Świętować można wszystko, absurdalnych przykładów nie brakuje. Niedługo czeka nas Międzynarodowy Dzień Przytulania Bibliotekarza, a zaraz potem Światowy Dzień Drzemki w Pracy (to nawet brzmi spoko). Dziś zresztą obchodzony jest Światowy Dzień Powolności, ale zamiast tego 25 lutego możemy ochrzcić jako Światowy Dzień Polskich Asyst. Nasi rodacy w Lidze Mistrzów spisali się znakomicie – łącznie trzy gole wypracowali i jednego strzelili.
Tych asyst byłoby jeszcze więcej, ale Jose Callejon niestety nie był świadomy, o jakim dniu mowa i po idealnym podaniu Arkadiusza Milika zmarnował stuprocentową sytuację w meczu z Barceloną. Działo się to przy stanie 1:1, więc nie trzeba tłumaczyć, o jak ważnym momencie mowa.
Panie Callejon, wstyd i wielki nietakt. Mamy nadzieję, że hiszpańska ambasada wystosuje jakieś przeprosiny.
Skupmy się jednak na tym, co się udało. Najbardziej nas cieszy, że Lewandowski i Zieliński nie zaliczyli asyst tylko na papierze, oddając piłkę do najbliższego, który zrobił resztę. Nie, „Lewy” podając dwukrotnie do Gnabry’ego pokazał wielką klasę, takich dograń – szczególnie przy pierwszym golu – nie powstydziłyby się najlepsze „dziesiątki” świata.
Druga połowa w Londynie była absolutnym popisem kapitana biało-czerwonych, bo dołożył jeszcze swoją bramkę i to po faulu na nim Marcos Alonso wyleciał z boiska. Robert zademonstrował swoją wielkość. Na pewno siedziało mu w głowie wypominanie, że w fazie pucharowej LM regularnie zawodzi, że rzadko strzela, a on mimo to grał bardzo zespołowo. Przy okazji ostatecznie zadał kłam teoriom wygłaszanym nie tak dawno na przykład przez Dietmara Hamanna, że jest egoistą i wygląda, jakby mało kto go w szatni lubił.
Dziś Polak odbierał szczere gratulacje od rozentuzjazmowanych kolegów. Zwróćcie uwagę, jak Thomas Mueller zareagował po bramce na 1:0. Od razu ruszył z gratulacjami do „Lewego”, doceniając jego zasługi w całej akcji.
Premier League to najbardziej medialna liga świata, więc świetny występ przeciwko jej przedstawicielowi to podwójne zapunktowanie w zwiększaniu swojej renomy poza niemieckimi arenami – chociażby w kontekście Złotej Piłki. Dziś to kibice Bayernu mogą sarkastycznie zapytać, co to za liga farmerów, w której gra Chelsea.
Zieliński z Barceloną również pokazał, że ten poziom go nie przerasta. Potwierdził wszystkie swoje walory i dał coś ekstra. Coś, czego tak bardzo się od niego zawsze oczekuje. Najpierw odebrał piłkę, potem wypatrzył kolegę – nic się samo nie zrobiło. I tylko wciąż szkoda, że partacz Callejon nie skorzystał z podania Milika, to już w ogóle byłby szał ciał. Ale i tak nie ma co narzekać, piękny to dzień, w którym Polacy znaczą tak wiele w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Prosimy o więcej – oby już z jakąś multiligą, bo to śmiech na sali, żeby w 2020 roku nie było takiej możliwości na kodowanych kanałach!
Fot. FotoPyK