespoły – jak przyjechałem to grać z Lechem czy Legią było dużym wyzwaniem. Lechia też była bardzo mocna.

Wielu obcokrajowców, gdy melduje się w polskiej lidze, mówi, że to liga bardzo fizyczna. Potwierdzasz?

Tak. W Koronie Kielce grał z nami Oliver Kapo. Grał kiedyś w Juventusie, reprezentacji Francji, Monaco. Z Auxerre też grał w Lidze Mistrzów. Później był też w Celticu i w Anglii, znał niejedną ligę, niejeden styl. Przyjaźniliśmy się i kiedyś Oli mi powiedział:

– Leo, strasznie ciężka ta liga. Nie ma miejsca do grania. Nie ma gdzie podać piłki. Każdy walczy.

Ja też początkowo musiałem się przestawić. Szanuję polskich piłkarzy, polski zawodnik jest zawsze ambitny, silny, twardy.Czysto piłkarsko też wielu gra bardzo dobrze. Jest dużo chłopaków, którzy jadą za granicę i dają sobie radę.

Wiesz co dzisiaj u Kapo?

Tak! Założył szkółkę piłkarską w Afryce, sprowadza wielu zawodników do Francji.

Adaptacja w polskiej lidze jest twoim zdaniem trudniejsza?

Do piłki się każdy przyzwyczai, kwestia jest w podejściu. Obcokrajowiec będzie miał problem z adaptacją, jak nie szanuje tego, gdzie trafił. Musi szanować ligę, musi szanować klub, musi szanować kraj, musi szanować każdego człowieka. Jak ktoś tego nie robi, to bardzo słabe zachowanie. Jak możesz nie szanować miejsca, która daje ci chleb? Aklimatyzacja w wielkim stopniu zależy od podejścia samego zawodnika.

Dlaczego, skoro czułeś się dobrze w Kielcach, a i klub był zadowolony, odszedłeś do Łęcznej?

Mój kontrakt w Koronie się skończył i przedłużyłbym go, ale zmienił się przepis o piłkarzach spoza Unii Europejskiej. W Koronie był Pyłypczuk, który miał kontrakt jeszcze na dwa lata. Jovanović, Aankour, Marković – wszyscy dłuższe umowy. Prezes zaprosił mnie na rozmowę.

– Leo, niestety, ale nie możemy z tobą przedłużyć. Mamy za wielu obcokrajowców.

Zrozumiałem. Podziękowałem jeszcze raz, rozstaliśmy się w zgodzie, a ja na pewno zawsze jak jestem w Kielcach, to przypominam sobie same dobre wspomnienia. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie prezes Górnika Łęczna, potem również trener – przekonali mnie tym, że bardzo mnie chcieli. Jak decyzja o przyjeździe do Kielc była dobra, to nie wiem jak nazwać tą o przyjeździe do Łęcznej!

Co tak ci się spodobało?

Bo to jest klub, który trzyma się jak rodzina. Zawodnicy. Kibice. Zarząd. Tu zawsze był taki klimat i to mi się podobało, my Brazylijczycy lubimy kontakt z ludźmi, to dla nas ważne, żeby ta atmosfera relacji między sobą była dobra. Do dziś tak jest w Łęcznej. No i nie ma co ukrywać – tutaj poznałem swoją żonę, założyłem rodzinę, mamy dziś córeczkę. Nie można trafić lepiej. Jestem bardzo szczęśliwy.

Miłość od pierwszego wejrzenia?

Spotykaliśmy się jakiś czas i się udało. Na początku było trochę ciężko, piłkarze mają trochę nieładną opinię. Ale powiedziałem Marcie:

– Czas wszystko pokaże.

I pokazał. Ludzie są różni, nie dziwię się, że chcą być ostrożni. Ale każdy jest inny, w każdym środowisku można trafić na ludzi złych i dobrych. Dlatego nie warto przypinać łatek.

W Łęcznej w pierwszym sezonie zrobiliście utrzymanie.

Mieliśmy bardzo dobry sezon i graliśmy bardzo dobrą piłkę. Najpierw pod wodzą trener Szatałowa. Pamiętam jak prowadził nas później trener Rybarski – młoda szkoła trenerska. Doprowadził nas do wysokiego poziomu. Po utrzymaniu mieliśmy w następnym sezonie trochę kryzys i zarząd postanowił zmienić szkoleniowca, ale dla mnie to był bardzo dobry trener.

Kto był najlepszym piłkarzem w Łęcznej?

Dużo było dobrych. Bonin, kluczowy zawodnik, gość, który dużo robił na boisku. Nasz kapitan Velo Nikitović, który teraz jest dyrektorem klubu. Sasin. Świerczok.

No i młody Janek Bednarek, który wtedy miał dziewiętnaście lat, ale już widać było, że może być bardzo dobry. Podchodził bardzo profesjonalnie do zawodu piłkarza. Codziennie siłownia. Dodatkowe treningi. Czy grał, czy nie grał, zawsze robił swoje. Wtedy, kilka lat temu, powiedziałem mu:

– Janek, będziesz grał na bardzo wysokim poziomie. Zobaczysz. Wspomnisz kiedyś moje słowa.

Wielu kibiców pamięta cię z rajdu z Legią, gdzie wybiegłeś poza boisko.

To był nasz świetny mecz, przegraliśmy 1:2, ale to my mieliśmy więcej okazji. Powinniśmy wygrać 4:2. Grzesiu Bonin miał urodziny. Pamiętam, przed meczem w szatni powiedziałem mu:

– Bonin! Ja dzisiaj będę miał do ciebie asystę. Uwierz mi.

– Leo, ja ci wierzę.

I udało się, choć dopiero w końcówce. Asysta życia.

Ale dlaczego biegłeś poza boiskiem?

Bo tam było miejsce!

Od 3:16:

Z Górnikiem Łęczna spadliście pod Franzem Smudą.

Franz był bardzo fajny. Zawsze u niego grałem. Każdy mecz. A na treningu zawsze to samo:

– Leo, źle! Leo, inaczej! Leo, nie tak!

A potem i tak grałem (śmiech). Lubiłem go, bo też lubię, kiedy ode mnie się wymaga wiele. Spadliśmy w moim odczuciu tylko dlatego, że graliśmy w Lublinie. To nie był nasz stadion, atmosfera tam była piknikowa. Można spojrzeć gdzie potem odeszli piłkarze Górnika Łęczna. Mocne kluby, prawie wszyscy. Gdybyśmy grali w Łęcznej, zrobilibyśmy utrzymanie na sto procent. Na sto procent! Ja poszedłem do Stali Mielec, tu też się bardzo dobrze czułem, mam tam do dziś wielu przyjaciół. Myślę, że kwestią czasu jest, kiedy Stal Mielec awansuje do Ekstraklasy.

Miałeś wtedy inne oferty?

Miałem jedną z drugiej ligi tureckiej, ale żona nie chciała za bardzo. Były rozmowy z dwoma klubami Ekstraklasy, ale nie wypaliło. Później zgłosiła się Stal Mielec i na pewno tego nie żałuję. Fajne miasto, świetni kibice. Walczyliśmy cały czas w czubie tabeli.

Dobra była finansowo oferta z Turcji?

Bardzo. Ale czasami finanse mogą być dobre, ale życie nie. Dla mnie rodzina jest najważniejsza. Jak stracisz w rok pieniądze, możesz odrobić. Jak stracisz relacje rodzinne, to nie wiadomo czy to odrobisz. Dlatego w ogóle nie żałuję, że nie wyjechałem.

Jakbyś porównał Ekstraklasę z pierwszą ligą, to gdzie są największe różnice?

W pierwszej lidze jest jeszcze większa walka.

To da się bardziej? Dopiero powiedziałeś, że Ekstraklasa jest taka oparta na walce.

Da się! W pierwszej lidze walczy się jeszcze więcej. Choć teraz to się zmienia, drużyny chcą grać w piłkę.

Czy nie bałeś się, gdy pierwszy raz przyjechałeś grać do Europy?

Nie. W Brazylii grałem w szóstej lidze. Menadżer załatwił mi klub w Bułgarii. Ale to była nieładna historia. Byłem oszukiwany na pieniądzach. Nie mam nic do kraju, ludzi, ale taka mnie spotkała sytuacja i wróciłem do Brazylii. Po pół roku, gdy znowu grałem w szóstej lidze, znowu wypatrzył mnie menadżer i powiedział, że ma dla mnie ofertę w Niemczech, w Unionie Berlin…

Nie bałeś się znowu jechać do Europy, skoro już raz się na niej naciąłeś?

Nie. Czas płynął, nie byłem już młodym zawodnikiem. Co ja mogłem osiągnąć w szóstej lidze? W Brazylii jest ogromna konkurencja. Mnóstwo dobrych zawodników. Przyjechałem więc, testowany byłem w Unionie razem z Ricardinho, który grał potem w Wiśle Płock. Nie podpisałem jednak kontraktu i menadżer mówi:

– Leo, musimy wracać do Brazylii.

– A co ja tam będę robił? Grał w szóstej lidze? Nie wracam.

– Ale gdzie będziesz mieszkał? Co będziesz robił? Nie masz tu nic!

– Nie wiem. Nie wrócę do Brazylii. Bóg mi pomoże.

– OK Leo, to twoje życie. Zostawiam ci bilet. Jakby co, możesz wrócić.

Kolega z klubu usłyszał naszą rozmowę i powiedział praktycznie od razu po tym, że ma mieszkanie w Berlinie i wolny pokój. I mogę u niego zostać. Niezwykłe, prawda? Testował mnie TSV 1860 Monachium dwa miesiące, ale tam nie zostałem. Później zagrałem sparing w siódmej lidze. Jeden menadżer z Ukrainy mnie zauważył i powiedział, że mogę tam jechać.

Znowu: nie obawiałeś się? Ledwo poznałeś człowieka, a wywozi cię na Ukrainę.

Nie, bo walczyłem o swoje marzenie, walczyłem o grę na wysokim poziomie. Kiedy człowiek ma marzenie, może zrobić wszystko. Bez oszukiwania. Bez okłamywania ludzi. Byłem zdeterminowany i dzięki temu mi się udało. Na Ukrainie spędziłem sześć lat. Teraz jestem w Polsce. Grałem w mocnych klubach, grałem przeciwko gwiazdom.

Gdy grałeś w szóstej lidze brazylijskiej, miałeś chwile zwątpienia, myśli o tym, żeby to rzucić?

Nie. Bardzo mi pomagali brat z siostrą. Zarabiałem tam w przeliczeniu trzysta złotych, czyli nie można było za to przeżyć. Ale oni mnie motywowali:

– Leo, graj w piłkę! Wierz w siebie. My ci pomożemy finansowo.

I dzięki Bogu udało się. Cały czas piłka sprawia mi taką samą frajdę dziś, gdy mam 36 lat, co gdy byłem nastolatkiem.

Grałeś w Brazylii razem ze znanymi dziś piłkarzami?

Fernandinho z Manchesteru City to mój dobry kolega. Za młodu on był w pierwszej drużynie Paranaense, ja wtedy grałem w Parana Club. Znaliśmy się, graliśmy często przeciwko sobie. Ostatnio wysłał mi koszulkę Manchesteru, piszemy czasem do siebie. Znam się też z Willianem, z Mirandą.

Co cię przyciągnęło z powrotem do Górnika Łęczna?

Plan, który ma klub. Jak spadaliśmy, nie da się ukryć, były pewne problemy finansowe. Teraz nie ma żadnych. Górnik Łęczna wróci wyżej, tam gdzie jego miejsce. Ja się tu czuję dobrze, to jest mój klub, to jest moje miasto, stąd mam żonę. Mamy bardzo dobry zespół, doświadczenie wymieszanie z młodzieżą, wszystko funkcjonuje jak powinno.

Ostatnio głośno było o was, bo sami wyszliście z inicjatywą zejścia z kontraktów i to w momencie, gdy klub zapewniał was, że na razie finansowo jest OK.

Cały świat ma problemy. Rozumiemy, że klub może potrzebować naszej pomocy. Więc rada drużyny i cała szatnia wyszła z taką propozycją. Trzeba zrobić to, co potrzeba.

W Łęcznej jesteś bardzo rozpoznawalny?

Tak. Teraz nie wychodzę z domu, ale wczoraj byłem w sklepie i też chłopaki zaczepiali:

– Leo, wracamy do gry, dawaj!

Wiadomo, że chciałoby się wrócić na boisko, ale trzeba czekać.

 Jak ważny był dla ciebie dzień, gdy dostałeś polskie obywatelstwo?

Świetny dzień dla mojego życia. To co zrobił dla mnie ten kraj to niesamowite. Dostałem tu największą szansę i chcę ją spłacać. Jeżeli mogę komuś pomóc, zawsze postaram się to zrobić.

Mówi się, że Polacy za dużo narzekają, w przeciwieństwie do Brazylijczyków. Potwierdzasz stereotyp?

Nie. Ja też czasami narzekam! I Niemiec narzeka, i Brazylijczyk, i Francuz. Ludzie są różni, ale nie mam wrażenia, że Polacy dużo narzekają, choć słyszałem, że tak się mówi. Patrzę po Łęcznej, po szatniach w których byłem. Ludzie pozytywni, dużo śmiechu i serdeczności. W życiu nie będzie cały czas miło, to prawda. Będzie gorszy czas. Ale trzeba umieć spojrzeć i wtedy na życie tak, żeby widzieć pozytywy.

Często wracasz do Brazylii?

Ostatnio byłem rok temu. I mama mówiła, że siedzę, a już za Polską tęsknię. Teraz brat był u mnie, a obecnie miała mama przyjechać, bo jeszcze mnie nie odwiedziła, a bardzo chciała to zrobić. Niestety ta sytuacja z wirusem skomplikowała sytuację.

Zostajesz w Polsce po karierze?

Oczywiście.

Masz już plan na to co po piłce?

Czuję się dobrze, chcę grać. Ale na pewno jak przyjdzie ten dzień, będę pracował cały czas w futbolu.

Leo, czego ci życzyć?

Życzyć nam wszystkim, żebyśmy niedługo wrócili do normalnego życia. Wkrótce będzie ciepło. Fajna pogoda. Żebyśmy wtedy żyli normalnie, jak dawniej.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
0
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

5 komentarzy

Loading...