Zimą Legia postanowiła nabrać trochę finansowego tłuszczyku i zainkasowała ponad 10 milionów euro na sprzedaniu swoich zawodników do innych lig. Z pozoru wygląda to fajnie, a jeszcze fajniej, kiedy dodamy, że Radosław Majecki zostaje w Warszawie na wiosnę, ale coś w tym wszystkim delikatnie nie gra. Co konkretnie? Stołeczny klub zwyczajnie osłabił się przed decydującą rundą. Zamiast wykorzystać pieniądze, wzmocnić skład, zbudować bazę pod marsz po mistrzostwo, przy Łazienkowskiej zastanawiają się, czy ekipa, z którą zostali, wystarczy na skuteczny powrót na tron.
Jaką syrenką będzie Legia na wiosnę? Dumną i triumfalną, jak ta pomnikowa, czy przestarzałą i nienadającą się na dzisiejsze drogi, jak samochód rodem z głębokiego PRL-u?
NAJMOCNIEJSZA STRONA
Głębia składu. Oczywiście nie wszędzie, bo to nie idealna rzeczywistość i boki obrony mogłyby być obstawione lepiej (Karbownik to wysoki poziom, grupa Vesović-Rocha-Stolarski-Cholewiak dramatyczna nie jest, ale pozostawia trochę do życzenia), ale poza tym, sami zobaczcie, czym dysponuje Aleksandar Vuković:
Bramka: Majecki, Cierzniak, Muzyk
Dobry pierwszy bramkarz. Najcierpliwszy i najbardziej pozbawiony negatywnych egoizmów drugi golkiper, który po wejściu na boisko gwarantuje utrzymanie solidnego poziomu, a także sympatyczny, zdolny, relatywnie młody trzeci golkiper, który spokojnie nie obniży poziomu, kiedy komuś z pierwszej dwójki przydarzy się coś nieoczekiwanego i niechcianego.
Środek obrony: Lewczuk, Wieteska, Jędrzejczyk, Astiz, Remy
No dobra, tylko pierwsza trójka z tego imponuje, bo Astiz to relikt przeszłości i nie spodziewamy się po nim już niczego specjalnego, został jako uzupełnienie składu i uśmiechnięty łącznik między pokoleniami, a Remy na razie przez większość trwającego sezonu się leczy, teraz wrócił do zdrowia i zobaczymy, jak często w ogóle będzie dostawał szanse na grę. Lewczuk, Wieteska i Jędza to wysoki ligowy poziom. Zazwyczaj duet stoperów tworzy para weteranów i robi to dobrze, ale jeśli już na murawie pojawi się ich młodszy kolega, to też raczej daje sobie radę, choć pewnie w osiągnięciu stabilniejszej formie pomogłaby mu większa… stabilizacja w grze.
Rzut oka na noty:
Jędrzejczyk – 5,65
Lewczuk – 5,13
Wieteska – 4,64
Jędza daje jeszcze ten komfort, że z powodzeniem zagra na praktycznie każdej pozycji w defensywie. Jesienią obstawiał już nie tylko pozycję stopera, ale też oba boki obrony. Klasa.
Środek pomocy: Martins, Antolić, Gwilia
Wygląda to tak, jakby w czasie rundy jesiennej Martins i Antolić siedli razem do stołu, wyjęli na stół to, co mogli wyjąć, spojrzeli sobie głęboko w oczy i postawili sprawę jasno: współpracujemy na określonych warunkach. Każdy wie, co ma robić, jeden drugiemu w paradę nie wchodzi. Pierwszy odpowiada za błysk kreatywności, rozprowadzenie piłki, utrzymanie balansu w środku pola, a drugi ma więcej zadań defensywnych, ma grać na pograniczu, faulu, atakować, zaostrzać grę, ale przy tym móc włączyć się do akcji ofensywnych.
Rzut oka na statystyki i noty:
Martins – 1 asysta, 1 kluczowe podanie, 5,11
Antolić – 3 asysty, 3 kluczowe podania, 5,12
Gwilia zaczynał sezon w pierwszym składzie, ale ucierpiał na wykrystalizowaniu się duetu Niezgoda-Kante. Stracił miejsce w wyjściowej jedenastce i teraz pełni rolę wartościowego jokera. Niespecjalnie mu to służy, zdaje się, że lepiej wypada, kiedy może grać od pierwszej minuty, ale skoro jest, jak jest, to musi się z tym pogodzić. Umiejętności nie stracił.
Ofensywni pomocnicy i skrzydłowi: Luquinhas, Praszelik, Novikovas, Cholewiak, Wszołek, Pyrdoł
Tu jest komfort bogactwa pierwszej klasy. Paweł Wszołek i Luquinhas tworzą ofensywny duet, który robi różnicę. Po prostu. Poziom, a może nawet dwa, powyżej ligową ponadprzeciętność. Pierwszy udowadnia, że nieprzypadkowo przez ostatnie lata trzymał się Championship – jest twardy, szybki, dynamiczny, potrafi kiwnąć, wyprzedzić na dystansie i wykończyć akcję. Drugi, odkąd zaczął zauważać bramkę przeciwnika, stał się o wiele groźniejszy i oprócz dryblingu dla samego dryblingu może zagwarantować jeszcze wymierne korzyści dla zespołu.
Rzut okiem na statystyki i noty:
Wszołek – 4 gole, 5 asyst, 1 kluczowe podanie, 5,50
Luquinhas – 3 gole, 5 asyst, 1 kluczowe podanie, 5,37
Novikovas ma sporo do udowodnienia, choć statystyki ma nie najgorsze (4 gole, 1 asysta, 2 kluczowe podania), to w Legii na razie kompletnie zawodzi i wiosna pokaże, czy będzie przy Łazienkowskiej w ogóle przydatny. Wiadomo jednak, że umiejętności ma. Cholewiak to solidne uzupełnienie składu, jeśli będzie grał w pierwszym składzie, to będzie kwitł przy zdolniejszych kolegach niż w Śląsku. Pyrdoł podobnie, w Legii na niego liczą w kontekście przyszłości. Praszelik to melodia dni przyszłych. Jest kim grać.
Atak: Kante, Sanogo, Rosołek, Kostorz, Pekhart (?)
A przepraszamy, o tej czwórce i może piątym jegomościu, który niedługo może zawitać na Łazienkowską, nie w tej rubryce.
NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA
Wszystko sprowadza się do jednego: odejścia Niezgody.
Portland Timbers dało za najskuteczniejszego strzelca Legii w rundzie jesiennej 3,6 miliona euro i nikt w Warszawie specjalnie tego transferu nie blokował. Przypływ gotówki, to zawsze przypływ gotówki. Jako że jednak na wcześniejszych etapach sezonu zespołów opuścili Sandro Kulenović (nie tęsknimy, w swoich ostatnich meczach kopał się po głowie i to czasami dosłownie) i Carlitos (tego nie cenił sobie Aleksandar Vuković), więc na dziś Legia została z takim zestawem snajperów przez małe ”s”:
Jose Kante – śmiechy śmiechami, ale akurat on się obronił i nie zasługuje na szyderkę. Trzy razy wybieraliśmy go do ekipy Kozaków, walnął sześć bramek, dołożył do tego dwie asysty i dwa kluczowe podania. Walczy, nieźle czuje się w grze kombinacyjnej, jest pierwszy do bronienia, nie pudłuje już na potęgę w prostych sytuacjach i no, po prostu, może się podobać, choć bardziej w roli drugiego snajpera niż pierwszy i jedyny wybór do strzelania goli. I właśnie w tym problem.
Vamara Sanogo – wraca po ciężkiej kontuzji, w Zagłębiu Sosnowiec umiał strzelać bramki, ale nie teraz, nie tutaj, nie od razu i nie na pewno.
Maciej Rosołek – pięć meczów w rundzie jesiennej mówi za samo za siebie, wszystkiego postawić na niego nie można, choć talent ma.
Kacper Kostorz – trzy mecze w rundzie jesiennej, nim ligi się nie podbije, choć talent ma, choć mniejszy niż Rosołek.
O krok od przejścia na Łazienkowską jest za to Tomas Pekhart. Czech z Las Palmas z ładnym CV, ale przywodzący przy tym nieco na myśl Tomasa Necida i tego boimy się najbardziej. Co więcej, na samo wspomnienie lekko się wzdrygamy. Pekhart ma trzydzieści lat, swoje strzelić potrafi, można ten transfer bronić, ale to raczej nie jest gość, który jest w stanie 1 do 1 zastąpić stratę Jarosława Niezgody.
A jako, że bez bramkostrzelnego napastnika w tej lidze gra się po prostu ciężko, to przy takim stanie kadrowym potencjał ataku wicemistrza Polski może niepokoić.
KLUCZOWY ZAWODNIK
Paweł Wszołek. Dance style.
Ależ piękny taniec Pawła Wszołka po bramce Rosołka 😀 pic.twitter.com/I5rswfljt1
— Trener Jarząbek (@Trener_Jarzabek) October 22, 2019
To barwny gość. Przyjechał do Polski pod koniec września, po całym lecie bez klubu, przygotowując się indywidualnie i nie było się do czego przyczepić. Przyjechał w formie, z miejsca okazał się wzmocnieniem, wniósł do zespołu powiew doświadczenia z boisk Serie A i Championship – boiskowy lider pełną gębą.
Wcale nie jest tak, że rozniósł ligę, porozstawiał wszystkich po kątach, bo to wielki pan piłkarz, który kolejka w kolejkę gwarantuje zdobycz strzelecką, asystę i kilka zagrań, po których trybuny skandują jego nazwisko. Nie, żyjemy w polskiej ligowej rzeczywistości i takie rzeczy zdarzają się raz na ruski rok (jak przyjedzie Vadis, Marcelo czy inny Ljuboja), ale Wszołek naprawdę robi różnicę. Świetnie wypadł na tle pogrążonej w kryzysie Wisły Kraków, dał show przeciw Górnikowi Zabrze, golem i asystą rozpykał Śląsk Wrocław, a z nim w składzie Legia wygrała 7 z 10 spotkań. Solidnie.
Statystycznie wypada nieźle. Motorycznie, technicznie i fizycznie dobrze wypadał już jesienią, a co dopiero teraz po całej przerwie zimowej przepracowanej z zespołem. Stoi przed nim istotne zadanie: musi udowodnić, że jest w stanie wziąć na siebie dużą odpowiedzialność i poprowadzić swój zespół do mistrzostwa Polski. To byłby fajny krok w jego karierze. Ma 27 lat, nie jest jeszcze stary, może przypomnieć o sobie reprezentacji. Tak, definitywnie, czeka go ważne pół roku.
TRANSFER OKIENKA
Kiedy zaczęło się zimowe okienko transferowe włodarze Legii nie zamierzali ruszać na wielkie zakupy. O, nie, nie, nie. Uznali, że nie tędy droga. Zamiast tego sami rozstawili stragan i na eksponowanych miejscach wystawili wszystkie swoje najdroższe produkty. I to po okazyjnych – jak na zagranicę, bo na nasze warunki bardzo dobrych – cenach. Zainteresowania nie zabrakło. Jarosław Niezgoda poszedł za 3,60 milionów euro do MLS, a Radosław Majecki za 7 milionów do Monaco.
Z tym, że ten pierwszy transfer wiąże się tylko z przypływem gotówki, a ten drugi transfer z czystym sercem uznajemy za transfer okienka w Warszawie. Dlaczego? Ano dlatego, że Legia inkasuje kupę forsy, pozwala swojemu wychowankowi ruszać na podbój Europy do atrakcyjnego klubu, a zarazem zatrzymuje go jeszcze na wiosnę. Sytuacja win-win-win. Wygrywa każdy. I Monaco, i Majecki, i Legia. Polak to klasowy bramkarz, sprawdzony w bojach, relatywnie doświadczony, pewny, raczej wystrzegający się błędów i posiadający status młodzieżowca, co daje Vukoviciowi absolutny komfort w tasowaniu zawodnikami z pola.
Majecki to Majecki, wiadomo, żadna nowa twarz, ale jak wypadły inne transfery? Piotr Pyrdoł to solidne uzupełnienie składu, reprezentant Polski U-21, jesienią grywał niezłe mecze w słabującym ŁKS-ie, też ma status młodzieżowca i powinien dostać swoje szanse, choć nikt pewnie nie będzie specjalnie spieszył się z wprowadzaniem go do drużyny na siłę.
Trochę ważniejszą, choć mniej perspektywiczną, rolę w drużynie będzie pełnił Mateusz Cholewiak. W Śląsku był głównie rezerwowym, wykorzystywanym do łatania przeróżnych dziur od obrony przez pomoc po atak, część osób pukała się w głowę, kiedy okazało się, że przechodzi do Legii, a tu okazuje się, że początek sezonu najprawdopodobniej zacznie w pierwszym składzie wicemistrza Polski! To gość, który gwarantuje solidny poziom na każdej pozycji, na której zagra, a jest na tyle uniwersalny, że na lewej flance i ataku obsadzi trzy pozycje jako jedna osoba.
Niewykluczone, że na dniach przy Łazienkowskiej kontrakt podpisze Tomas Pekhart. Napastnik. Opinie o nim są przeróżne. Od silnego, walczącego, dobrze grającego głową fachowca, który potrafi wykorzystać swoje sytuacje po gościa, który mógłby być pożywieniem dla korników i generalnie 10 na 10 w skali Necida, który zresztą jest jego rodakiem, kolegę, znajomkiem z boiska, a obu panów często się porównuje. Ostatnia runda? 17 meczów, 5 goli w drugiej lidze hiszpańskiej.
CO Z MŁODZIEŻOWCEM?
Bajeczka. W aktualnej formie i na aktualnym etapie sezonu Radosław Majecki i Michał Karbownik graliby nawet, jeśli nie obowiązywałby ich status młodzieżowca. Broniłyby ich umiejętności. Po prostu.
Majecki nie jest bramkarzem, który kolejka w kolejką wybroni swojej drużynie kolejne mecze, nie broni jakoś niesamowicie spektakularnie, ale jest przy tym skuteczny i gwarantuje naprawdę solidny poziom. Niewielu jest gości w jego wieku, którzy potrafią tak spokojnie, stabilnie radzić sobie w klubie, obciążonym dużą presją.
Wystarczy spojrzeć na noty, które mu przyznawaliśmy:
Dwójka – 1 raz
Czwórka – 1 raz
Piątka – 14 razy
Szóstka – 3 razy
Siódemka – 1 raz
Naprawdę musimy liczyć z tego medianę czy sami uważaliście na matematyce? A serio, to jedna wpadka wiosny nie czyni. Ten chłopak poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
Karbownik to kozak, ma osiemnaście lat i ligę wziął z buta. Pewnie mógłby wyjechać już teraz i Legia zarobiłaby sporo kasy za sam jego potencjał (naprawdę sporo), ale wraz ze swoim otoczeniem podjął decyzję, żeby zostać jeszcze trochę w Warszawie, nad czym nikt tutaj nie płacze. To znów sytuacja wygrana dla wszystkich stron. Legia na boisku ma przebojowego lewego obrońcę (13 meczów, 4 asysty, 2 kluczowe podania), a Karbownik będzie miał okazję, żeby jeszcze bardziej potwierdzić swój talent i udowodnić wszystkim, że z każdym meczem jest coraz lepszy. Jeśli nie zatrzyma się w rozwoju, to latem może przebić rekord transferowy Majeckiego. I to grając na lewej obronie, choć Mariusz Piekarski usilnie twierdzi, że jego klient to ofensywny pomocnik…
Z tą dwójką Legia pozycję młodzieżowca ma zabezpieczaną, ale to nie koniec dobrego. Z ŁKS-u przyszedł przecież sympatyczny i błyskotliwy Pyrdoł, a w zapleczu, czekając na poważniejszą szansę, jest jeszcze utalentowany Mateusz Praszelik i niewykluczone, że wiosną będzie o nim głośniej, bo jesienią częściej grywał w trzecioligowych rezerwach niż w pierwszej drużynie (cztery niepełne mecze w Ekstraklasie, dwa niepełne występy w Pucharze Polski). Swoje szanse jesienią i w zimowych sparingach dostawał też Maciej Rosołek, a odejście Jarosława Niezgody tylko przybliżyło go do składu, zresztą podobnie, jak Kacpra Kostorza.
W Warszawie nie mogą narzekać na przepis o młodzieżowcu.
ZIMOWE SPARINGI
Legia Warszawa 2:1 Botosani (2x Kante)
Legia Warszawa 1:1 Dynamo Kijów (Antolić)
Legia Warszawa 3:1 Nyiregyhaza Spartacus (3x Wieteska)
Legia Warszawa 1:0 Vozdovac (Cholewiak)
Legia 0:1 Kairat
Legia 2:0 Kairat (Antolić, Martins)
Legia 1:1 Wisła Płock (Kante)
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Otóż to. Jaka liga, taki król. Jaki rynek, taki król.
OPINIA EKSPERTA
Chcieliśmy coś wymyślić, nie ukrywamy, że nie sprawia nam to przyjemności, ale kiedy już się do tej zabieraliśmy z pomocą przyszedł nam sam pan prezes w rozmowie z Polsat Sport. Korporacja rządzi! Inwestujemy w ludzi! Stawiamy na narzędzia komunikacji z naszymi kibicami!
– Mieliśmy udane okienko z punktu widzenia wpływów za sprzedanych piłkarzy. To konsekwencja pracy ostatnich lat, która polega na dobrym szkoleniu i dawaniu szansy gry w pierwszym zespole, generalnego rozwoju. Chcemy to kontynuować, pracować jeszcze lepiej, by wychodzący od nas piłkarze mieli szansę gry w jeszcze lepszych klubach.
Kibice często patrzą na to w prosty sposób: sprzedał za milion, to kupi za milion, bo ten milion leży w banku i czeka. Realia są zupełnie inne. Funkcjonujemy jako klub-instytucja z kosztami na określonym poziomie. I dodam od razu, że jest to poziom, który ma nam uprawdopodobnić szansę gry w europejskich pucharach, wcześniej wygranie mistrzostwa Polski. Inwestujemy w wiele spraw: poprawę infrastruktury, wyszkolenie trenerów, narzędzia poprawiające komunikację z naszymi kibicami, klubowe media. Inwestujemy przede wszystkim w ludzi, czego nikt nie dostrzega, bo widać tylko końcowy efekt na boisku. Na końcu to on jest najważniejszy, natomiast koszty prowadzenia klubu są ogromne. W Legii zatrudnionych jest w sumie około 450 ludzi, z czego mało kto zdaje sobie sprawę. Dopiero patrząc na naszą strukturę, widać, ile to kosztuje. Nasz bilans transferowy jest częścią przychodów, które mają pokrywać te koszty. Nie powiem więc nigdy, że kwoty uzyskane z transferów z klubu zostaną przeznaczone w całości na zakup piłkarzy do klubu.
Ale byłoby atrakcyjnie, jakby Legia niedługo zaczęła szukać zawodników, zachęcając ich pracą w dużym, młodym i dynamicznym zespole, owocowymi czwartkami, luźniejszymi piątkami i kartą Multisport w postaci wybiegnięcia na boisku raz w tygodniu. No dobra, czasami dwa razy.
PRZEWIDYWANY SKŁAD
NASZ WERDYKT
Wyobraźcie sobie, że w piątek, jeszcze przed rozpoczęciem rundy wiosennej idziecie na spotkanie ze znajomymi. Wszystko milutko, rozmowa się klei, ale w pewnym momencie, ktoś się odpala i wiedząc, że trochę siedzicie w temacie Ekstraklasy, zadaje wam sakramentalne pytanie: ”ty, kto wygra mistrzostwo w tym sezonie?”. Nie możecie się skompromitować, a nie chce się wam tego wszystkiego analizować i opowiadać o szansach kolejnych drużyn po kolei. To polska liga, tego nie zrozumiesz, tu może wygrać każdy. Czarna rozpacz? Panika? Pot na czole? Oczywiście, że nie, bo jest jedna bezpieczna odpowiedź: ”Legia powinna wygrać. Ona zawsze jest faworytem”. Bach.
Taka jest prawda. Legia zawsze jest faworytem. Dysponuje największymi środkami, największym zapleczem, największymi sukcesami w niedalekiej przeszłości. Legia ligę wygrać musi, cała reszta ligi tylko może. W tym roku ciśnienie na mistrzostwo jest jeszcze większe niż wcześniej. Stołeczna ekipa rok temu przegrała rywalizację o tytuł z Piastem Gliwice, Aco Vuković walczy o silniejszą pozycję na ławce trenerskiej, skład jest silny i ten zespół zwyczajnie na to stać.
Przy Łazienkowskiej zgromadził się w końcu balans między Polakami a solidnymi obcokrajowcami. Są młodzi i zdolni (Majecki, Karbownik), doświadczeni (Lewczuk, Jędrzejczyk, Wszołek), zadaniowcy (Antolić, Vesović, Kante), goście od rozgrywania (Luquinhas, Martins), głębia składu (Novikovas, Cholewiak, Gwilia, Wieteska, Pyrdoł). Wszystko naprawdę ładnie, tylko szkoda, że nie udało się zainwestować w transfer dobrego napastnika w miejsce Niezgody. Naprawdę szkoda. Tym bardziej, że jesień pokazała, że podopieczni Vukovicia, w formie i odpowiednio ułożeni, potrafią wygrywać regularnie i unikać głupich wpadek.
Bez Niezgody drużyna traci dużo ze swojej siły rażenia, traci też sam Kante, który w Warszawie sprawdzał się w duecie z napastnikiem o zupełnie innym profilu niż on sam, czego nie można powiedzieć na przykład o przychodzącym Pekharcie. Czas pokaże.
Na razie Legia przystępuje do rundy wiosennej z dwupunktową przewagą nad drugą Cracovią. To tyle co nic, tym bardziej, że Pasy się wzmocniły i może powtórzyć się casus Piasta. Inna sprawa, że no, co będziemy strzępić językiem po próżnicy, tylko powtórzymy: Legia zawsze jest faworytem.