– Wyobrażam sobie, że część zawodników powie: – Nie, nie, to nie moja wina, ja trenuję, robię swoje, i tak już nie mam premii, swoje odcierpiałem. To będą trudne rozmowy prezesów i właścicieli z piłkarzami. Jeśli zawodnik obierze linię „nie, mi się wszystko należy”… Czasem lepiej dostać mniej niż nic. Może być taka sytuacja, jak mówicie – że klubu nie będzie stać wypłacić wszystkiego i zamknie furtkę, a jak się dogadamy, funkcjonujemy dalej. Wtedy pewnie część zawodników z taką postawą zmięknie. Ale to są wszystko dywagacje, nie wiemy, co będzie z ligą. Trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz. Zawsze imponowali mi ludzie, którzy potrafią żyć z dnia na dzień i czerpać z życia, ale w takich sytuacjach cieszę się, że jestem wychowany trochę inaczej i żyję oszczędnie – mówi Damian Zbozień w rozmowie z Weszłopolskimi.
***
Masz dzieci?
Mam syna.
Zrobiłbyś taki challange, jak Peszko, że kładziesz papier toaletowy na głowie syna i kopiesz?
Ja bym zrobił, ale nie wiem co żona na to! Mój syn jest tak ruchliwy, że mogłoby być niebezpiecznie.
Przejdźmy do poważnych spraw – jak wygląda życie w Arce? Planujecie wznowić treningi czy trenujecie cały czas indywidualnie?
W piątek mieliśmy wspólne zajęcia, w weekend dostaliśmy wolne i oczywiście zakaz opuszczania Gdyni. Mieliśmy początkowo trenować wspólnie, ale dzisiaj została podjęta inna decyzja – dostaliśmy rozpiski, do środy mamy trenować indywidualnie. Ograniczają nasz kontakt. Zobaczymy, jak będzie dalej. W środę dowiemy się o kolejnych decyzjach. Wiadomo – sytuacja jest dynamiczna, wszyscy czekają na informacje, co będzie z ligą, co będzie z Euro. Śledzimy cały czas.
W przedpokoju będziesz to realizował czy jednak wyjdziesz na dwór?
Jest bieganie, mam las koło domu, ścieżek bardzo dużo. Wiadomo – tam zbyt wielu ludzi nie ma. Myślę, że to bezpieczne i mogę tam trenować. Poza tym ciężko jest usiedzieć cały dzień w domu.
Rozmawialiśmy kilka dni temu z twoim kolegą, Jakubem Wawszczykiem. Powiedział, że nie wyobraża sobie, by Arka na mocy obecnych wyników nie dokańczając sezonu spadła z Ekstraklasy. Podzielasz to stanowisko?
Nie wyobraża sobie? Wiecie, ja nie wyobrażałem sobie, że taka pandemia może być na świecie. Na dzień dzisiejszy wyobrażanie sobie nie ma sensu. Łatwiej mi wyobrazić sobie, że się liga skończy, niż to, co się teraz dzieje na świecie. Nasze pokolenie pierwszy raz mierzy się z czymś takim. Z punktu widzenia sportowca – oczywiście, to byłaby dla nas katastrofa, gdyby się teraz skończył sezon. To są trudne decyzje do podjęcia. Na pewno mądre głowy będą siedziały nad tym, by nikogo nie skrzywdzić. Spotkań zostało jeszcze jedenaście, do zdobycia bardzo dużo punktów. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądało to rok temu. Też nas wszyscy skazywali na pożarcie. Piętnaście meczów bez zwycięstwa, a finiszowaliśmy bardzo dobrze i utrzymaliśmy się. Zdaję sobie sprawę, że to nie są łatwe rzeczy. Łatwo się mówi nam z fotela, by dołączyć do ligi nowe zespoły. Wiadomo, że chodzi o pieniądze, nie ma się co oszukiwać. My jesteśmy na dalszym planie. Najlepiej byłoby dograć ten sezon – kluby dostałyby pieniądze od sponsorów, z telewizji, my mielibyśmy szansę rywalizować do końca. Natomiast może być ciężko. Współczuję osobom, które będą decydować. Jesteśmy dziś pod kreską i mam nadzieję, że nas nie skrzywdzą. Ale co się wydarzy? Ciężko powiedzieć.
A propos pieniędzy, niedługo ten problem dotknie każdego z nas w każdej dziedzinie gospodarki, także w piłce nożnej. Za sprawą jednej wypowiedzi zrobiło się ostatnio o tej sprawie głośno. Widzisz wśród piłkarzy świadomość, jak głęboki jest to problem? Gdyby kluby powiedziały, że bez obniżek pensji nie będą w stanie się utrzymać, piłkarze byliby to w stanie przyjąć?
Każdy człowiek na świecie zdaje sobie sprawę z tego, że każda branża ucierpi. Gdy pandemia w Polsce jeszcze nie była tak rozprzestrzeniona i pojawiały się głosy, że będziemy grali bez kibiców, pomyślałem od razu o naszej pani Alicji, która ma restaurację przy stadionie. Pierwsze co jak się z nią spotkałem, to powiedziałem, że „kurczę, będzie się pani teraz ciężko utrzymać”. Oczywiście, że to dotknie każdego. Zdajemy sobie z tego sprawę. Jeśli kluby nie będą mogły się utrzymać, będą robić cięcia. Nie tylko w piłce, w każdej firmie tak będzie. Mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Liczymy, że państwo, PZPN, Ekstraklasa, każdy będzie chciał pomóc klubom, by jak najmniej to zabolało. Natomiast nie ma co się oszukiwać – odczujemy to.
Mój tata jest przedsiębiorcą, mam wielu znajomych, którzy prowadzą restauracje. Stoją pozamykane, przychodów żadnych, a koszta dalej są. Bardzo trudna sytuacja, trzeba patrzeć racjonalnie. Pieniądze schodzą teraz na dalszy plan, są rzeczy ważniejsze. Taki szok dla świata się przyda, przewartościujemy sobie pewne rzeczy. Wielu ludzi się zastanowi. Wydawało im się, że są władcami świata, a taka sytuacja pokazuje, jacy jesteśmy malutcy. Patrzę na aspekt sportowy, chciałbym, by to się unormowało, chciałbym wrócić na boisko, grać przyszłe sezony. Smutno jest bez piłki. Każdy za nią zatęskni. My za treningami, kibice złapią więcej motywacji do oglądania, dopingowania.
Mówiąc o tym, że jesteś gotowy na różne scenariusze, wyrażasz swoje zdanie czy widzisz wśród kolegów podobne podejście? Arka jest w o tyle trudnej sytuacji, że już teraz bez wirusa ma dziurę budżetową.
Arka na pewno jest w trudnej sytuacji. Z tego, co się orientuję, są prowadzone rozmowy między właścicielem a potencjalnym nabywcą. Jeśli zakończą się sukcesem, wtedy wraca miasto. Sytuacja będzie duża lepsza. Głównym problemem w tym sezonie jest to, że miasto się wycofało, nie chce współpracować z obecnym właścicielem. Sezon prawdopodobnie byłby spięty z pieniędzy, które miasto miało przekazać. Wierzymy, że przyjdzie nowy właściciel, pomoże klubowi i wyjdziemy z tego obronną ręką.
A co do cięć – wiadomo, nie chcę mówić za wszystkich, a potem moja wypowiedź będzie cytowana, że zadecydowałem za drużynę i zgadzamy się na obcięcia. To będą indywidualne rozmowy. Mówię czysto po ludzku i biznesowo. Siedzę w piłce, ale staram się też inwestować i zdaję sobie sprawę, że każdy ucierpi. Takie rozmowy mogą być podejmowane. Wyobrażam sobie, że część zawodników powie: – Nie, nie, to nie moja wina, ja trenuję, robię swoje, i tak już nie mam premii, swoje odcierpiałem. To będą trudne rozmowy prezesów i właścicieli z piłkarzami. Jeśli zawodnik obierze linię „nie, mi się wszystko należy”… Czasem lepiej dostać mniej niż nic. Może być taka sytuacja, jak mówicie – że klubu nie będzie stać na wypłacenie wszystkiego i zamknie furtkę, a jak się dogadamy, funkcjonujemy dalej. Wtedy pewnie część zawodników z taką postawą zmięknie. Ale to są wszystko dywagacje, nie wiemy, co będzie z ligą. Trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz. Zawsze imponowali mi ludzie, którzy potrafią żyć z dnia na dzień i czerpać z życia, ale w takich sytuacjach cieszę się, że jestem wychowany trochę inaczej i żyję oszczędnie. Poradzę sobie. Ciekaw jestem, jak poradzą sobie tacy ludzie, którzy żyją z dnia na dzień i wydają mówiąc, że zaraz zarobią. A tu sobie nie zarobią, bo nie mogą wyjść z domu. Są sytuacje, których człowiek nie przewidzi. Czasem trzeba oszczędzać.
Skąd twoja pewność, że przy nowym właścicielu wróci miasto? Tak wam przekazali obecni właściciele? Trzeba pamiętać, że w przypadku epidemii miasto może mieć inne priorytety niż finansowanie Arki.
Pewność to za duże słowo. Takie sytuacje pokazują, że na świecie nic pewnego nie ma. Takie informacje zostały nam przekazane przez prezesa. Jestem tu czwarty sezon i wiem, że miasto jest bardzo zżyte z klubem. Z tego, co się orientuję – miasto chce być z Arką. Zawsze się mówiło „Arka to Gdynia, a Gdynia to Arka”. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat stosunki się pogorszyły, ale mocno to wierzę, że miasto będzie wspomagać Arkę dalej. Jeśli wejdą nowi właściciele – a z tego, co się słyszy, będą to ludzie z Gdyni – to myślę, że będą żyć w symbiozie z miastem. Mam nadzieję, że Arka wyjdzie z tego zakrętu z podniesionym czołem, bo to fajny klub, fajne miejsce na piłkarskiej mapie, fajny stadion, świetni kibice. Jestem bardzo emocjonalnie zżyty.
Nie dziwimy się, że wierzysz. Ale zapewnienia obecnych właścicieli pokazały już wcześniej, że nie bardzo jest się do czego przywiązywać.
Łatwo się mówi w wywiadach, ale jak w grę wchodzą pieniądze, wtedy jest inna rozmowa. Domyślam się, że to nie są łatwe tematy i właściciele chcą jak najwięcej dostać. Każdy się martwi: co będzie z ligą, w której lidze wystartujemy, co z koronawirusem. Jeśli ktoś ma wyłożyć swoje pieniądze, to nie jest już takie hop-siup. Zwłaszcza, że nie jest łatwo zarobić na piłce, nie wiem czy ktokolwiek zarabia, niejeden się już na tym wyłożył. Zdaję sobie sprawę, że dopóki papiery nie są podpisane, to nic nie jest pewnego. Ale jestem optymistą. Wolę tak żyć niż siedzieć i myśleć: koronawirus, spadniemy, Arka się rozpadnie, nie dostanę pieniędzy. Wtedy depresja i kulka w łeb. Wolę wierzyć, że wszystko się unormuje i wszyscy wrócimy zdrowi na boisko.
Słuchając cię mamy wrażenie, że masz dużą świadomość, jak wielkie gówno zaczyna się wokół nas dziać. Ty jako Damian Zbozień wierzysz w ogóle to, że będzie szansa dograć chociaż jedną kolejkę tego sezonu?
Gorąco w to wierzę. Śledzę cały czas to, co się dzieje, miałem wcześniej swoje opinie. Jak mówię – łatwo się z fotela o wszystkim decyduje. Jak człowiek się w to zagłębi od strony biznesowej – tu są kontrakty telewizyjne, tu sponsorskie, sponsorzy nie płacą z góry, a za daną kolejkę i reklamy w trakcie meczów. Trudne tematy. A co do grania, bardzo bym chciał, ale z tego, co czytałem wywiady prezesa Bońka – jeśli nie dogramy ligi do 30 czerwca, nie ma możliwości grania jak w tych scenariuszach, że dogramy sobie do końca roku, że pozmieniają kontrakty. Byłby wielki chaos. Jeśli zawodnicy mają do 30 czerwca kontrakty, co zrobić z okienkiem? Mega trudne decyzje, ciężko to pospinać. Ja osobiście uważam, że nie uda się dograć wszystkich kolejek, bo szczyt pandemii dopiero przed nami. U nas fajnie podeszliśmy, widać świadomość na ulicach, mały ruch, ludzie zostają w domach, starają się zatrzymać wirusa na ile to możliwe, ale widzę, że w innych krajach bagatelizują, więc będzie się to wszystko przeciągało. Może uda się ten scenariusz z dograniem chociaż 30 kolejek. Jako sportowiec chciałbym walczyć do końca i powiedzieć potem „nie dałem rady” albo „dałem radę”. Wiadomo, wszystkim się decyzje podobać nie będą. Chciałbym, by Arka się utrzymała, ale trzeba uszanować wszystkie decyzje, jakie zostaną podjęte.
Rozstanie z trenerem Rogiciem – uważasz, że coś się wypaliło czy byłeś zaskoczony tym odejściem czy zwolnieniem, zwał jak zwał?
Bardzo zaskoczony. Z tego, co wiem, to było odejście. Zaskoczony przez to, że takie sytuacje nie są codzienne. U nas trenerzy trzymają się rękoma i nogami, wierzą w siebie i zależy im na pracy, bo wiadomo, jak praca trenera jest ciężka – dzisiaj ją masz, ale zaraz możesz wypaść na rok czy dwa z karuzeli. Trener Rogić to moim zdaniem bardzo dobry trener i człowiek. Dla mnie to duży szok. Zachowanie z klasą, sam zakładał, że będzie to wyglądało lepiej. Jeśli to jest prawda, bo może są jeszcze jakieś inne, zakulisowe rzeczy, o których nie wiemy. Gdy przyszedł, widać było po nim wielki optymizm. Sam był w szoku, liczył, że będziemy się jako zespół rozwijać. Musimy tę decyzję przyjąć, zaakceptować, pożegnaliśmy się w zgodzie i wszyscy będą dobrze trenera wspominać, bo wykonywał dobrą robotę.
Zakładając wersję z odejściem – mówisz, że wielka klasa trenera, ale my na miejscu piłkarzy bylibyśmy wkurzeni. Zaczyna się palić w klubie, sytuacja coraz cięższa, a trener zamiast walczyć ucieka z okrętu.
Pomidor. Co wam mogę powiedzieć? Są dwie strony medalu. Takie myśli też się pojawiały, ale z czysto ludzkiej strony – poznałem tego człowieka i myślę, że to jednak klasa. Świetna osobowość i niezły warsztat. Od strony sportowej patrzyłem na to w ten sposób, mówię „kurczę, nie chce z nami dalej pracować”. Niewygodny temat, by się wypowiadać. Muszę to uszanować. Trener też spotkał się z nami, by się pożegnać. Niespotykana rzecz. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby trener sam odszedł. Zwłaszcza, że tu się nic nie wypaliło, bo czasami czuje się, że trener nie jest w stanie już nic zrobić. Ja takiego odczucia nie miałem. Ale ambicja trenera – to słowo klucz. Jest mega ambitną osobą, wielokrotnie nam to podkreślał, gdy nie był zadowolony z drużyny. Na zewnątrz zawsze nas bardzo bronił, a wewnątrz był mega wymagający. To też fajna cecha. Jego olbrzymia ambicja spowodowała, że opuścił stery Arki. To nie tak, że się poddał.
To na koniec – jaki jest twój pomysł, żeby nie zwariować w tym czasie?
Uczę się chodzić po suficie i ścianach (śmiech). Na trening zawsze znajdę czas, staram się ćwiczyć więcej niż normalnie. Do tego zabawy z synem. A, no i dzisiaj odkurzyłem pianino! Mam zamiar codziennie po godzince poćwiczyć, bo – nie ukrywam – będąc w Gdyni trochę to zaniedbałem.
Grasz lepiej niż Langil?
On fajnie, „Budzik” też. To są artyści. Ja sobie, można powiedzieć, pogrywam. W Lubinie miałem więcej czasu, miasto nie oferowało tyle atrakcji, co Gdynia, więc na nudę było pianino.
Co lubisz grać najbardziej?
Jak to moja żona mówi – smęty! Możecie na Facebooku zobaczyć, coś wrzucałem. Bardzo lubię grać Ludovico Einaudiego, który pisze muzykę filmową. Bardzo spokojne, ładne, wzruszające utworki. Uczę się nut na pamięć i to jest problem. Nawet nie wiem później, jak się nazywają utwory. Jak coś znacie, możecie podesłać, poćwiczę!
Rozmawiali WESZŁOPOLSCY
Fot. FotoPyK