Reklama

Wesoła, ofensywna, przyjemna – tak, to o tobie, Ekstraklaso!

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

07 marca 2020, 20:05 • 5 min czytania 27 komentarzy

Jeśli kiedyś Ekstraklasa wypełnia luki w swoich dziurawych zębach, czesze włosy w najprzyzwoitszy możliwy sposób, nakłada makijaż na wszystkie niedociągnięcia swojej cery, i generalnie wykonuje wszystkie temu podobne czynności, upiększające jej na co dzień przeciętną twarz – dostajemy to, co dziś w Lubinie. Bunkrów nie było, ale też było, nie boimy się użyć tego słowa, naprawdę bardzo fajnie. Serio. Zobaczyliśmy grad goli (aż osiem!), mnóstwo składnych akcji i spędziliśmy kapitalne sobotnie popołudnie ze świetnym meczychem. Na wstępie więc podziękowania, i dla Zagłębia Lubin, i dla Lechii Gdańsk. 

Wesoła, ofensywna, przyjemna – tak, to o tobie, Ekstraklaso!

To był jeden z takich meczów, który nadawałby się na rozemocjonowaną relację dla kumplów przy piwie. Taką, w czasie której referent wystrzeliwuje z siebie jak z karabinu kolejne opisy, kolejne sytuacje, kolejne dygresje, wszystko to przeplatając gorączkową gestykulacją. I tak wiemy, że nie jesteśmy zbytnio dopieszczeni przez Ekstraklasę, że można byłoby nas posądzić o skrajny brak obiektywizmu i przesadne zachwycanie się w sytuacji, kiedy zobaczymy coś ponadprzeciętnego, ale co tam, tak było i tyle.

Zaczęło się mocno. Starzyński egzekwował rzut wolny z dwudziestego metra. Idealna pozycja dla niego. Figo spojrzał się mądrze na ustawienie Kuciaka. Wziął rozbieg, rozpędził się (nie za szybko, jak na niego przystało) i zakręcił. Za lekko. Słowacki bramkarz skutecznie piąstkował. Figo nie wyszło i zaraz gospodarze przegrywali już 0:1, bo świetnie dośrodkował Pietrzak, piłka zgubiła się w polu karnym, aż dopadł do niej Conrado i załatwił sprawę.

Chwilę potem powinno być wyżej, bo Mihalik ograł na skrzydełku Balicia, popędził, dograł w pole karne, gdzie zamotał się Żivec, ale Lipski zmarnował setkę. I nie ma dla niego usprawiedliwienia. Ani to, że wcale nie musiał spodziewać się, że dojdzie do piłki, ani to, że Hładun wykazał się genialnym refleksem, nie jest argument na obronę byłego piłkarza Ruchu Chorzów. Generalnie Lipski wyglądał dzisiaj i nie tylko dzisiaj na piłkarza z innej piłkarskiej rzeczywistości – takiej właśnie chorzowskiej, obecnie III-ligowej. Jeden z nas stwierdził, że jego gra to prowokacja służb i w sumie się z tym zgadzamy. Gdyby to był program “Agent”, wszyscy głosowaliby w ciemno na Lipskiego.

Co innego Conrado. Skrzydłowy jest specyficzny. Taki kurdupel, który walczy, skacze wszystkim, biega nakręcony niczym jakiś króliczek Duracella i naprawdę tym razem zagrał świetnie. Taka jest jego gra. Szybka, na kontrze, do upadłego. Ten mecz skończył z golem, dwiema asystami i wywalczonym (kontrowersyjnie, ręka Guldana naciągana) karnym.

Reklama

W końcu dobrze zagrał też fatalnie dysponowany do tej pory Mihalik, który nie dość, że kręcił silnym i szybkim Baliciem, to jeszcze naprawdę przypominał Haraslina z jego najlepszych występów – efektowny i efektywny. Najpierw wykończył podanie Conrado w prostej sytuacji, a potem genialnie sam wykończył akcję, która wydawała się stracona. Co więcej – trochę później, w podobnej sytuacji mógł skompletować hat-tricka, ale pomylił się minimalnie. Swoją drogą, ta dwójka skrzydłowych Lechii robiła całą ofensywną grę.

Żeby jednak nie było, że tylko o Lechii, to Zagłębie też zagrało świetny mecz. Naprawdę druga linia lubińskiej ekipy prezentowała się kapitalnie. Wszystko ułożone, poukładane, składne. Żadnej lagi, żadnego pałowania, wszystko podaniami, raz wolno, raz przyspieszając. Wymieńmy po kolei. Baszkirow? Może i kiedyś jeździł po pijanemu samochodem, może i nie był gwiazdą w Rosji, ale to ”6” wysokiej klasy, bez nawet minimalnego strachu przed rozgrywaniem. Drażić? W pierwszej połowie przeciętny, w drugiej główny napędowy ataku Zagłębia. Bohar? Zabrakło mu konkretów, bo tylko asysta (tak, w tym meczu to mało!), ale poza tym klasa. Żivec? Trochę gorzej, ale parę razy i tak pokręcił. Starzyński? Figo w najlepszej swojej wersji, nie dość, że klasowo rozgrywał, to jeszcze walnął dwie bramki.

A to jeszcze mało, bo swoje w ofensywie robił też zawsze aktywny Alan Czerwiński, Balić strzelił gola i dołożył parę dośrodkowań, a Guldan i Jończy też dorzucili swoje w ataku, bo bez strachu, z pożytkiem dla widowiska, biegali pod bramkę Kuciaka nie tylko przy rzutach rożnych. Taka to była gra – częściej w Ekstraklasie mówi się, że napastnik jest pierwszym obrońcą, tutaj obrońca był pierwszym napastnikiem.

No, ale to nie wystarczyło na zwycięstwo. Może gdyby nie dziwny karny, po wątpliwej ręce Guldana, wykorzystany przez Zwolińskiego, to byłoby sprawiedliwiej? Na pewno Zagłębie zasłużyło przynajmniej na remis. Negatywy? No Lipski pędził nieatakowany przez kilkadziesiąt kilometrów, miał wolnego Conrado na prawej flance, ale bezsensownie stracił piłkę. Pewnie Żivcowi i Makowskiemu też dwa razy wyłączyły się mózgi przy rozegraniach, ale to były pojedyncze sytuacje. Poza tym dominowała gra w piłkę, nie było szarpaniny i przestojów.

4:4 to nietypowy wynik, ale bylibyśmy zdziwieni jeśli ten wynik były inny. Do tych ośmiu goli przecież trzeba jeszcze dodać okazje, które mieli Starzyński, Tosik, Bohar. Jak już chwalimy, to po całości – bo tu również ciepłe słowo należy się lubinianom za charakter przy odrabianiu dwóch bramek straty. No i pochwała również dla Martina Seveli, który nie zdjął słabego przez cały mecz Bartosza Białka. Opłaciło się, bo fenomenalnie dwóch rywali okiwał Drażić, strzelił, Kuciak wypluł piłkę, ta trafiła pod nogi Białka i bach, gol.

Wcześniej Lechia mogła zamknąć mecz, ale w dwóch dobrych sytuacjach – po kontrze przestrzelił Haydary.

Reklama

Dziś piłkarze obu drużyn wyglądali, jakby od tego meczu zależało ich bycia albo nie być nie tylko w klubach, nie tylko w lidze, ale może w ogóle w tym zawodzie. Po ostatnim gwizdku arbitra, po zakończeniu tego wszystkiego, żałowaliśmy, że to już koniec, że piłkarze grali na określony czas, a nie przykładowo do rozstrzygającej bramki. Zawsze kiedy widzimy w Ekstraklasie takie mecze przychodzi nam do głowy tylko jedna puenta: Koniec i bomba, a kto nie oglądał ten trąba!

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...