Dość niespodziewanie, ale jak najbardziej zasłużenie, Magda Linette stała się w ostatnim czasie siłą napędową naszego kobiecego tenisa. W zeszłym sezonie została drugą (po Agnieszce Radwańskiej) Polką w historii z triumfem w turnieju WTA. Jutro zagra o drugi taki tytuł, a przy okazji może wspiąć się aż na 33. miejsce w rankingu. Już teraz jest jednak pewna jednego – że w tym zestawieniu zaliczy w poniedziałek swój życiowy rezultat.
W rankingu ustalanym na żywo jest bowiem 37. i już na pewno nie spadnie z tej pozycji. Do tej pory najwyżej w karierze była na 41. pozycji. Szczęśliwym miejscem okazały się dla niej korty w tajlandzkim Hua Hin, choć to akurat nie zaskoczenie. W zeszłym sezonie doszła na nich bowiem aż do półfinału i po prostu gra jej się tam świetnie. Na tyle, że po półfinale zapytano ją “czy to aby nie czas żeby kupić dom w Hua Hin?”. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że doskonale zaadaptowała się do tamtejszych warunków. Przez cały turniej mocno wieje, zawodniczki często sobie z tym nie radzą. Ale nie Polka. Ona odnajduje się w tym znakomicie.
Jasne, można pisać, że ułożyła jej się drabinka. I będzie to prawdą. Ale w tym właśnie rzecz, by taki układ umieć wykorzystać. Magda (rozstawiona z piątką) po drodze pokonała Katerynę Bondarenko (WTA #495, choć w przeszłości nawet #29), Shuai Peng (#106, kiedyś #14), Xiyu Wang (#134) i Patricię Marię Tig (#105). Innymi słowy: nie grała jeszcze z zawodniczką z najlepszej setki rankingu, choć przyznać trzeba, że Wang i Tig to rywalki, które zaprezentowały się naprawdę dobrze. Uderzały mocno, atakowały, potrafiły poradzić sobie z wiatrem. Młoda Chinka urwała nawet Polsce seta, ale w miarę upływu czasu to Magda coraz bardziej się nakręcała i ostatecznie wygrała całe spotkanie. Swoją droga istnieje prawdopodobieństwo, że w finale Linette też nie zagra z zawodniczką z TOP 100. Wystarczy, że młoda Leonie Kueng pokona Nao Hibino.
Skąd tak słaba obsada i pogrom faworytek? Cóż, powiedzmy sobie wprost – to nie jest duży turniej, a za rogiem czai się już impreza w Dubaju, gdzie jest trochę kasy do zarobienia i gdzie zmierzają najlepsze zawodniczki. Zresztą sama Magda myślała o tym, by tam się zjawić, ale w kwalifikacjach – które już się zaczęły – nie zagra, bo dobrze idzie jej w Tajlandii, a do turnieju głównego aktualnie byłaby… czternastą oczekującą. Ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. Zamiast męczyć się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich z najlepszymi tenisistkami świata, Polka nabija sobie punkty na imprezie w Tajlandii. Zresztą są one niezwykle cenne – mocno przybliżają bowiem Magdą choćby do najlepszej “32” rankingu. A gdyby tam się dostała, byłaby rozstawiona w imprezach wielkoszlemowych i, teoretycznie, na lepsze rywalki trafiałaby dopiero w trzeciej rundzie. Może więc opcjonalna wygrana w Hua Hin czy ubiegłoroczne zwycięstwo w Nowym Jorku nie budzą takiego respektu jak triumfy w największych imprezach, ale przynoszą świetne efekty.
Tym bardziej, że ogląda je się znakomicie. Linette gra po prostu bardzo dobrze. Imponuje, jak zawsze, przygotowaniem taktycznym i fizycznym, ale też opanowaniem. Kiedy ma gorszy moment, zwykle jest w stanie przetrwać go bez większych strat. A kiedy wraca jej dobra gra – natychmiast potrafi ukarać rywalkę. Dziś było tak w pierwszym secie, kiedy ze stanu 3:1 dla Magdy zrobiło się nagle 3:5 (potem mówiła, że zaczęła za wolno, ale posłuchała rady trenera i zaczęła dyktować warunki). Wystarczył jednak jeden wygrany gem, by znów się nakręciła i kilka minut później wygrała całego seta 7:5. Kiedy w drugiej partii serwowała na mecz i nie wykorzystała sytuacji, ani na moment się tym nie załamała. Wręcz przeciwnie – wzięła się do roboty przy podaniu rywalki i po chwili mogła cieszyć się z awansu do finału.
Co poza tym warto zauważyć w jej grze? Jest bardzo skuteczna, znakomicie uderza i z forehandu, i backhandu. A gdy z Xiyu Wang przegrywała fizycznie – bo Chinka dysponuje naprawdę niesamowitą siłą uderzeń – zaczęła kombinować, grać rotacjami, wykorzystywać wiatr i skracać piłki. Tam zatriumfowało doświadczenie i spryt. Ujmując to jednym zdaniem: Polka wydaje się na ten moment zawodniczką kompletną. Wiadomo, nie na tyle, by nagle wygrać Wimbledon, ale żeby na dłużej zagościć choćby w najlepszej “30” – zdecydowanie tak.
Finał turnieju w Hua Hin zagra jutro o 11 naszego czasu. Warto obejrzeć to spotkanie, bo możemy doczekać się kolejnej historycznej chwili. O ile w zeszłym roku Magda zostawała drugą, obok Agnieszki Radwańskiej, polską triumfatorką turnieju WTA, o tyle jutro może zostać drugą, która na koncie ma na koncie wygrane turnieje w liczbie mnogiej. Oczywiście, do dwudziestu triumfów “Isi”, a przede wszystkim ich wagi i znaczenia, jeszcze Magdzie daleko. Ale jej wyniki i tak są znakomite.
Magda Linette 7:5 6:5 Patricia Maria Tig
Fot. Newspix