Sześciu na jedenastu nie zdobyło nawet jednego ligowego gola. Bramkowy dorobek ośmiu spośród nich razem wziętych wynosi sześć goli. Powiedzieć, że przez ostatnich dziesięć lat Legia średnio trafiała z napastnikami ściąganymi na Łazienkowską zimą, to naprawdę nic nie powiedzieć.
Historia jest więc przeciwko Tomasowi Pekhartowi, który jest dwunastym napastnikiem, jakiego warszawianie biorą w zimowym oknie transferowym na przestrzeni dziesięciu ostatnich lat. Ale to nie tak, że wszyscy okazywali się totalnymi niepowodzeniami. Na dwóch udało się naprawdę godnie zarobić. Trzeci miał wydatny wkład w dwa tytuły mistrzowskie stołecznego klubu. Na kim Pekhart w żadnym wypadku nie powinien się wzorować, a w kim upatrywać inspiracji?
JAROSŁAW NIEZGODA – 60 MECZÓW, 29 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2016)
ORLANDO SA – 42 MECZE, 15 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2014)
WŁADIMER DWALISZWILI – 53 MECZE, 21 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2013)
Trzy kolejne transfery napastników zimą i trzy trafione w punkt.
Jedyne w okresie ostatnich dziesięciu lat.
Pierwszy był Dwaliszwili. Wiadomo, kto pamięta tylko jego schyłkowy okres w Legii, jego beznadziejną grę w Pogoni Szczecin, ten nie nazwałby go udanym ruchem. Jego atutem zawsze była waleczność wsparta kilogramami mięśni, ale po jakimś czasie zrobił się niesamowicie ociężały. A przecież był czas, gdy skauci mocnych klubów europejskich przyjeżdżali na Polonię oglądać Teodorczyka i Wszołka, a kończyli z zakreślonym w notesach Dwaliszwilim. Przeciwko niemu rywalom zawsze grało się cholernie ciężko, bo tu podepchnął, tam popracował łokciem czy barkiem. Potrafił sobie zrobić miejsce, obrzydzić obrońcom ich robotę.
Dlatego umieszczamy go na początku serii udanych snajperskich wzmocnień Legii. Kibicom z Łazienkowskiej na początku wydawało się bowiem, że to będzie snajper na lata. Ciemiężyciel defensorów, gość wiodący atak do kolejnych goli. W 20 pierwszych ligowych spotkaniach dla klubu z Warszawy zdobył 10 bramek, symbolem tego okresu był wyjazdowy hat-trick w Kielcach. Tylko potem coś się popsuło.
EDUARDO – 14 MECZÓW, 0 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2018)
VAMARA SANOGO – 2 MECZE, 0 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2017)
TOMAS NECID – 8 MECZÓW, 1 GOL (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2017)
DANIEL CHIMA CHUKWU – 9 MECZÓW, 0 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2017)
NACHO NOVO – 15 MECZÓW, 1 GOL (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2012)
ISMAEL BLANCO – 10 MECZÓW, 2 GOLE (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2012)
MICHAL HUBNIK – 22 MECZE, 2 GOLE (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2011)
FELIX OGBUKE – 8 MECZÓW, 0 GOLI (PRZYSZEDŁ ZIMĄ 2011)
W przeciwieństwie do Niezgody, ta banda nie spełniła nawet polskiego snu. Na papierze przy większości z tych transferów CV się zgadzało. Gdyby któryś zawodnik przychodził dziś do polskiej ligi z taką przeszłością, z jaką ci trafiali do Legii, wieszczylibyśmy raczej sukces niż tak spektakularną wtopę, jaką był każdy z nich.
Sami spójrzcie:
– gwiazda ligi czeskiej, lider klasyfikacji strzelców z 12 bramkami w 17 spotkaniach;
– jeszcze pół roku wcześniej piłkarz AEK Ateny, dla którego rozegrał cztery pełne sezony, zdobył 73 gole, zaliczył 25 asyst w 171 meczach, trafiał także w fazie grupowej Ligi Europy (5 goli w 12 meczach);
– superrezerwowy Glasgow Rangers przez sześć długich lat, autor 52 goli i 21 asyst dla tego klubu, z 42 meczami w 1,5 sezonu w La Liga bezpośrednio przed przyjściem do Polski;
– wielokrotny reprezentant Czech, kiedyś 3. najlepszy strzelec Ligi Europy, w dwóch sezonach przed tym, gdy dołączył do Legii, zdobywca dwucyfrowej liczby goli w lidze holenderskiej i tureckiej.
A jednak ani Michal Hubnik, ani Ismael Blanco, ani Nacho Novo, ani Tomas Necid ataku Legii nie zbawili. Gdy podzielić ligowy dorobek wspomnianego kwartetu, każdy z nich średnio dorzucił do dorobku Wojskowych pół gola. Całość wypracował na boiskach ekstraklasy Hubnik.
Daniel Chima Chukwu też nie zapowiadał się na wtopę, w końcu kto, jak nie on, kręcił obrońcami Legii niemiłosiernie w eliminacjach Ligi Mistrzów, gdy ta mierzyła się z norweskim Molde? Kręcić w Polsce nie kręcił już na boisku, ale poza nim. Pokręciło mu się na przykład, na którym stadionie trenuje Legia i zamiast na Łazienkowską, pojechał na Narodowy. Pokręcił też rozmiar butów, grał w źle dopasowanych, przez co nabawił się infekcji w okolicach palców. Jedyny jego w miarę udany występ, to ten w Pucharze Polski z Wisłą Puławy, kiedy co prawda gola nie zdobył, ale zaliczył przynajmniej dwie asysty.
Wiele nie spodziewaliśmy się zaś po Eduardo i Feliksie Ogbuke, ze zgoła różnych przyczyn. Brazylijczyk z chorwackim paszportem był już bowiem wrakiem piłkarza, którego karierę złamała potworna kontuzja z czasów gry w Arsenalu. Jasnym było, że nie będzie w stanie dać Legii tego, co dawał Dinamu Zagrzeb, kiedy ruszał na podbój Europy. Ale przy Łazienkowskiej komuś musiało się wydać, że 50, 30, a może nawet 20 procent dawnego Eduardo to wciąż wystarczy, by pozamiatać w ekstraklasie.
No, yyy, nie.
Z Feliksem Ogbuke było zaś tak, że musiałby grać na jakieś 400% swojego potencjału, by w Legii cokolwiek z niego było. Co myślał sobie Maciej Skorża biorąc z ligi cypryjskiej piłkarza bez gola, bez asysty, sporadycznie występującego w ogóle w tych rozgrywkach? Naprawdę, kasę można było wydać na książki, na odtwarzacz MP4, na nowe drzwi do szatni, na kilkanaście blach sernika – cokolwiek. A i tak byłaby to lepsza inwestycja niż ten nieszczęsny Ogbuke.
Do wtop wrzucamy też póki co Vamarę Sanogo, choć jego jeszcze na sto procent skreślać nie będziemy. Po tym, jak na początku przydawał się Legii wyłącznie podczas turniejów w FIFĘ, w Sosnowcu był najlepszym strzelcem odstającego piłkarsko od całej ligi zespołu, po czym wrócił walczyć o skład i szybko wybiła mu to z głowy kontuzja.
3/11 trafionych zimą napastników w dekadę, 0/4 w ostatnich trzech styczniowo-lutowych okienkach. Skuteczność, z jakiej zadowolony nie mógłby być chyba nawet Antoni Łukasiewicz. Spore kontrakty, w kilku przypadkach także nieliche sumy odstępnego. To pokazuje, jak ciężko ściągnąć jakościowego snajpera do ekstraklasy, kiedy nie robi się tego latem Nawet jeśli jest się Legią Warszawa – klubem z konkretną reputacją w Europie, ze stolicy, mającym zdecydowanie najwięcej tytułów mistrzowskich w ostatnich latach.
Historia jest więc przeciwko Tomasowi Pekhartowi. I owszem – zna przypadki, kiedy snajperzy ściągani w połowie sezonu koniec końców wypalili. Z drugiej zaś strony – tylko jeden, Dwaliszwili, zdołał jeszcze w tych samych rozgrywkach strzelić dla Legii więcej niż jednego gola.
fot. FotoPyK