Trzy medale zdobyte na jednych mistrzostwach świata juniorów. Takim osiągnięciem nie może pochwalić się nawet Justyna Kowalczyk. W polskich biegach jest to więc sytuacja bez precedensu. Izabela Marcisz w niemieckim Oberwiesenthal biega po prostu znakomicie. I udowadnia, że dysponuje ogromnym talentem.
Sprint techniką dowolną – srebro. Potem bieg na 5 kilometrów klasykiem i brązowy medal. Dziś z kolei 15 kilometrów, znów w stylu dowolnym. I drugie srebro do kolekcji. Izabela Marcisz, choć nie wygrała żadnej z dotychczasowych konkurencji, stała się jedną z gwiazd trwających mistrzostw świata juniorów. Zresztą zupełnie słusznie, bo takie wyniki po prostu budzą respekt. Tym bardziej, gdy rywalizuje się choćby z Norweżkami, które w biegach – nie kryjmy tego – od zawsze są o kilkanaście kroków przed nami.
Ta zima to dla Marcisz znakomity czas. Początkiem grudnia w Ruce zdobyła pierwsze punkty Pucharu Świata. Na metę wpadła co prawda jako 39., ale czas netto jej biegu podniósł ją o całe dziesięć pozycji. – Słyszałam, że jestem blisko, że mogę zdobyć punkty i od razu robiło mi się cieplej na sercu. Chcę je zdobywać i w taki sposób odpłacać się trenerom i serwismenom za to, co robią dla nas. W czasie biegu czułam się dobrze. Został ostatni podbieg i finisz… Jestem jednak zadowolona, zbieram naukę i doświadczenie. Pierwszy raz wystartowałam w biegu na dochodzenie i na starcie się zastanawiałam, z którego boksu ruszać. Nie mam porównania z innymi występami, ale widzę, że jestem w stanie biegać na wysokim poziomie i walczyć z dziewczynami, które regularnie kończą na miejscach punktowanych – mówiła wtedy Onetowi.
Postępy robi zresztą bardzo regularne. Już kilka lat temu, gdy ona i Monika Skinder świetnie zaprezentowały się na mistrzostwach Polski, mówiło się, że mamy w jej osobie spory talent. Dwa lata temu Marcisz po raz pierwszy wystartowała na mistrzostwach świata juniorów. W konkurencjach indywidualnych ani razu nie weszła do trzydziestki. Rok później, w Lahti, była już 24. (sprint), 5. (15 kilometrów) i 4. (5 kilometrów). Dlatego nie dziwi, że w tym roku zdobyła medale na dystansach. Ale sprint to już inna sprawa.
– Gdybym powiedział, że spodziewałem się trzech medali, to po prostu nie byłbym szczery – mówi Mateusz Król, redaktor naczelny portalu sportsinwinter.pl. – To jednak tylko dlatego, że trudno było przewidzieć medal w sprincie. Wydaje mi się, że to była największa niespodzianka dla Izy. Trzeba jednak zauważyć, że pod względem umiejętności w tej konkurencji widać u niej ogromny postęp. Jeśli chodzi o dystanse, to można było liczyć na medale. W ubiegłym roku była blisko podium, a od początku tej zimy widać, że jest po prostu lepszą zawodniczką. Możliwe, że to nie koniec naszych medalowych zdobyczy, bowiem jeszcze czeka nas sztafeta. Rok temu było piąte miejsce. Teraz może być lepiej.
Gdy mówi się o Marcisz, słowa, jakie regularnie się powtarzają to: „konsekwencja”, „rozwój”, „praca” i „zaangażowanie”. Izabela to bowiem nie tylko talent, ale niesamowicie pracowita i ułożona zawodniczka. Zresztą trudno działać inaczej, gdy prowadzi cię duet Aleksander Wierietielny i Justyna Kowalczyk. Rozwój biegaczki pod ich skrzydłami potwierdza jednak to, że Marcisz czego jak czego, ale ciężkiej pracy to się na pewno nie boi.
– Pracowałam z wieloma osobami i każdy dołożył cegiełkę do tego sukcesu. To dzięki nim trafiłam do kadry. Gdyby jednak nie trener Aleksander Wierietielny i Justyna Kowalczyk, to nie byłoby takich wyników. Oni potrafili „wyleczyć” wiele rzeczy w głowie. Nauczyli innego podejścia do treningu i do życia. Dali do zrozumienia, że trzeba zrezygnować z pewnych rzeczy, żeby w sporcie coś osiągnąć. To nauka, jaka zostanie we mnie na lata. Dlatego staram się jak najwięcej uczyć od tych trenerów i wyciągać jak najwięcej wniosków – mówiła Marcisz na łamach Onetu.
Sęk w tym, że za niedługo może okazać się, że to ostatni sezon, w którym ta dwójka będzie jej pomagać. Wierietielny myśli podobno o emeryturze (zresztą od kilku dobrych lat), a jeśli on odejdzie, to całkiem możliwe, że i Justyna Kowalczyk. Choć talent Marcisz może się obronić, to jednak ważne jest to, kogo będzie mieć dookoła. – Jeśli robi już drugi medal w juniorach, to mówi samo przez się, że ma [talent i potencjał]. Tylko że w dzisiejszym wyczynowym sporcie prócz talentu znacznie bardziej trzeba zwrócić uwagę, jaki związek zapewni jej rozwój… W sporcie sprzętowym przelewek nie ma, narta „jakoś” nie pojedzie – pisała o Izie sama Justyna Kowalczyk na Twitterze.
Powstaje więc pytanie: co więc będzie z Izabelą, gdy przyjdzie jej biegać wśród seniorek?
– Trudno przewidzieć, jak będzie za kilka lat. Dzisiaj możemy powiedzieć, że potencjał jest całkiem spory. Warto jednak pamiętać, że były zawodniczki, które w wieku juniorskim zdobywały medale, a potem nie były w stanie powtarzać rezultatów w wieku seniorskim. Zwróćmy uwagę chociażby na pamiętną Nicole Fessel, która potrafiła wygrać jako juniorka z Justyną Kowalczyk, a ich kariery później poszły w zupełnie różnych kierunkach. W przypadku Izabeli widać postęp rok do roku. Widzimy też jednak, że przegrała z młodszą o rok zawodniczką o ponad minutę. Marcisz ma jeszcze pole do poprawy. Jeśli duet trenerski Wierietielny i Kowalczyk zostaną z naszą kadrą, to rozwój Polki mamy chyba gwarantowany. Jeśli potwierdzą się plotki i szkoleniowiec odejdzie, to… nic nie wiemy. Mamy jednak ogromny talent, o który trzeba zadbać – mówi Król.
Co ważne i podkreślmy to raz jeszcze – Marcisz na tych mistrzostwach pokazała, że jej mocną stroną jest uniwersalność. Dystans dłuższy, krótszy, sprint, technika dowolna albo klasyczna – nieważne. Jest w stanie powalczyć w każdym biegu i z większością rywalek. A to umiejętność cenna, tym bardziej, że dziś w świecie biegów stawia się nieco bardziej na specjalizację. Izabela z kolei czuje się dobrze niezależnie od konkurencji. Co oznacza, że w każdej może walczyć o punkty czy medale.
Teraz musi nabrać jeszcze koniecznego do odnoszenia sukcesów doświadczenia, zbudować nieco więcej wytrzymałości. Jeśli to się uda, to za kilka lat możemy mieć z niej ogromną pociechę.
Fot. Newspix