Reklama

Cracovię może dziś ograć prawie każdy, ale GKS tylko postraszył

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2020, 21:10 • 4 min czytania 10 komentarzy

Nie damy sobie niczego uciąć, że poznamy zdobywcę Pucharu Polski w sezonie 2019/20, ale póki nie zapadły decyzje odwołujące spotkania, piłkarze muszą grać, a my – jako fani naszej kopanej – zobowiązani jesteśmy do tego, żeby to oglądać. Oj, bolał ten pierwszy mecz w nowej, “koronawirusowej” rzeczywistości. Nie dość, że w związku z zamkniętymi trybunami panowała atmosfera sparingu, nie dość, że uszy więdły od tych wszystkich “taktycznych wskazówek” wymienianych między zawodnikami, to jeszcze GKS Tychy z Cracovią zagrały tak, że aż musieliśmy się upewniać, iż ten mecz naprawdę daje przepustkę do półfinału Pucharu Polski, przedostatniego kroku w marszu na Narodowy. 

Cracovię może dziś ograć prawie każdy, ale GKS tylko postraszył

To klasyczna sytuacja, w której człowiek niby “wiedzioł”, a jednak się łudził. Mieliśmy świadomość, że gospodarze, którzy na co dzień grają w I lidze, w weekend dostali srogi oklep od Chrobrego Głogów, co posadą przypłacił Ryszard Tarasiewicz, a goście z Ekstraklasy przegrali cztery ostatnie spotkania. W Tychach spotkały się dwa kryzysy. Z drugiej strony jednak liczyliśmy, że trzecia drużyna najwyższej klasy rozgrywkowej wykorzysta starcie z niżej notowanym rywalem, by w zdecydowany sposób się przełamać i zyskać trochę pewności, a i być może tyszanami zwolnienie szkoleniowca po grubo ponad dwóch latach wstrząśnie do tego stopnia, że zobaczymy coś nieoczekiwanego.

Cóż, jeśli chodzi o Cracovię, to ujmiemy to tak – lata lecą, a my dalej zdobywamy szczyty. W tym przypadku naiwności.

Do GKS-u trudno mieć pretensje. Ryszard Komornicki, który w Tychach tymczasowo zamienił dyrektorski stołek na posadę trenera, po kompromitacji w Głogowie wywalił ze składu sześciu piłkarzy, co należy uznać za rewolucję i drużyna wyglądała lepiej. To na pewno nie było maksimum, jeśli chodzi o jej aktualne możliwości, ale też tak wiele do tego pułapu nie brakowało. Plusik przy nazwisku trenera stawiamy również za wystawienie 17-letniego Jana Biegańskiego, który u Tarasiewicza w tym sezonie nie zagrał ani razu, a dziś, szczególnie w pierwszej połowie, na młokosa patrzyło się całkiem przyjemnie.

Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno ten chłopak, jak i cały pierwszoligowiec, powinien zostać sprowadzony przez Cracovię do parteru – jak nie kulturą gry, to za sprawą jakości piłkarzy.

Reklama

Co na to Pasy? Konsekwentnie: WRZUTAAAAA!

To było proszenie się problemy i drużyna Michała Probierza dostała to, na co zasłużyła. Już w pierwszej części gry zespół z Ekstraklasy mógł przegrywać, bo najlepszą okazję do strzelenia bramki wykreowali sobie gospodarze. Na szczęście dla Pasów głodny gry Hrosso zatrzymał uderzenie głową Lewickiego po wrzutce wspomnianego Biegańskiego. Reszta w zasadzie do zapomnienia, bo Cracovia w swoich atakach była bardziej nieśmiała niż sztubak na pierwszej randce.

Później wydawało się, że sytuacja została opanowała i Probierz nie będzie musiał strzelać buraka ze wstydu. Na początku drugiej części gry van Amersfoort dograł do Wdowiaka, a wpadający w pole karne z prawej strony skrzydłowy zrobił coś, co w Ekstraklasie wychodzi mu dość rzadko – trafił w bramkę, a nawet zrobił to tak, że Jałocha niewiele miał do powiedzenia. Gdy kilka chwil później Helik sieknął w słupek, można było pomyśleć, że kolejne gole są kwestią czasu.

Tymczasem im bliżej był końcowy gwizdek, tym Cracovii mniej zależało na tym, aby przypieczętować zwycięstwo, czego oczywiście goście pożałowali. Gdy kierowca klubowego autokaru Pasów powoli wstukiwał w nawigację właściwy adres, prawą stroną ruszył Mateusz Piątkowski, po czym – jak nie on – idealnie wyłożył piłkę do Wojciecha Szumilasa, który przymierzył kapitalnie.

Dogrywka. Marzyliśmy o tym.

Niewiele brakło, a doszłoby w niej do sensacji. Strzelony gol napędził GKS i pierwszoligowiec zgniótł w pierwszej części dogrywki faworyta.

Reklama

Okazja Staniuchy, strzał obroniony przez bramkarza Pasów.
Strzał Szumilasa w poprzeczkę.
Główka Piątkowskiego, piłka znów odbiła się od poprzeczki.
Setka Piątkowskiego, futbolówka minęła Hrosso, ale w ostatniej chwili sprzed linii bramkowej wybił ją Lusiusz.

Goście odpowiedzieli ledwie jedną okazją Thiago. Ale przetrzymali bardzo trudne chwile, a w drugiej części dogrywki wspomniany Brazylijczyk zrobił też akcję, po której van Amersfoort oszczędził wszystkim oglądania rzutów karnych.

Skończyło się, patrząc z perspektywy Cracovii, na strachu i dodatkowych 30 minutach w nogach, z awansu można się chwilę pocieszyć, ale chyba nie ma kibica Pasów, który po tym meczu spokojnie zasiądzie przed telewizorem, by zobaczyć spotkanie z Jagiellonią. Oczywiście możemy żartować, że to – hehe – typowa Cracovia, bo z II-ligową Bytovią też musiała zagrać dogrywkę, a z Rakowem najpierw pobiegać, a później jeszcze strzelać karne, ale to chyba nikogo w tej chwili nie bawi.

GKS Tychy – Cracovia 1-2 (po dogrywce)

Szumilas 90′ – Wdowiak 51′, van Amersfoort 115′

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...