Działacze Lechii Gdańsk z nieukrywaną dumą poinformowali ostatnio o przedłużeniu umowy z Flavio Paixao. Nowy kontrakt z portugalskim napastnikiem obowiązywał będzie do czerwca 2021 roku, ale zawarto w nim również opcję przedłużenia o kolejny sezon. Ktoś mógłby w tym momencie zapytać: czym tu się ekscytować? Mówimy przecież o piłkarzu zbliżającym się do trzydziestych szóstych urodzin. Fakty przemawiają jednak same za siebie – Paixao ma już w tym sezonie dziewięć goli na koncie, jest najlepszym strzelcem biało-zielonych w Ekstraklasie. I wiele wskazuje na to, że dzisiaj może zaokrąglić swój bramkowy dorobek, dokładając do kolekcji trafienie z Lechem Poznań.
Skąd to śmiałe przypuszczenie?
Cóż – Paixao od jakiegoś czasu się po prostu nie zatrzymuje.
Kapitanowi Lechii nie udały się – podobnie jak całej reszcie zespołu – tylko dwa ostatnie mecze przed przerwą zimową. Poza wpadkami z Jagiellonią i Koroną, Portugalczyk strzela w każdym kolejnym spotkaniu i w dużej mierze dzięki jego snajperskiemu instynktowi Lechia wciąż trzyma się na przyzwoitej pozycji w tabeli. Dwie sztuki z ŁKS-em, dwie z Wisłą Płock i dwie ze Śląskiem. Do tego trafienia na wagę zwycięstwa w starciach ze Śląskiem Wrocław i Piastem Gliwice. No i wypada jeszcze wspomnieć o golu zdobytym w październikowych Derbach Trójmiasta. Ostatnio na Flavio naprawdę można polegać, nawet jeśli zdarzy mu się sknocić rzut karny.
Jeśli doliczyć do bramkowego dorobku Paixao jego asysty oraz asysty drugiego stopnia, skrupulatnie wyliczane przez portal EkstraStats, wyjdzie z tego dwanaście trafień wypracowanych przez portugalskiego zawodnika w lidze. A przecież zdobył on również trzy gole w Pucharze Polski, po jednym na każdym etapie rozgrywek. Odnalazł też drogę do siatki w obu konfrontacjach z Bröndby IF. Jeśli to wszystko zsumować, wyjdą naprawdę kapitalne liczby jak na takiego weterana.
Choć oczywiście problemem Paixao jest to, co było jego słabą stroną od zawsze – przestoje formy.
Między pierwszą a piętnastą kolejką ligowych zmagań Flavio zdobył zaledwie jednego gola, często w ogóle nie wybiegał w podstawowym składzie Lechii. Grał ogony, a jeśli już pojawiał się na murawie od pierwszych minut, to drużyna z nim w składzie dość kiepsko sobie radziła. Z podobną historią mieliśmy do czynienia choćby w poprzednim sezonie ligowym, gdy Paixao jak opętany strzelał w pierwszej części rozgrywek (dwanaście trafień przed przerwą zimową), by zupełnie przygasnąć wiosną i niemal ze szczętem zagubić skuteczność. Od lutego do maja Portugalczyk ustrzelił zaledwie trzy gole, ani jeden z nich nie padł w rundzie finałowej.
Z drugiej strony – ostatnio w Ekstraklasie taka posucha jeżeli chodzi o skutecznych napastników, że warto jednak dokonania Paixao docenić. Tym bardziej, że to wciąż – pomimo upływu lat i utraty szybkości – nie jest klasyczna dziewiątka, przydatna tylko wewnątrz szesnastki. Flavio potrafi cofnąć się po piłkę i wesprzeć drużynę na etapie budowania akcji. Akcje skrzydłem przestały być już od dawna jego domeną, lecz Portugalczyka z piłką przy nodze nadal przyjemnie się ogląda. Ma na koncie aż osiemnaście kluczowych podań.
Spójrzmy na jego statystyki od czasu przeprowadzki na polskie boiska:
sezon 2013/14 (Śląsk Wrocław) – 1 gol w 13 meczach ligowych
sezon 2014/15 (Śląsk Wrocław) – 18 goli w 37 meczach ligowych
sezon 2015/16 (Śląsk Wrocław, Lechia Gdańsk) – 11 goli w 37 meczach ligowych
sezon 2016/17 (Lechia Gdańsk) – 10 goli w 33 meczach ligowych
sezon 2017/18 (Lechia Gdańsk) – 10 goli w 34 meczach ligowych
sezon 2018/19 (Lechia Gdańsk) – 15 goli w 37 meczach ligowych
sezon 2019/20 (Lechia Gdańsk) – 9 goli w 19 meczach ligowych
Przed Portugalczykiem szansa, aby w dzisiejszym starciu z Lechem w Poznaniu zapisać na koncie trafienie numer dziesięć w Ekstraklasie i tym samym zanotować szósty sezon z rzędu z co najmniej dziesięciobramkowym dorobkiem w lidze. W obecnych czasach to ewenement wśród naszych ligowców. 74 ligowe trafienia to już jest naprawdę zacny dorobek.
Do klubu 100 pewnie się Paixao dojechać nie uda, lecz tak czy owak jego liczby robią wrażenie. Tym bardziej, że gra on na wysokiej skuteczności. Do strzelenia gola potrzebuje w tym sezonie 3,67 strzału. To lepszy rezultat niż w przypadku takich snajperów jak Gytkjaer (4,00), Kante (8,38), Angulo (7,30), Parzyszek (11,33), Lopes (8,00) czy Buksa (7,57).
Gdyby Flavio był parę lat młodszy, pewnie już od dawna byśmy go na polskich boiskach nie oglądali.
Lechia Gdańsk w tym roku obchodzić będzie 75-lecie istnienia i w zasadzie można się zastanawiać, czy Paixao nie zasłużył już sobie przypadkiem na miejsce w klubowej jedenastce wszech czasów. Zdobył z klubem Puchar i Superpuchar Polski, dołożył do tego trzecie miejsce w lidze. Jest najlepszym strzelcem w historii Derbów Trójmiasta, w ostatnich latach wyrósł na prawdziwego kata Arki Gdynia. Zajmuje też fotel lidera w klasyfikacji najskuteczniejszych obcokrajowców w dziejach ligi. No i nie trzeba chyba dodawać, że w historii ekstraklasowych występów Lechii portugalski napastnik także jest strzelcem numer jeden. Plus kapitańska opaska na ramieniu… No naprawdę sporo tych osiągnięć się już na koncie Flavio uzbierało. Wręcz nadspodziewanie dużo, bo przecież zaczynał on swoją przygodę z polską ligą jako “gorszy bliźniak”, wyglądał początkowo na totalny niewypał.
Można mu też rzecz jasna wyliczać żenujące symulki, z których swego czasu słynął, można się czepiać boiskowej nonszalancji, która niejednokrotnie już go zgubiła. Można krytykować, że lwią część ze swoich goli zdobył dzięki uderzeniom z najbliższej odległości albo z rzutów karnych, ale hej – gdyby Paixao był zawodnikiem pozbawionym wad, to przecież nie grałby w Polsce.
Pytanie – jak długo Portugalczyk zdoła utrzymać obecną dyspozycję strzelecką?
W zeszłym sezonie, co tu kryć, nie wystarczyło mu paliwa na cały sezon. Wiosną zauważalnie zwolnił. Ale z drugiej strony – tak naprawdę Paixao swoje już w bieżących rozgrywkach zrobił. Jak na lidera przystało, wziął na siebie odpowiedzialność w najtrudniejszym dla zespołu okresie i dzięki jego bramkom Lechia w miarę suchą stopą przeszła przez pierwszą fazę kadrowego przemeblowania. Trudno czegoś więcej oczekiwać od takiego weterana. Teraz, gdy do zespołu dołączył już Łukasz Zwoliński i paru innych ofensywnych zawodników, ciężar strzelania goli powinien zostać bardziej równomiernie rozłożony.
fot. FotoPyk