Jeżeli nie uda się dograć tego sezonu do końca przed 30 czerwca – a niestety jest to wariant realny – najbardziej prawdopodobne rozwiązanie to uznanie tabel po ostatniej pełnej rozegranej kolejce. Takie kroki przewidywał też zarząd PZPN podczas ostatniego nadzwyczajnego posiedzenia. Nie brakuje zwolenników tego rozwiązania, ale na pewno miałoby ono swoje istotne wady. Wystarczy porównać sytuację z poprzednim sezonem.
W przypadku Ekstraklasy kończylibyśmy rywalizację na kolejce nr 26. Oznaczałoby to, że mistrzem zostaje Legia Warszawa, a w pucharowych eliminacjach grają też Piast Gliwice, Cracovia i Śląsk Wrocław. Do I ligi spadają ŁKS, Arka Gdynia i Korona Kielce, natomiast do elity wchodzą Podbeskidzie Bielsko-Biała, Warta Poznań i Stal Mielec, która normalnie zajmując trzecie miejsce musiałaby jeszcze grać w barażach.
Jest to rozwiązanie, przy którym na pewno wielu czułoby się stroną pokrzywdzoną, bo mogliby słusznie argumentować, że przez 11 kolejek jeszcze bardzo dużo by się zmieniło. I mogliby podać za przykład sezon 2018/19.
Tabela po 26. kolejce wyglądała wówczas następująco:
Nie trzeba mieć wybitnej pamięci, żeby dostrzec, jak mocno ta tabela różniła się od końcowej. Mistrzem nie została Lechia Gdańsk, tylko mający siedem punktów do odrobienia Piast Gliwice. Jak pamiętamy, Lechia skończyła na trzecim miejscu ze stratą pięciu punktów do lidera… Cracovia ostatecznie dostała się do eliminacji Ligi Europy, będąc wówczas dopiero na siódmej lokacie. Z Ekstraklasy zamiast Wisły Płock spadła trzynasta na tamten moment Miedź Legnica. Teraz lecą trzy zespoły, czyli wtedy byłaby to Arka Gdynia, która potem też by uciekła spod topora, bo dzięki dobrej końcówce (16 punktów w jedenastu spotkaniach) finiszowała na trzynastym miejscu. Mnóstwo zmian w kluczowych rozstrzygnięciach.
W I lidze (na razie 22 kolejki) byłoby miejscami podobnie. W ubiegłym sezonie na tym samym etapie poza Rakowem Częstochowa awansowałaby też Stal zamiast ŁKS-u, a pamiętamy jak w ostatnich latach dzięki świetnemu finiszowi do elity przebijały się Górnik Zabrze i Zagłębie Sosnowiec.
Z drugiej strony, anulowanie całych rozgrywek i poszerzenie ligi z zachowaniem miejsc pucharowych z tamtego sezonu to też pewna niesprawiedliwość, chociażby w kontekście prowadzącej z ośmiopunktową przewagą Legii. W jakimś stopniu rację również mieliby ci mówiący, że 26 kolejek z 37 to już jednak dość znaczący wycinek. Każdy uzbierał tyle samo meczów, a tu mamy sytuację jak w skokach, gdy zmienia się pogoda i uznajemy za wiążące rozstrzygnięcia wyniki pierwszej serii, choć przecież każdy mógłby się poprawić w drugiej. W tym tonie wypowiadał się w Weszłopolskich trener Lechii, Piotr Stokowiec.
Jak już kilka razy podkreślaliśmy, że w razie niedogrania sezonu nie będzie rozwiązań dobrych. W każdym przypadku jedni bardziej zyskają, a drudzy stracą. Dorzucamy jednak nowy wątek w temacie uznania tabeli po 26. kolejce, bo chyba dopiero zestawienie tego przypadku z poprzednim rokiem pokazuje skalę spekulacji, jaką byłby ten wariant. Naprawdę cieszymy się, że to nie my musimy decydować, jak z tego wybrnąć!
Fot. FotoPyK