Pandemia koronawirusa, jaka dotknęła każdą dziedzinę życia codziennego, będzie dla całego świata piekielnie kosztowna. Już dziś można przewidywać jeden z największych kryzysów gospodarczych ostatnich dziesięcioleci, co oczywiście dotknie też piłkę nożną. Sposoby radzenia sobie z kryzysem są różne. W Polsce zapowiadane jest poluzowanie ram procesu licencyjnego, przymknięcie oka na zaległości wobec zawodników, a także wprowadzenie kwoty, powyżej której kluby będą mogły zamrozić zarobki swoich graczy. W Hiszpanii zaś – o czym napisał dziennik „AS” – związek sypnie kasą. I to nie byle jaką, bo na pomoc klubom przeznaczone zostanie ponad pół miliarda euro.
Taki sposób walki z kryzysem zapowiedział prezes RFEF (Hiszpański Związek Piłki Nożnej) Luis Rubiales.
— Chcemy usiąść do stołu z klubami LaLiga i porozmawiać o problemach, które część z nich może mieć. Chcemy jedności, nadziei, dyscypliny. Cały futbol, od najskromniejszego po elitę, musi wysłać wiadomość o solidarności. Razem zatrzymamy wirusa — cytuje słowa Rubialesa BBC. Prezes hiszpańskiej federacji zapowiedział też przeznaczenie 3,7 miliona euro na pożyczki dla amatorskich zespołów męskich i damskich. Udostępnił krajowej służbie zdrowia personel kadry narodowej – fizjoterapeutów i psychologów – a także hotel zwykle zajmowany przez reprezentację „La Furia Roja”.
Pieniądze, o których wspomniał, mają być wypłacane klubom przez najbliższych pięć lat, mają one przede wszystkim w jakimś stopniu załatać dziurę w budżetach, która pojawia się ze względu na brak wpływów z tytułu praw telewizyjnych.
Oczywiście to tylko kropla w morzu potrzeb, bo jak czytamy w raporcie KPMG Football Benchmark, gdyby na przykład sezon nie mógł być dokończony – a trudno dziś to wykluczyć, nawet mimo ogromnych starań UEFA, by tak się nie stało – kluby LaLiga straciłyby łącznie od 800 do 950 milionów euro.
Kluby i tak czekałoby więc drastyczne cięcie kosztów i nawet mimo tego – wiele po epidemii wróci do gry z potężnymi problemami finansowymi. Niemniej jednak w żadnej z czołowych europejskich lig nie zdecydowano się na program pomocowy o takiej skali.
Jeśli chodzi o Serie A, „La Gazzetta dello Sport” wyliczyła kilka dni temu, że liga – a więc i kluby – stracą nawet 720 milionów euro. Zespoły z pomocą firmy Deloitte udokumentowały swoje straty, po czym miały wysłać do władz ligi propozycję przekazanych za jej pośrednictwem rządowi. Część klubów wezwała do usunięcia obostrzeń związanych z reklamowaniem się za ich pośrednictwem firm bukmacherskich, część zaapelowała o zmianę tzw. „prawa Melandriego”, dotyczącego dystrybucji pieniędzy z tytułu praw telewizyjnych. Wciąż jednak nie wiadomo, jakie dokładnie będą rozwiązania federacji i władz państwowych.
W Anglii PFA (Związek Piłkarzy Profesjonalnych) w oświadczeniu wydanym w dniu wczorajszym dopiero apeluje o spotkanie władz Premier League i English Football League z przedstawicielami PFA właśnie. Związek chce przedyskutować wpływ kryzysu wywołanego przez chorobę COVID-19 na osoby, które reprezentuje, a więc na zawodników.
W Niemczech zaś póki co najgłośniej jest o zawodnikach poszczególnych klubów, którzy rezygnują z części zarobków. Z kolei wczoraj „Bild” poinformował, że Bayern, Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen i RB Lipsk są gotowe zrezygnować z przysługujących im z tytułu praw telewizyjnych pieniędzy (12,5 miliona euro) oraz dorzucić od siebie 7,5 miliona. To dałoby DFL (władze ligi niemieckiej) 20 milionów w europejskiej walucie do rozdysponowania pomiędzy kluby z 1. i 2. Bundesligi, które znajdą się w najtrudniejszej sytuacji.
fot. NewsPix.pl