Reklama

Tottenham na łopatkach. Lampard zdeklasował Mourinho

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

22 lutego 2020, 15:58 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kiedy relacjonowaliśmy grudniowe starcie Tottenhamu z Chelsea, w tytule pomeczowego tekstu pojawiło się wymowne sformułowanie: „Tottenham bez argumentów w derbach Londynu”. I mamy wrażenie, że moglibyśmy relację z tamtego spotkania dzisiaj po prostu przepisać, poprawiając tylko finałowy rezultat i podmieniając nazwiska strzelców w odpowiednich momentach. Spurs zostali bowiem raz jeszcze zdeklasowani przez Chelsea. Trudno to określić inaczej. Podopieczni Jose Mourinho nawet przez minutę nie wyglądali na zespół zdolny, by sięgnąć dzisiaj po trzy punkty.

Tottenham na łopatkach. Lampard zdeklasował Mourinho

Porażka 1:2 to dla nich zdecydowanie najniższy wymiar kary.

Od samego początku i niemal do samego końca mecz toczył się pod dyktando ekipy Franka Lamparda. A trzeba podkreślić znaczenie tej konfrontacji dla układu sił w Premier League. Gdyby „Koguty” odniosły zwycięstwo na Stamford Bridge, przeskoczyłyby Chelsea w tabeli i znalazły się na czwartej lokacie. The Blues ostatnimi czasy w lidze radzili sobie średnio, tracili punkty na potęgę, z kolei Tottenham regularnie odrabiał stratę do czołówki.

Wydawało się więc, że Spurs – nawet pomimo plagi kontuzji, która dotknęła zespół – nie będą w starcu z lokalnym rywalem bez szans. Że coś tam mogą dziś zwojować, choćby remis. Ale rzeczywistość okazała się dla nich brutalna.

Reklama

Co prawda w pierwszej fazie meczu dość dogodną sytuację do zdobycia gola miał Lucas Moura, ale była to w zasadzie jedyna szansa bramkowa Tottenhamu w pierwszej połowie. Poza tym – gospodarze niepodzielnie rządzili na murawie, momentami posiadaniem piłki zbliżając się do 90%. Nie było to jednak bezproduktywne klepanie futbolówki do tyłu albo do najbliżej stojącego partnera. Nic z tych rzeczy. Chelsea grała szybko, z pomysłem, cały czas naciskając na przeciwnika i podkręcając tempo rozgrywania akcji. Na efekty nie trzeba było długo czekać – już po kwadransie do bramki Hugo Llorisa trafił jego rodak, Olivier Giroud.

Wystawienie Giroud na szpicy okazało się świetną decyzją Lamparda. Potężny napastnik nie należy może do szybkościowców, ale w grze kombinacyjnej wyglądał wręcz doskonale, no i rzecz jasna świetnie się spisywał w bezpośredniej walce z obrońcami. Poza tym, inteligentnym poruszaniem się po boisku otwierał ofensywnym pomocnikom – Rossowi Barkleyowi i Masonowi Mountowi – korytarze do wyjścia na wolne pole. Kapitalnie się ten ofensywny trójkąt The Blues obserwowało. Znakomicie sprawdziło się również Lampardowi ustawienie zespołu z trójką środkowych i duetem wahadłowych obrońców. Tottenham nie miał żadnego pomysłu na to, jak okiełznać zamaszyście atakujących przeciwników.

Z tego zresztą zrodziła się druga bramka dla gospodarzy. Na samym początku drugiej połowy Chelsea pograła sobie piłką wzdłuż pola karnego Spurs. Wreszcie do futbolówki dopadł Marcos Alonso i huknął jak z armaty, korzystając na tym, że był kompletnie nieobstawiony. „Koguty” zwyczajnie nie nadążyły z upilnowaniem wszystkich piłkarzy Chelsea, którzy zaangażowali się w atak.

Potem gospodarze dość mocno spuścili z tonu, stopniowo oddając inicjatywę w ręce przyjezdnych. Co było dla nich dość wygodnym rozwiązaniem, ponieważ podopieczni Mourinho kompletnie nie mieli pomysłu, co z tą inicjatywą począć. Atak pozycyjny w ich wykonaniu praktycznie nie funkcjonował. Fakt faktem, że ostatecznie zmniejszyli rozmiary porażki – w 90 minucie spotkania Erik Lamela dopadł do prostopadłej piłki i spróbował zagrać ją w pole bramkowe, a futbolówka tak niefortunnie odbiła się od nogi obrońcy Chelsea, że zmyliła bramkarza i wpadła do siatki. Ale trudno nawet powiedzieć, by kontaktowy gol rozbudził nadzieje Tottenhamu na wyszarpanie w dzisiejszym starciu choćby punktu. The Blues odebrali sygnał ostrzegawczy, podkręcili poziom koncentracji i dowieźli zwycięstwo do końca.

Pewnie wymiary triumfu Chelsea byłby bardziej okazałe, gdyby nie fatalna decyzja sędziego i jego współpracowników z wozu VAR. Giovani Lo Celso z premedytacją nastąpił na nogę przeciwnika, co grozić mogło nawet jej złamaniem i… uszło mu to na sucho. Co tu dużo mówić, kolejny skandal sędziowski w Premier League. Trudno uwierzyć dlaczego Lo Celso nie wyleciał z boiska, bo jego zagranie było bandyckie.

Jose Mourinho – który po końcowym gwizdku nie przybił Lampardowi piątki – w pomeczowej rozmówce stwierdził, że nie widział faulu.

Reklama

ERYunJkX0AECTFv

Chyba jedynym bardziej nieszczerym oświadczeniem, jakie Portugalczyk mógłby po tym meczu wygłosić byłyby słowa: „zasłużyliśmy na punkty”.

CHELSEA FC 2:1 TOTTENHAM HOTSPUR (O. Giroud 15′, M. Alonso 48′ – A. Rudiger 89′ (sam.))

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Francja

Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Paweł Marszałkowski
1
Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Anglia

Anglia

Ruud van Nistelrooy szybko wróci na ławkę? Zainteresowanie z Championship

Mikołaj Wawrzyniak
0
Ruud van Nistelrooy szybko wróci na ławkę? Zainteresowanie z Championship
Anglia

Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie

Patryk Stec
2
Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...