Reklama

Radosław Piesiewicz: Nie wierzę w to, że uda się rozegrać ten sezon

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

14 marca 2020, 21:02 • 11 min czytania 2 komentarze

Czy sezon Energa Basket Ligi uda się dokończyć? Kto zostanie mistrzem, a kto – i czy w ogóle – z niej spadnie? Jak wygląda sytuacja finansowa klubów i ligi? Co z reprezentacją Polski i turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich? Między innymi na te pytania na antenie WeszłoFM odpowiadał Radosław Piesiewicz, prezes Polskiego Związku Koszykówki.

Radosław Piesiewicz: Nie wierzę w to, że uda się rozegrać ten sezon

Panie prezesie, zacznijmy od tej trudnej decyzji o wstrzymaniu sezonu, którą podjęto w tym tygodniu. Zadziałaliście interwencyjnie, jeszcze zanim ustalone zostały kwestie opcjonalnego mistrzostwa jeśli sezon nie zostanie dokończony czy rozwiązania tego finansowo. Chodziło o to, żeby nie narażać zdrowia i życia koszykarzy, tak?

Przede wszystkim to jest jedyna słuszna decyzja. Najważniejsze jest właśnie zdrowie zawodników i wszystkich pracujących w klubie osób oraz kibiców. Po spotkaniu z premierem, gdzie było kilku prezesów związków sportowych, już proponowałem by zamknąć lub zawiesić ligi. Był opór, mówiono, że warto grać bez kibiców. A teraz już wszystkie ligi zawiesiły grę. Byłem potem w kontakcie z prezesami ligi piłkarzy ręcznych czy siatkarzy. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że trzeba to zrobić i nie ma na co czekać, bo to jedyna słuszna droga. Trudno obserwować zmagania zawodników, którzy walczą na parkiecie, ale głowy mają zupełnie gdzie indziej, bo chcieliby być w domach ze swoimi rodzinami. Widzimy, jak rozwija się ten koronawirus. Jest bardzo niebezpieczny. Wszyscy w lidze apelujemy, by wszyscy, którzy oglądają Polską Ligę Koszykówki, pozostali w domach. To jest czas, który najlepiej spędzić z rodziną.

Liga zawieszona jest do 25 marca. Ale tak po ludzku – nie pytam pana już jako prezesa, a po prostu jako kogoś, kto obserwuje te wydarzenia – wierzy pan, że ten sezon uda się jeszcze rozegrać? Czy można się nastawiać na to, że to już jego koniec?

Po ludzku – nie wierzę w to, że uda się rozegrać ten sezon, patrząc na to, co dzieje się w Europie i Polsce. Nie ma sensu narażać zawodników powrotem na parkiet. Trzeba pamiętać, że ci zawodnicy aktualnie po prostu nie trenują. Bo jest apel rządu, by pozostać w domach. Powrót tych zawodników do sezonu oznacza rozpoczęcie od nowa treningów i walkę o powrót do optymalnej dyspozycji. Trzeba by było zrobić taki dwutygodniowy rozruch. Wtedy mogliby wrócić do formy meczowej. Myślę, że to ze względu na zdrowie tych zawodników nie ma większego sensu. Oczywiście, jako zarząd będziemy dyskutowali z radą nadzorczą ligi i starali się wybrać najlepszą możliwą ścieżkę na to, by zakończyć sezon.

Reklama

Jakie pomysły pojawiają się już teraz? Liga kobiet została już odwołana w stu procentach. Wiemy, że mistrzem jest tam Arka Gdynia, która po 21. kolejkach była na czele. W męskiej lidze do rozegrania zostało osiem kolejek i play-offy. Jest brana pod uwagę opcja, że drużyna, która była na pierwszym miejscu po ostatniej pełnej kolejce, zostaje mistrzem Polski?

Przede wszystkim trzeba spojrzeć na to szerzej. Pamiętać należy o tym, że wiele zespołów ma dotacje z jednostek samorządowych i od wielu sponsorów. Te jednostki samorządowe oczekują tego, żeby ligę rozegrać. Istnieją umowy o dotacje między klubami a tymi jednostkami, które mówią o tym, że są pewne zadania do wykonania. A one wykonane są, gdy liga się kończy. Nie możemy zostać bez rozstrzygnięcia. My też mamy swoje zobowiązania jako liga. Każdy z nas się mierzy z tym samym – klub ze swoimi sponsorami, my ze swoimi. Mamy odpowiedzialnych sponsorów i partnerów, m.in. Grupę Energą, gdzie już rozmawiałem z panem dyrektorem i panią prezes. Wiemy, że dzisiejsza sytuacja, to jest w Polsce stan wyjątkowy. Jak będzie taka potrzeba, to ligę zakończymy. Myślę, że z rozdaniem medali.

Ważną kwestią jest to – o czym pan wspomniał – w którym momencie powinniśmy zakończyć tę ligę. Trzeba pamiętać, że stan na dzisiaj jest taki, że Stelmet zostałby mistrzem Polski. Mamy ponad 50 procent spotkań rozegranych, a w regulaminie widnieje zapis, że jeśli się te 50 procent rozegra, to sezon jest ważny. Sytuacja dziś jest wyjątkowo mało zgrabna. Myślę, że trzeba będzie przeprowadzić na ten temat dyskusję. Czy to ma być po pełnych kolejkach? Trzeba pamiętać, że my, jako liga, kolejki rozgrywamy na co dzień. Mecze są przekładane na prośbę klubów. Więc też nie bardzo wiem, jak można byłoby ukarać ileś klubów za to, że grały swój sezon normalnie i nie przekładały spotkań. Trzeba się zastanowić, jak najlepiej to rozstrzygnąć. To jedna rzecz.

Druga to sytuacja podbramkowa – mamy drużynę, która powinna spaść z ligi. Na dole tabeli są trzy zespoły, które były zagrożone spadkiem. Trzeba do tego podejść zdroworozsądkowo. W tej sytuacji myślimy też o 1. i 2. lidze. W lidze żeńskiej było to o tyle łatwe, że została tam tylko ostatnia kolejka rundy zasadniczej. Można (i trzeba) było podjąć tam taką decyzję, by nie rozgrywać tej ostatniej kolejki i play-offów, a medale rozdać według stanu tabeli na dzień po ostatniej rozegranej kolejce. Tak się też stało. Myślę, że sytuacja w męskiej lidze dla nikogo nie jest komfortowa i wygodna. Trzeba jednak dbać o dobro klubów.

Wiemy doskonale, że przez to, co się dzieje, wszyscy tracimy gospodarczo. I sponsorzy, którzy szczodrze płacili i reklamowali się przez kluby grające w Ekstraklasie czy innych rozgrywkach, mają teraz problemy finansowe. Wiemy, że przełoży się to na sport. Liczymy, że z jak najmniejszą stratą dla koszykówki. Trudny to będzie okres dla polskiego sportu, to na pewno. Mamy dużo rzeczy do przemyślenia, spraw, które trzeba teraz rozwiązywać. Musimy jako liga panować nad tym również finansowo. To jest ważne. Nikt się tego po prostu nie spodziewał.

To sytuacja, do której nie da się przygotować w żadnej szkole. Trudno też mieć pretensje, że przepisy tego nie przewidywały. Natomiast, jak, według pana wiedzy, wygląda kwestia indywidualnego podejścia samych koszykarzy do tej sprawy? Wiemy, że tracimy na tym tak naprawdę wszyscy. Niezależnie czy ktoś jest hydraulikiem, kierowcą czy przedsiębiorcą. Zastanawiam się, czy koszykarze byliby w stanie zrzec się części pieniędzy, skoro nie grają i – choć nie ze swojej winy – przebywają na urlopach? Czy byliby w stanie tę sytuację zaakceptować? Czy też może dojdzie na tym polu do konfrontacji?

Reklama

Jako przedstawiciel ligi nie mam wglądu do kontraktów zawieranych między klubami a zawodnikami. Nie wiem, jak one są skonstruowane i trudno mi się na ten temat wypowiedzieć. Jako odpowiedzialna osoba wiem jedno – kluby mają trudną sytuację, ale trzeba się starać wywiązać ze swoich zobowiązań. Usiąść do stołu i porozmawiać powinien w tym przypadku prezes klubu z zawodnikiem. To jest najważniejsze – rozmawiać i nie chować głowy w piasek. To, czy zawodnik zrozumie, czy nie zrozumie, że jest taka sytuacja, to już inna sprawa. Jak z każdym człowiekiem. Trudno odpowiedzieć chóralnie, że dana osoba zrozumie albo nie zrozumie. Wiemy na pewno, że będzie to miało duże konsekwencje na życie nas wszystkich. Najważniejsze jest to, by znaleźć konsensus i by kluby starały się dogadać z zawodnikami.

To już się dzieje, wiem o tym. Zawodnicy z zagranicy zaczęli wyjeżdżać, kluby zaczęły rozwiązywać z nimi umowy. Więc da się to odpowiednio rozegrać. Sytuacja z polskimi zawodnikami jest nieco inna, tak myślę. Bo oni mieszkają i pracują tu na co dzień. Grają w koszykówkę, z tego żyją. Zawodnicy z zagranicy wyjeżdżają do siebie do domu, łatwiej było im się pogodzić, że rozwiązują te kontrakty. Wiele zależy też od tego, czy to kontrakt, który kończy się w tym sezonie, czy też będzie trwał dłużej. Myślę, że trzeba po prostu rozmawiać. Do tego namawiam wszystkich prezesów klubów. Żeby rozmawiać, nie podejmować pochopnych, samozwańczych decyzji, a rozmawiać z zawodnikami. To jest bardzo ważne. Wszyscy tworzymy tę ligę i ten sport. Sytuacja jest na pewno trudna, ale liczę na rozsądek wszystkich. Musimy to przetrwać razem, bo siła jest w grupie, w nas wszystkich. Nie można zapominać o tym, że sędziowie czy komisarze też przestają gwizdać i pracować. Tych zawodów, które są połączone z koszykówką jest dużo więcej. Więcej jest też osób, które na dziś zostają bez wpływów.

Wzorem mogłaby tu być NBA, gdzie już wiemy o przypadkach, że sami zawodnicy dobrowolnie robią zrzutki i przekazują pieniądze pracownikom zajmującym się obsługą hal. Bo oni, przez zawieszenie rozgrywek, zostali bez pracy. I sami zawodnicy są w stanie przeznaczyć na to część ich wielkich zarobków…

Tylko trzeba podkreślić, jak słusznie pan to ujął – „wielkich zarobków”. Jednak w NBA zarabia się ogromne pieniądze. Ci gracze mogą robić takie zrzutki. Myślę, że w ligach w Europie tak to już nie wygląda. W naszej lidze też nie jest tak, że zawodnicy zarabiają kwoty w milionach dolarów. Od nich bym tego nie wymagał. Prędzej wymagałbym od jednostek samorządowych – żeby one wspomogły kluby, one przejęły ten obowiązek utrzymania i płacenia pracownikom hal. A kluby, taką mam nadzieję, też były rozsądnie prowadzone. Nie „na zakładkę”, tylko że w jakiś sposób były – bo być powinny – zabezpieczone na wypadek takiej sytuacji i mają pieniądze, którymi mogą teraz dysponować i utrzymać ludzi na etatach. Liczę na to, bo jeżeli mamy zarządzać ligą i klubami, to każdy z nas bierze odpowiedzialność za tych ludzi, którzy na co dzień w nich pracują. Zawodnik też jest przecież pracownikiem danego klubu.

Chciałem jeszcze dopytać o kwestię spadku. Czy bierze pan pod uwagę możliwość, że żadna drużyna nie spadnie w tym roku z Energa Basket Ligi? Pytam, bo wiadomo, że, poza samym awansem sportowym, by zagrać w lidze trzeba spełnić też szereg warunków licencyjnych. Co w tej sytuacji może być dla tych klubów pierwszoligowych trudniejsze. Wierzy pan w możliwość dogadania się, by te drużyny z pierwszej ligi nie były „obrażone”, gdyby żadna nie awansowała?

Na początku przede wszystkim rozmowa. Będziemy rozmawiali z klubami z pierwszej i drugiej ligi. Bo to się wiąże ze wszystkimi poziomami rozgrywkowymi. Najważniejsze jest dobro wszystkich, choć wiadomo, że nie wszystkim da się dogodzić. Jak dziś patrzę na Energa Basket Ligę, to byłoby dużą niesprawiedliwością, żeby któraś z drużyn spadła. Trudno jest dziś powiedzieć, kto miałby to być…

Zwłaszcza biorąc pod uwagę kształt tabeli. Gdyby było jeszcze tak, że jakaś drużyna traci z dziesięć punktów, to pewnie byłoby to łatwiej zrobić niż teraz, przy minimalnych różnicach.

Tak, tu jest różnica tak naprawdę jednego meczu. Myślę, że nie chciałbym skrzywdzić żadnej z tych trzech drużyn, które mają bardzo podobny bilans. Uważam, że ze względu na tę sytuację, wszystkie te drużyny powinny dostać ponownie możliwość rozegrania pełnego sezonu. Ale trzeba w tej sprawie porozmawiać też z drużynami z 1. ligi i wtedy podjąć tę ostateczną decyzję. Na razie mamy czas do 25 marca. Zobaczymy, jak będzie się rozwijała sytuacja w Polsce. Ale gdy widzę, że codziennie wzrasta liczba zarażonych, to nie spodziewam się optymistycznego wariantu, czyli rozegrania meczów. Trzeba w tej chwili rozmawiać. Sami organizujemy telekonferencje, dyskutujemy na ten temat. Na pewno podejmiemy ostateczną decyzję związaną z wszystkimi rozgrywkami do 25 marca. Bo trzeba pamiętać, że jako związek mamy też między innymi rozgrywki młodzieżowe. To jest sytuacja nietypowa dla wszystkich. Najgorsze jest to, że wszystkich dotknie ten spadek dofinansowania. Nie tylko w koszykówce, a każdej dyscyplinie sportu.

Jeden z naszych słuchaczy napisał wczoraj pod #WeszłoFM, że Matka Natura przywraca ustawienia fabryczne na Ziemi. Trochę to jest chyba tego typu historia. Panie prezesie, ostatnie pytanie w kwestii reprezentacji – co się mówi w kręgach europejskich czy też światowych? Można się nastawiać, że ten turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, który miał się odbyć w czerwcu, też będzie przełożony? Czy może jest za wcześnie, by wyrokować?

Myślę, że jest za wcześnie. My zamykamy sezon, ale zostaje nam reprezentacja. Chciałbym dać kibicom szansę przeżycia pozytywnych emocji za sprawą naszej kadry. Szykowaliśmy się, mieliśmy mieć konferencję, ogłaszać różne rzeczy, chcieliśmy zrobić coś fajnego dla kibiców. Zostało to odłożone, aczkolwiek mam nadzieję, że uda nam się w czerwcu zrealizować to, co chcieliśmy zrobić i że kadra Polski zagra w tym turnieju kwalifikacyjnym. Tym bardziej, że – jak widać – nasza reprezentacja jest w gazie. Nasi zawodnicy są w stanie wygrać z każdym, ostatnio wygrali przecież z mistrzami świata. To napawa dużą dawką optymizmu. Widać, że nasi kadrowicze czują, że mają szansę zagrać na tych igrzyskach. Zresztą to jest kadra 5×5, a kadra 3×3 też miała już za tydzień wylatywać na turniej kwalifikacyjny, który został przełożony. To wszystko – i ligi, i reprezentacje – na razie jest w zawieszeniu. Nie wiemy, jak potoczy się to dalej. Ale powiem raz jeszcze: najważniejsze jest zdrowie zawodników i wszystkich innych osób.

Uważam, że świat powinien stanąć na miesiąc, dać sobie szansę na to, żebyśmy wszyscy wrócili za miesiąc do normalnego życia, które znaliśmy przed tym wszystkim. Jeżeli jedni będą w kwarantannie, a drudzy wychodzili, to do niczego to nie prowadzi. To wszystko cały czas się będzie roznosiło. Uważam, że powinna tu zapaść ważna decyzja na szczeblu rządowym Unii Europejskiej i całego świata, o zamknięciu się na miesiąc. Przeżyjmy ten miesiąc, bo to będą mniejsze straty, niż w przypadku, gdy rok czy półtora będziemy żyli w niepewności. Bo trudno przecież dziś powiedzieć, jak to się będzie rozprzestrzeniało. Widzimy jednak po tym, co dzieje się we Włoszech, że można się bać. Najważniejsze jest to, by z tego wyjść. Potem, jeżeli będą ku temu warunki, to grajmy. A jeżeli będzie to niemożliwe, to po prostu trzeba będzie poczekać i zobaczyć, kiedy będzie można rozegrać te mecze kwalifikacyjne i kiedy rozegrane zostaną igrzyska olimpijskie. Bo na dziś nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego, by mogły się odbyć w lipcu.

Fot. Newspix 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Media: Polski bramkarz może zmienić klub w Niemczech po sezonie

Patryk Stec
0
Media: Polski bramkarz może zmienić klub w Niemczech po sezonie

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...