Reklama

Kiedy przegrywasz, a potem nie

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2020, 17:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jesteś pod butem rywala i ten bez litości złomuje cię od bitych 70 minut. Przegrywasz 0:2 i właściwie możesz dziękować, że tylko tyle, bo gdyby w którymś momencie zegar stadionowy pokazywał 0:4 – żadna niesprawiedliwość. Nikt w ciebie nie wierzy, ba, ty sam w siebie powoli nie wierzysz.

Kiedy przegrywasz, a potem nie

Czy w takich warunkach można wygrać?

Okazuje się, że można, a na wykład zaprosiła Arka Gdynia.

Postawić przy 0:2 pieniądze, że Arka wygra – niby czyste szaleństwo. Nic na to nie wskazywało, absolutnie nic, Arka przy Rakowie wyglądała jak rywal z okręgówki, jak zbieranina, która po raz pierwszy widzi piłkę i nie bardzo wie, co z nią zrobić. Raków był poukładany, Arka była wygwizdywana. Trudno się dziwić jej kibicom, że brała ich po prostu kurwica, gdy widzieli, jak ekipa Papszuna gra z rywalem jak z głupim, często wymieniając podania nawet na 20. metrze od bramki Steinborsa.

No, to był nokaut. Nie, inaczej: wydawało się, że to był nokaut, bo jakby powiedział Chinyama: football is football, you know.

Reklama

Arka wstała z kolan w ciągu 20 minut i naprawdę jeszcze długo będziemy się zastanawiać, jak tego dokonała, ale faktem jest, że zrobiła to. Wyprowadziła trzy szybkie sztuki i to goście nie zdążyli się chwycić lin, bo padli na deski.

Najpierw bramkę głową strzelił Młyński, co jest w sumie dość kuriozalne, skoro chłopak ma 178 centymetrów wzrostu – ale tak to jest, jak się ma w dupie krycie, a Babenko myślał o wszystkim innym, tylko nie o kryciu.

Potem cuuuuudownego rogala wymyślił Marko Vejinović, co było dość zaskakujące, skoro pomocnik Arki do tamtego momentu nie grał jednak niczego wielkiego i wszyscy znowu mogliśmy się zastanawiać, czy klub nie przepłaca go pięciokrotnie. Lekko licząc.

Następnie być może równie trudnym technicznym strzałem popisał się Mihajlović, który zakręcił piłkę od słupka, co było dla Rakowa upokarzające, skoro do 72. minuty mieli 2:0. No ale po raz kolejny: tak to jest, jak Kościelny stoi niczym słup soli i nie reaguje na przeciwnika w polu karnym.

Co będziemy wam ściemniać: nie wierzyliśmy, że Arka to wyciągnie. Więcej: jesteśmy święcie przekonani, że nawet najwięksi optymiści wśród gdyńskich kibiców nie wierzyli, że żółto-niebiescy pomyślą tutaj choćby o remisie. A jednak, futbol zagrał nam po raz kolejny na nosie, pokazując, że gdzie jak gdzie, ale na tym zielonym placu wszystko jest możliwe. Ba, Arka ma w tym przecież jakieś doświadczenie, bo pamiętamy derby i powrót od stanu 0:2.

Wtedy Lechia się jednak przestraszyła i zbyt szybko chciała bronić wyniku, ale co się stało z Rakowem? To jest wręcz niepojęte. Goście od początku ruszyli na gospodarzy zdecydowanie i to przyniosło im korzyść bardzo szybko, nie graliśmy jeszcze pięciu minut, a było już 1:0. Szczepański uderzył z wolnego, nieźle, ale do obrony, natomiast Steinbors się nie popisał, nie zbił tej piłki odpowiednio i wpadło. Potem Raków nie zwalniał tempa, Arkę ratowała albo poprzeczka (po strzale Poletanovicia), albo rozpaczliwa obrona, ponieważ bywało, że w jednej akcji dramatycznymi wślizgami zawodnicy gospodarzy musieli się bronić aż trzykrotnie przed stratą bramki.

Reklama

Gol na 2:0 jednak wpadł, po innym stałym fragmencie, a jakże, kiedy to najprzytomniejszy w polu karnym był Petrasek i trafił – dla odmiany – nogą.

Przerwa nic nie zmieniła, absolutnie, to Raków cały czas dominował i Steinbors musiał sobie radzić choćby z bardzo dobrym uderzeniem Szczepańskiego. Podkreślimy to po raz kolejny, bo to naprawdę duże wydarzenie: nic nie wskazywało na zmianę scenariusza.

Gdzie więc możemy poszukać przyczyn? Chyba w ruchach trenerów. Rogić dał swojemu zespołowi kopa, bo Mihajlović rozruszał gdynian, dołożył śliczną bramkę, Kopczyński poukładał środek. Z kolei Papszun wpuścił Malinowskiego, który obil tylko słupek oraz Babenkę, ale tutaj… ręce nam opadły. Facet nie potrafił dzisiaj kryć, podawać, przyjmować. Niczego nie potrafił. Wyglądał, jakby wygrał udział w tym meczu poprzez audiotele, a przez całe swoje życie nigdy nie uprawiał aktywności fizycznej.

Dramat.

I nie ma naszym zdaniem przypadku, że od jego wejścia Raków zaczął słabnąć, a potem dostał jedną, drugą, trzecią bramkę. Czasem nawet taka pierdoła jak jedna kadrowa roszada potrafi cały misterny plan wysłać w pizdu i tak się stało tym razem. Panie Marku, gdy następnym razem pomyśli pan o Babence – niech pan pomyśli jeszcze raz.

screencapture-207-154-235-120-mecz-649-2020-02-22-18_08_26

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

0 komentarzy

Loading...